„Gry komputerowe są banalne. Nie wymagają od nas zbyt wiele”
– Siatkówka walczy w Polsce z piłką nożną o prym. Wypromowanie tej dyscypliny sportu w województwie świętokrzyskim nie powinno być zbyt wielkim wyzwaniem. A na pewno nie jest to walka z wiatrakami. Moim zdaniem minisiatkówka w Kielcach jest inicjatywą niezbędną – mówi Zbigniew Bartman, siatkarski reprezentant Polski.
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z siatkówką?
Zbigniew Bartman: – Zaczęła się ona dość przypadkowo, bo podczas kwalifikacji do Mistrzostw Europy w 1997 roku w Olsztynie. Miałem wtedy dziesięć lat i zjawiłem się na spotkaniu reprezentacji Polski. Był tam również klub młodzieżowy Metro z Warszawy, gdzie ćwiczył syn znajomego mojego ojca. Ten chłopak zachęcił mnie do spróbowania swoich sił w tej dyscyplinie sportu. W ten sposób dotarłem na pierwszy siatkarski trening. Bardzo mi się spodobało. Od tamtego momentu dla mnie nie liczyła się już żadna inna forma uprawiania sportu.
Czy już wtedy byłeś wielkim dzieckiem?
– Tak. Ja zawsze byłem jednym z najwyższych wśród rówieśników. Miałem siatkarskie predyspozycje.
Wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy w siatkówce plażowej w 2004 roku, oraz mistrzostwo Europy kadetów w 2005 roku – to tylko niektóre twoje sukcesy z czasów juniorskich. Mało kto może pochwalić się aż takim dorobkiem sportowym.
– Można powiedzieć, że w siatkówce młodzieżowej miałem dużo szczęścia, bo trafiłem na grupę fajnych ludzi. Samemu człowiek nic nie zdoła ugrać. Dzięki temu praktycznie w każdym roczniku, w którym grałem, miałem okazję jakiś medal zdobyć. Troszeczkę się tego nazbierało. Ale z perspektywy czasu tamte osiągnięcia, w siatkówce seniorskiej nie mają już najmniejszego znaczenia.
Czym była dla ciebie siatkówka plażowa?
– Zawsze ją traktowałem jako taki dobry sposób na zapełnienie wolnego czasu latem. Tym bardziej w czasach młodości, bo wtedy nie jeździło się na zgrupowania reprezentacji. Lubiłem aktywnie spędzać wolny czas, a siatkówka plażowa była idealną odskocznią od halowej formy tej dyscypliny. Tym bardziej, że wzmacniała stawy i gwarantowała mi kontakt z piłką. Pozwalała też rozwijać się indywidualnie pod kątem technicznym.
Dla niektórych rozrywką jest opalanie się w słońcu i zabawa przy komputerze. Dla ciebie jest nią dyscyplina, w której wspiąłeś się na światowy poziom... Ładna mi rozrywka.
– Nie ukrywam, że wraz z Michałem Kubiakiem właśnie tak na to patrzyliśmy. Później udało się coś osiągnąć, co było dla nas naprawdę fajną sprawą. Można powiedzieć, że wtedy po części zostaliśmy prekursorami, bo byliśmy pierwszym zespołem, który ugrał takie sukcesy. Ale dla nas to było wypełnieniem luki wolnego czasu.
Później przyszły sukcesy w siatkówce seniorskiej. Wraz z reprezentacją Polski zdobyłeś między innymi mistrzostwo Europy w 2009 roku i tegoroczny (2011) brązowy medal Ligi Światowej.
– Cieszę się z tego, co dotychczas osiągnąłem. Ale po raz kolejny muszę powiedzieć, że miałem dużo szczęścia, bo trafiłem na ciekawą grupę ludzi. Gdyby nie oni, tego wszystkiego nie udałoby się osiągnąć.
Twoim pierwszym klubem było Metro Warszawa. Jak w latach, w których zaczynałeś trenować wyglądało szkolenie dzieci i młodzieży w stolicy?
– Metro istniało przez około pięć lat. Klub nie miał długiej historii, za to warunki do ćwiczeń były bardzo dobre. Trenowali tam dobrzy fachowcy, którzy wiedzieli jak przekazać wiedzę młodym dzieciaczkom i nie zniechęcić ich do siatkówki. Wśród nich był Wojciech Szczucki, którego miło wspominam. Teraz jednak jest zdecydowanie lepiej. Nie ma co ukrywać, że w Polsce zainteresowanie siatkówką jest znacznie większe niż czternaście lat temu. Tym bardziej, że mamy coraz więcej obiektów i ośrodków, gdzie można trenować.
W Warszawie szkolenie młodzieży jest dość mocno rozwinięte. Takie kluby jak MOS Wola Warszawa, czy MDK Warszawa co roku wypuszczają bardzo dużą grupę ludzi. Wielu z nich trafia do zespołów pierwszej ligi, a nawet PlusLigi. W takich klubach wychowało się paru reprezentantów Polski. W stolicy odbywa się wiele turniejów minisiatkówka młodzików, kadetów, czy juniorów. Są też imprezy, na które przyjeżdżają zespoły z Niemiec, Belgii, czy Włoch. Jest to fajna inicjatywa dla młodych, którzy chcą spróbować swoich sił na arenie międzynarodowej.
W Kielcach i okolicach inicjatywa związana z rozwojem młodzieży jeszcze raczkuje. Aczkolwiek, za sprawą Świętokrzyskiego Związku Piłki Siatkowej i Dariusza Daszkiewicza, można powiedzieć, że coś się dzieje. Jak dobrze znasz się z trenerem Daszkiewiczem?
– Miałem przyjemność z nim współpracować w reprezentacji Polski kadetów i juniorów. Nie ukrywam, że bardzo dobrze wspominam tę współpracę.
Czy twoim zdaniem Daszkiewicz jest w stanie coś osiągnąć w siatkówce młodzieżowej w województwie świętokrzyskim?
– Jak najbardziej tak. Trzeba dodać, że Dariusz Daszkiewicz w ciągu kilku lat wprowadził na najwyższy szczebel rozgrywek zespół, który występował w drugiej lidze – za to należy mu się ogromny szacunek. Myślę, że taka inicjatywa jak minisiatkówka jest dla tego regionu bezcenna. Pomaga ona zaszczepić w dzieciach tego ducha sportu i rywalizacji. Dla młodszych jest to świetna okazja, by spędzić wolny czas, a może nawet związać się z siatkówką na dłużej.
Czego potrzeba, by kielecka siatkówka nabrała rumieńców?
– Przede wszystkim potrzebne są chęci i jak najwięcej takich inicjatyw. Jeżeli będziemy na wszelkie sposoby promować siatkówkę, będzie ona zyskiwała coraz to większą rzeszę sympatyków i fanatyków. A wiadome jest, że jeżeli nie ma możliwości uprawiania jakiegoś sportu, wiele osób po prostu z niego rezygnuje. Siatkówka w Polsce jest popularna, więc trzeba to wykorzystywać.
Jednak w Kielcach ma ona silnych konkurentów w postaci Vive Targów i Korony Kielce.
– Korona i Vive to kluby, które już wyrobiły sobie markę w naszym kraju. W przypadku kieleckich szczypiornistów można mówić już o dobrej reputacji o skali europejskiej. Dlatego młodej drużynie jaką jest Fart nie jest łatwo konkurować z takimi zespołami. Myślę, że dobre posunięcia transferowe – czyli takie, jakie miały miejsce przed sezonem – oraz sukces w PlusLidze jest w stanie stworzyć „Farciarzom” markę w Polsce. A co dalej? Zobaczymy. Istotna jest rola zarówno działaczy jak i trenera, czy zawodników.
W Warszawie siatkówka również nie ma łatwego zadania. Ma ona z kim konkurować...
– Politechnika gra w siatkarskiej ekstraklasie stosunkowo od niedawna, bo jest to jej bodajże dziewiąty sezon. Wcześniej na najwyższym szczeblu rozgrywek występowały Legia Warszawa i AWF Warszawa. Te kluby na arenie krajowej odnosiły duże sukcesy. Dzięki temu siatkówka ma w stolicy rzeszę kibiców. Ale nie ukrywajmy, że to właśnie klub piłkarski Legia dominuje w Warszawie i nie ma sobie równych jeżeli chodzi o liczbę fanów i przebicie w mediach.
Czy nie uważasz, że wszelkie próby stworzenia w Kielcach i województwie świętokrzyskim dobrego systemu szkolenia dzieci i młodzieży jest niczym przysłowiowe porywanie z motyką na słońce?
– Wydaje mi się, że nie. Siatkówka walczy w Polsce z piłką nożną o prym. Wypromowanie tej dyscypliny sportu w województwie świętokrzyskim nie powinno być zbyt wielkim wyzwaniem. Trzeba do niej zachęcać dzieci i młodzież już na poziomie edukacji szkolnej. Promocja siatkówki w naszym kraju jest na tyle duża, że większość ludzi, którzy mają choćby minimalny kontakt z tą dyscypliną, rozpoznaje takich zawodników jak Paweł Zagumny, Michał Winiarski, czy Mariusz Wlazły. Nie jest to walka z wiatrakami.
Często korzystasz z komputera?
– Zdarza mi się.
Zatem wiesz jak dużą pokusą dla dzieci jest tego typu forma rozrywki.
– Niestety, żyjemy w takich czasach, gdzie informatyka, gry komputerowe są rozrywką na wyciągnięcie ręki. Są one dość... nie boję się użyć tego słowa – banalne, bo nie wymagają od nas zbyt wiele. Jeżeli ktoś spędza dzieciństwo przy komputerze, laptopie, playstation, mogą go spotkać różnego typu wady rozwojowe jak na przykład skrzywienie kręgosłupa, otyłość, problemy ze wzrokiem, czy też inne schorzenia. Nie mówię, że zabawa przy komputerze jest zła, bo ja też lubię się tym pobawić. Uważam jednak, że dzięki uprawianiu sportu można nauczyć się dyscypliny, rozwinąć swój organizm, oraz nawiązać znajomości i przyjaźnie. Korzyści są wielkie. Ważna jest rola rodziców, którzy powinni w swoim dziecku zaszczepić ducha sportu i chęć zdrowego trybu życia.
Jak istotną rolę w zachęcaniu dzieci i młodzieży do siatkówki pełni Fart Kielce?
– To drużyna, która gra w siatkówkę na wysokim poziomie w PlusLidze. Dzięki temu ta rola jest duża. Ważne, by kielecka ekipa grała coraz lepiej. Jednak najważniejsze są sukcesy reprezentacji. Nie da się ukryć, że popularność dyscypliny w danym kraju definiuje właśnie kadra narodowa. Na szczęście mamy zespół, który dość regularnie odnosi sukcesy.
Dzieciaki spoglądając na swoich siatkarskich idoli marzą, że kiedyś same będą grać na najwyższym poziomie. Dzięki temu podejmują się gry w miniturniejach i chętnie trenują. Jaka jest twoim zdaniem recepta na osiągnięcie sukcesu?
– Trzeba chcieć! Bez tego ani rusz. W młodym wieku ciężko stwierdzić, czy dane dziecko będzie miało predyspozycje fizyczne do gry w siatkówkę. Ale trzeba chęci, bo dzięki nim można wiele zwojować. A te drobne sukcesy w minisiatkówce dodatkowo mówią nam, czy ktoś kiedyś będzie wielkim sportowcem. Chociaż nie są one głównym wyznacznikiem. Znam zawodników, którzy w minisiatkówce nie istnieli, zaczęli trenować w wieku czternastu, piętnastu, szesnastu lat i teraz grają w dobrych klubach, czy reprezentacji.
Warto zainteresować się siatkówką, ponieważ jest to niesamowity sport. Nawet nie patrząc na nią przez pryzmat kariery i sukcesów, siatkówka dobrze wpływa na koordynację człowieka i pozwala się dobrze rozwinąć. Jest to dyscyplina, która wiele wymaga od ludzkiego organizmu. Jestem w stanie ją polecić każdemu, kto ma zacięcie sportowe i lubi rywalizację. Poza tym, jest to fajny sposób na życie.
Mariusz Jurasik powiedział kiedyś, że nie można bazować na samym talencie, bo można go łatwo zmarnować. A na sukces składa się aż osiemdziesiąt procent pracy.
– Jak najbardziej się z tym zgadzam. Lubię pracować i uważam, że jedynie poprzez nią można coś osiągnąć. Jest wielu zawodników, którzy mieli wielkie talenty, ale byli leniwi, przez co kończyli jako przeciętni gracze. Talent to szczęście i trzeba je wykorzystać. Hubert Wagner mawiał: – Jeżeli nie masz talentu, ciężko trenuj. Masz talent? Trenuj podwójnie.
W sposób symboliczny wsparłeś inicjatywę Świętokrzyskie Mini Volley Cup. Na rzecz tych rozgrywek przeznaczyłeś swój trykot z Jastrzębskiego Węgla, który trafi do jednego ze szczęśliwców biorących udział w miniturniejach.
– Jest to oryginalna koszulka meczowa, w której miałem już okazję występować na parkietach PlusLigi. Myślę, że będzie to fajny gadżet dla osoby, która uprawia siatkówkę. Pamiętam jak sam byłem młodym zawodnikiem, adeptem różnych szkół siatkarskich. Wiem, że takie rzeczy sprawiają naprawdę wiele radości.
Czego trzeba życzyć Dariuszowi Daszkiewiczowi i współorganizatorom przy staraniach związanych z zachęceniem dzieci do uprawiania siatkówki?
– Życzę wiele samozaparcia, pasji do siatkówki i dużej determinacji, ale znając Dariusza Daszkiewicza wiem, że tego mu nie brakuje. Ważna jest też wytrwałość. Wielokrotnie zderzamy się ze ścianą przepisów, działaczy i innych nie do końca przychylnych nam osób. Myślę jednak, że jest tutaj grupa ludzi, która wie co robi i osiągnie sukces. Patrząc na Farta wiem, że już dużo osiągnięto.
Rozmawiał Maciej Urban.
Fot. Michał Kubiak / Krzysztof Żołądek (swietokrzyskie.org.pl) / Grzegorz Pięta
Zajrzyj na: www.swietokrzyskieminivolleycup.pl
Wasze komentarze