Wyjątkowa wygrana Vukovicia. „Wielu wątpiło w moje zaangażowanie”
Korona w sobotę wygrała z Legią Warszawa 1:0 i tym samym doprowadziła do końca swoje pasmo pięciu spotkań bez zwycięstwa. „Legioniści” natomiast przerwali sukcesywny ciąg ośmiu potyczek bez porażki, w których nie stracili żadnej bramki. – Każda passa ma swój koniec – kwituje Aleksandar Vuković.
– Za bardzo nie myśleliśmy o tym, by przerywać jakieś pasmo. Tak się złożyło, że Dusanowi Kuciakowi zabrakło kilku minut do pobicia rekordu bramkarskiego sprzed czterdziestu lat. Cieszy, że tym razem złapaliśmy rytm, który pokazywaliśmy na początku sezonu. Zostały nam jeszcze dwa mecze w ramach rundy wiosennej. Jeżeli zagramy je w podobnym stylu, jestem spokojny o wyniki – mówi Piotr Malarczyk.
Korona króluje, Legia statystuje – w taki właśnie sposób prezentował się sobotni mecz między tymi drużynami. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zagrali z warszawiakami konsekwentnie i mądrze. Przed starciem nie dawano „żółto-czerwonym” zbyt wielu szans na ugranie korzystnego wyniku. A jednak, kielczanie pokusili się o niemałą niespodziankę. – Trzeba przyznać, że Legia zarówno w T-Mobile Ekstraklasie, jak i w Lidze Europejskiej gra ostatnio bardzo dobrze. Satysfakcja ze zwycięstwa po takim meczu jest bezcenna – twierdzi „Malar”.
Faktem jest, że „złocisto-krwiści” po prostu nie pozwolili legionistom na zbyt wiele. – Kontrolowaliśmy przebieg gry i częściej byliśmy przy piłce. Po strzeleniu bramki wiedzieliśmy, że pozostało nam już tylko dobrze bronić i robiliśmy to praktycznie całym zespołem. Nie wydaje mi się, że Legia zagrała słabo. Ciężko było im przedostać się pod naszą bramkę, biorąc pod uwagę ilość zawodników w naszym polu karnym i presję jaką wywieraliśmy – przyznaje Aleksandar Vuković.
Czyli stało się tak, jak „Aco” zapowiadał kilkanaście godzin przed rozpoczęciem meczu. Korona „gryzła trawę” i przycisnęła rywala, przez co „Legioniści” mieli wyraźny problem ze stworzeniem jakiejkolwiek konstruktywnej akcji ofensywnej. – Cieszę się, że wygraliśmy z tak silną drużyną i przerwaliśmy jej serię. Przed samym spotkaniem pewnie wzięlibyśmy jeden punkt w ciemno – mówi Artur Lenartowski.
Ten mecz na długo pozostanie w pamięci kieleckich kibiców
Korona na szczęście nie musiała przed meczem wybierać wyniku, co zdecydowanie wyszło jej na korzyść. Legionistom nie pomogły nawet ryzykowne ataki przeprowadzane w ostatnich minutach meczu. „Żółto-czerwoni” do końca zachowali zimną krew. Zdaniem Malarczyka kielczanie w sobotę tworzyli solidny kolektyw: – Byliśmy dobrze ułożeni taktycznie i skoncentrowani. Nie pozwoliliśmy Legii rozwinąć skrzydeł. Cieszy nas fakt, że nasz przeciwnik nie oddał żadnego strzału na naszą bramkę.
Zwycięskiego gola dla „złocisto-krwistych” zdobył Maciej Korzym, który wykorzystał świetne podanie Vukovicia. Dla Serba grającego w Kielcach było to szczególne spotkanie: – Dla mnie w pewnym sensie był to mecz o honor. Wielu wątpiło w moje zaangażowanie w to starcie ze względu na sentyment jaki czuję do Legii, z którym się nie kryję. Jednak wszelkie uczucia odłożyłem na bok i dałem z siebie wszystko, żeby pomóc mojej drużynie. Przy odrobinie szczęścia to się udało. Po sobotniej potyczce życzę legionistom jak najlepiej i trzymam za nich kciuki.
Mecz Korona – Legia rozegrany w ramach 15. kolejki był również w pewien sposób wyjątkowy dla Lenartowskiego. – Fajna sprawa zagrać przeciwko takim zawodnikom. Ale starałem się o tym nie myśleć. Realizowaliśmy założenia trenera Leszka Ojrzyńskiego. Jak to wyglądało? Musimy zobaczyć powtórkę i wtedy będziemy mądrzejsi - przyznaje pomocnik.
fot. Grzegorz Tatar, Oskar Patek
Wasze komentarze