Tomczak: Najważniejsze, że nie ma złamania
- Czekają mnie jeszcze badania. Przy dobrych wynikach przerwa powinna potrwać trzy tygodnie – powiedział nam po meczu z Fuechse Berlin skrzydłowy Vive Targów Bartłomiej Tomczak. Kielecki zawodnik w tym spotkaniu doznał groźnie wyglądającej kontuzji łokcia.
W 36. minucie meczu cała hala zamarła. Wtedy na stojącego w obronie Bartłomieja Tomczaka wpadł Marcus Richwien. Kielecki skrzydłowy długo nie podnosił się z parkietu. - Złapałem niemieckiego zawodnika na faul w ataku. Już opadałem i byłem podparty ręką. On opadł na mnie i poczułem rotację w łokciu, który mi wyskoczył. Na początku myślałem, że jest to złamanie otwarte, na szczęście okazało się, że jednak nie. Miejmy nadzieję, że to nastawienie pomoże i w poniedziałek zacznę już rehabilitację – tak to zdarzenie relacjonował „Kopara”. Jak zaznaczył kielecki skrzydłowy nie ma żalu to rywala. - To był przypadek i nie mam do niego pretensji.
Po całym zdarzeniu Tomczak został zniesiony do szatni. Jednak końcówkę meczu oglądał już na ławce rezerwowych. Jest szansa, że kielczanin nie będzie musiał długo pauzować. - Diagnoza jest taka, że wypadł mi łokieć. Lekarz nastawił mi go szybko. Najważniejsze, że to nie jest złamanie. Wszystko okaże się dopiero w poniedziałek. Mam nadzieję, że przerwa nie potrwa dłużej niż trzy tygodnie i szybko wrócę do gry – poinformował „Kopara”. - Jeszcze dziś wieczorem lub jutro czeka mnie rezonans, jeżeli wszystko będzie dobrze to od razu zacznę rehabilitację – dodał na zakończenie skrzydłowy Vive Targów Kielce.
Fot. Patryk Ptak
Wasze komentarze