„To nie będzie żadna próba zmazania plamy”
– Fajnie byłoby stworzyć przed własną publicznością widowisko, ale dla mnie priorytetem jest zdobyć w tym meczu trzy punkty. Nie ma co stawiać sobie wysokiej poprzeczki, by ładnie zagrać i strzelić niewiadomo ile bramek. Dla nas liczy się zwycięstwo – mówi Leszek Ojrzyński, szkoleniowiec Korony.
– Ostatnio podwinęła nam się noga i przegraliśmy pierwszy raz na własnym stadionie. Dobrze, że kolejny mecz odbędzie się tak szybko, bo jest to dla nas szansa na rehabilitację. Nie jest to żadna próba zmazania plamy. Nie jesteśmy zespołem, który idzie na mistrzostwo Polski i nie może przegrać u siebie. Straciliśmy pierwszą bramkę i zostaliśmy pokonani. W sobotę będziemy mieli okazję na pokazanie dobrej gry, czego nie było w starciu z ŁKS-em. Jesteśmy dobrej myśli – mówi trener „żółto-czerwonych”.
Najbliższy przeciwnik Korony, GKS Bełchatów obecnie plasuje się na mało zaszczytnym czternastym miejscu w tabeli. Korona faworytem najbliższego meczu? Zdaniem szkoleniowca „złocisto-krwistych”, nie należy lekceważyć najbliższego rywala. – Nie jest to słaba drużyna, o czym świadczy posiadanie w pierwszej linii takich zawodników jak Marcin Żewłakow, Paweł Buzała, Grzegorz Kuświk, czy Dawid Nowak. Na razie jest w "dole", ale pamiętajmy, że na „miękko” pokonali Śląsk Wrocław. Nasza liga jest wyrównana i nie sugerowałbym się pozycją w tabeli. Podbeskidzie jest beniaminkiem, a jednak zdołało wygrać na Legii i z Wisłą. Dlatego T-Mobile Ekstraklasa jest piękna i atrakcyjna. Szanujemy klasę bełchatowian, ale nie obawiamy się ich.
Pod znakiem zapytania stoi występ Jacka Kiełba oraz Vlastimir Jovanovicia. Obaj zawodnicy po potyczce z ŁKS-em narzekali na urazy. – Mamy pewne problemy, ale do meczu jeszcze jest sporo czasu... I to wszystko jeszcze się wyprostuje. Może to brzydko zabrzmi, ale niektórzy zawodnicy są dla nas drogocenni i walczymy o nich do końca. Niektórzy natomiast troszeczkę mniej, bo mamy większe pole manewru. Sami jesteśmy ciekawi jak to będzie, bo nie mamy pewności, czy wystąpią ci piłkarze. Mam nadzieję, że zdążymy się pozbierać – kwituje Ojrzyński.
Korona w trzech ostatnich spotkaniach straciła sześć bramek, czyli prawię połowę tego, co wpadło do siatki kieleckiego zespołu w ciągu dziewięciu pierwszych kolejek. Czy negatywny bilans oznacza zmiany w linii defensywnej „żółto-czerwonych”? – W sumie nie było sporo tych goli. W Poznaniu mało kto traci bramki, w przypadku Zagłębia rzeczywiście straciliśmy zbyt dużo – ale to jeden taki mecz. W ostatnim starciu straciliśmy dwa gole, z czego tej drugiej tak do końca nie brałbym zbyt poważnie. Chcieliśmy doprowadzić do wyrównania, odsłoniliśmy się i zostawiliśmy czterech zawodników z przodu – tak się nie gra, ale musieliśmy to zrobić. Traciliśmy bramki po błędach, ale nie dramatyzujmy. Są zespoły, które sześć goli traciły w jednym meczu, jednak potem potrafiły grać na „zero” – twierdzi trener Korony.
Jednym z najgroźniejszych piłkarzy GKS-u jest Kamil Kosowski, były reprezentant Polski. Ojrzyński przyznaje, że na tego zawodnika będzie trzeba uważać. – Ma dobre obie nogi i często asystuje. Musimy grać blisko niego i być skoncentrowani. „Kosa” nie lubi agresywnej gry. Miał jakiś problem z lewą noga i jest po kontuzji.
W historii kieleckiego zespołu bywało, że to właśnie spotkania z bełchatowianami przybierały rangę tych przełomowych. Czy stanie się tak również w najbliższym meczu? – Wierzymy, że tak właśnie będzie. Będą nas bacznie obserwować kibice. Trzeba się postawać i podołać oczekiwaniom. A są one jednoznaczne – musimy wygrać – mówi trener Ojrzyński.
Fot. Oskar Patek / Paula Duda
Wasze komentarze
Czy jedno zdanie nie zaprzecza drugiemu?