Szmal: Stać nas na 50 procent więcej
- Część drużyn z Superligi zupełnie nie przygotowuje się do meczów z Vive. Oni po prostu wliczają tę porażkę w swój notes i tak to niestety smutno wygląda. Gdyby jednak podchodzili do tego w zupełnie inny sposób, to byłoby to też z korzyścią dla nas. Wtedy musielibyśmy się spiąć na wyższy poziom. Zadziałałaby adrenalina – mówił Sławomir Szmal po meczu z Jurandem Ciechanów.
Zgodzisz się, że niedzielne spotkanie było bardzo senne?
Sławomir Szmal: - Rzeczywiście. Brakowało w nim emocji. Przeciwnik już przed meczem był pogodzony z porażką. Nie było u nich widać żadnego zaangażowania. My się niestety do tego dopasowaliśmy. Graliśmy bez żadnej euforii i uśmiechu na ustach. Każdy traktował to jako zadanie do wykonania.
Chyba zdecydowanie wolelibyście grać co tydzień w Lidze Mistrzów, a nie przerywać te serie takimi spotkaniami jak z beniaminkiem Superligi?
- Po jakimś czasie spędzonym w Kielcach mogę stwierdzić, że część drużyn z Superligi zupełnie nie przygotowuje się do meczów z nami. Nie ma walki. Oni po prostu wliczają tę porażkę w swój notes i tak to niestety smutno wygląda.
A powinno to iść chyba w drugą stronę. Skoro przyjeżdża się na teren wicemistrzów Polski, to wypadałoby się pokazać z dobrej strony.
- I byłoby to też z korzyścią dla nas. Wtedy musielibyśmy się spiąć na wyższy poziom. Zadziałałaby adrenalina. Jak się jednak rozmawia z zawodnikami innych ekip, to oni szczerze przyznają, że ich zadaniem jest walka z pozostałymi zespołami, a nie z nami i z Wisłą Płock.
Dlatego dochodzi to takich sytuacji, że nawet jak wy nie gracie dobrze, to i tak wygrywacie 9 golami. Nie namęczyliście się przecież w rywalizacji z Jurandem.
- Prawdę mówiąc, z takim zespołem powinniśmy wygrać jeszcze bardziej zdecydowanie. Było nam jednak ciężko skoncentrować się po wygranej z Czechowskimi Niedźwiedziami. Do tego jeszcze za tydzień przyjeżdża bardzo ciężki przeciwnik do nas do domu. To miało ogromny wpływ na naszą grę.
W pierwszej połowie w 27. minucie mieliście stracone tylko 5 bramek. Potem jednak coś się posypało, bo wynik do przerwy nie był już tak okazały.
- Jeszcze 21. minucie mieliśmy stracone 4 bramki. Pamiętam to dokładnie, bo nawet rozmawialiśmy o tym z Urosem Zormanem, aby spróbować nie stracić już żadnej. Wtedy jednak rozwiązał się ten worek z golami. To jest takie przykre, bo ten wynik mógł wyglądać dużo lepiej. Popełniliśmy jednak sporo błędów w ataku, a goście odpowiedzieli kontratakami, a to kosztuje.
Tak szczerze. Na ile procent w niedziele widzieliśmy prawdziwe Vive?
- To jest trudno ocenić… Moim zdaniem jest nas stać na 50 procent lepszą grę. Życzyłbym sobie, żebyśmy takie mecze wygrywali co najmniej 20 bramkami. W niedzielę jednak było widać, że nam się to nie udało.
Rozmawiał Mateusz Kępiński
fot. Paula Duda