Kiełb: Im bardziej chcę, tym bardziej mi nie wychodzi
Początek w jego wykonaniu był imponujący. W dwóch pierwszych meczach po powrocie na kielecką Arenę strzelił dwa gole. Później było już tylko gorzej. Czerwona kartka z GKS-em, kontuzja w Łodzi, słaby występ z Cracovią. – Sam nie wiem czemu ta gra mi się nie układa – mówi w rozmowie z naszym portalem Jacek Kiełb.
Nie żal tych dwóch straconych punktów? Bo raczej w takich kategoriach możemy mówić o waszym spotkaniu z Cracovią.
Jacek Kiełb: – Niedosyt na pewno jest. Oczywiście mamy do siebie pretensje, ale na pewno nie podeszliśmy lekceważąco do tego spotkania. Nie było tak, że przed meczem mówiliśmy sobie: „panowie, mamy już 27 punktów, teraz możemy skupić się na kolejnym spotkaniu”. Nie, mieliśmy świadomość tego, że za nic w świecie nie można do tego pojedynku podejść w ten właśnie sposób. Traktowaliśmy Cracovię bardzo serio.
Więc czemu nie udało się wygrać?
– Rywale postawili nam wysoko poprzeczkę. Trudno się zresztą temu dziwić. Dla Cracovii teraz każdy mecz jest jak walka o życie. Z tego sobotniego mogą być pewnie zadowoleni, bo ostatnie spotkania wyjazdowe przegrywali seryjnie. Teraz to – niestety dla nas – się zmieniło, udało im się wywieźć z Kielc cenny punkt. A my? Dla nas to też ważny „punkcik”. Nie można go nie doceniać. Jak to się mówi: „gdy nie da się wygrać, to trzeba zremisować”. Przede wszystkim, gdy gra się nie klei, nie można przegrać. To nam się udało, choć oczywiście wynik mógł być lepszy.
Trudno jednak myśleć o zwycięstwie, gdy przez cały mecz stwarza się tylko dwie dobre sytuacje bramkowe.
– Wiem, ale to samo może powiedzieć Cracovia. Oni też nie mieli dogodnych okazji pod naszą bramkę. Ten mecz w dużej mierze wyglądał tak przez to, że żadna ze stron nie chciała się za bardzo otworzyć. Gdyby padła jakaś bramka, spotkanie na pewno stałoby się o wiele ciekawsze. My możemy mieć do siebie pretensje zwłaszcza za pierwszą połowę. Była ona w naszym wykonaniu bardzo słaba, w drugiej części meczu wyglądało to o wiele lepiej. Pomogły zwłaszcza zmiany na jakie zdecydował się trener.
A propos pierwszych 45 minut. Leszek Ojrzyński na pomeczowej konferencji prasowej mówił, że na grę Korony w tej części spotkania nie dało się patrzeć.
– W pełni się z tym zgadzam. Wyglądało to tragicznie. I nie wiem czemu tak było. Nie mogliśmy stworzyć sobie jakiejkolwiek sytuacji, nie było z naszej strony żadnej agresji. Przed meczem zakładaliśmy sobie co innego, ale boisko to wszystko zweryfikowało. Przyczyny tak słabej gry pewnie jakieś było, ale chce ten mecz jeszcze raz obejrzeć i przeanalizować to wszystko na spokojnie. Także swoją postawę, bo wiem, że zagrałem słabo.
Nie masz zatem pretensji do trenera, że zmienił cię już po pierwszej połowie?
– Jakie pretensje? Ja zawsze szanuję decyzję trenera, choć nie zawsze muszę się z nią zgadzać. W tym przypadku wyszło jednak na to, że zmiany były słuszne. Wniosły trochę ożywienia do gry zespołu, przez co druga połowa w naszym wykonaniu była o wiele lepsza. Więc o co tu się obrażać, o co miałbym mieć pretensje? Co tu dużo mówić – trener miał racje, ja jakikolwiek żal mogę mieć tylko do siebie.
No właśnie, Twój powrót do Korony był iście mistrzowski. Strzeliłeś dwa gole w dwóch pierwszych meczach na Ściegiennego. Wszyscy mówili, że „Ryba” wrócił do dobrej formy. W ostatnich spotkaniach tak dobrze to już nie wygląda. Czemu?
– Zgadza się. Na pewno moja forma jest teraz słabsza. Wszystko zaczęło się od Widzewa. Tam w mecz wszedłem dobrze, ale złapałem kontuzję i musiałem zejść z boiska. Miałem zbity mięsień, nie trenowałem przez tydzień, i to też mi nie pomogło. Z Legią pojawiłem się w drugiej połowie, ale wiele nie zdziałałem. No i teraz – znów nie mogę powiedzieć, że zagrałem dobrze. Wcześniej był jeszcze ten feralny mecz z GKS-em i czerwona kartka. Staram się robić wszystko co należy, ale wiem że mi nie idzie. Ze mną tak to już jest, że im bardziej chcę, tym bardziej mi nie wychodzi.
Czego ci zatem potrzeba, aby wrócić do normalnej dyspozycji?
– Pewnie troszkę spokoju. Na pewno nie odpuszczę, będę dalej walczył. Nie chodzi tu jednak o żadne zmęczenie. Wręcz przeciwnie – byłem i nadal jestem bardzo głodny gry. Jeśli mogę mieć do kogoś pretensje, to tylko do siebie. Do nikogo innego nie mogę mieć żalu. Nie mogę narzekać na treningi, na warunki. Może moje podejście jest złe? Sam już nie wiem. Wcześniej trochę inaczej czułem się w tych meczach. Teraz może to wyglądać tak jakby mi mniej zależało, ale zapewniam, że tak nie jest. Dalej daję z siebie wszystko. Problem w tym, że gra nie wygląda tak dobrze. Czemu? Na analizę przyjdzie czas po meczu z Ruchem.
Możemy być pewni, że to nie był ostatni mecz Jacka Kiełba w „żółto-czerwonych” barwach na kieleckiej Arenie? Pytam, bo wiemy jak skonstruowana jest umowa wypożyczeniowa między Koroną, a Lechem.
– Ciężko mi powiedzieć jak to będzie. Nie mam pojęcia, jak zadecydują w Poznaniu. Z nikim z Lecha nie miałem kontaktu w tej sprawie.
Trener Ojrzyński mówił jakiś czas temu, że szanse na Twoje pozostanie w Kielcach są duże. I że rozmawiał już z Lechem na ten temat.
– I bardzo się z tego powodu cieszę. Jak zostać, to na cały sezon. Byłbym bardzo zadowolony, gdybym mógł spędzić wiosnę w Kielcach. Gdyby jednak stało się inaczej, to w Lechu też na pewno się nie poddam. Muszę zrobić wszystko, aby i w Poznaniu mieli jakoś dobre wspomnienia po Jacku. Miałem w końcu zastąpić Sławka Peszkę, na to wszyscy liczyli, tymczasem jak do tej pory rozczarowałem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Tak szczerze, nie ucieszyłbyś się, gdyby zadzwonił telefon z Poznania z wiadomością: „Jacek, wracaj, jesteś nam potrzebny!”?
– Jak dowiem się jaka jest decyzja Lecha, wtedy będę mógł powiedzieć, jak na to wszystko zareagowałem. Teraz nie ma co gdybać. Wszystko zależy od trenera Bakero. Płakać z powodu tego, że zostaję w Koronie na pewno nie będę. Chyba, że ze szczęścia.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Oskar Patek, Grzegorz Pięta
Wasze komentarze
najlepiej po pas i mocno tleniony blond :)