Korona Bonina lepsza? „Teraz jest walka, wtedy było efektownie”
Niedosyt – to słowo jak mantrę powtarzali po poniedziałkowym meczu piłkarze Korony i Polonii. Ci pierwsi żałowali niewykorzystanych sytuacji, drudzy za to… żałowali, że do nich nawet nie dochodzili. Różniła się za to – jak to zwykle bywa – ocena boiskowych wydarzeń i tego, kto w całym meczu był lepszy.
W Kielcach już przed meczem punkt zdobyty w stolicy wszyscy zapewne braliby w ciemno. Po zakończeniu spotkania nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że Korona w Warszawie mogła, i nawet powinna wygrać. – Stąd też jest i pewien niedosyt – przyznał obrońca „żółto-czerwonych”, Tomasz Lisowski. – Mieliśmy swoje sytuacje w pierwszej połowie, do tego dochodzi też mój strzał w poprzeczkę w drugiej części meczu. Mogliśmy wygrać to spotkanie i tych niewykorzystanych okazji na pewno żałujemy – podkreślił.
Jest i druga strona medalu. – Jeden punkt zdobyty na wyjeździe nie jest zły, na pewno nie możemy się po takim meczu czuć załamani – powiedział Lisowski. – Do pełni szczęścia zabrakło nam przede wszystkim konsekwencji i skuteczności. Są plusy i minusy tego meczu. Dla przykładu – na Konwiktorskiej doszliśmy do kilku dobrych okazji bramkowych po stałych fragmentach gry. To cieszy, bo trenujemy te elementy, ale smuci, że nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Trudno – jest remis, dobrze, że udało się zagrać na zero z tyłu, to też jest bardzo ważne – dodał.
Zgoła odmiennie przebieg meczu widział za to pomocnik Polonii, były piłkarz kieleckiego klubu, Grzegorz Bonin: – Wiedzieliśmy, że Korona będzie grała z kontry i póki my nie zdobędziemy gola, to mecz tak właśnie będzie wyglądać. Niestety, nie udało się uzyskać trafienia, przez co zamiast trzech zdobyliśmy tylko jeden punkt – przyznał. – Z drugiej strony nie mogliśmy sobie pozwolić w tym meczu na stratę bramki. Korona i tak była bardzo cofnięta – liczyła zresztą tylko na kontry, na jakieś długie piłki – a po utracie gola cofnęłaby się jeszcze bardziej – ocenił.
Popularny „Boniek” poproszony został również o porównanie obecnej Korony z tą, w której grał w latach 2004–2008. – Różnica jest bardzo duża. Tyczy się ona przede wszystkim jakości gry. Za moich czasów graliśmy jedną z lepszych piłek w Polsce – zarówno efektowną, jak i efektywną, teraz Korona bazuje na walce – ocenił. – Jest to młody zespół wsparty kilkoma doświadczonymi zawodnikami, który – jak pokazują wyniki – radzi sobie całkiem nieźle i cały czas nie ma na swoim koncie nawet porażki – przyznał po chwili.
Wspomniana przez Bonina waleczność po stronie Korony pojawiła się już na początku meczu. Przez to znów na boisku było bardziej krwiście niż złociście, a sędzia pokazał w sumie aż dziewięć żółtych kartek, w tym pięć dla zawodników z Kielc. – My się jednak takiej gry ze strony Korony spodziewaliśmy – przyznał po meczu 28-letni pomocnik. – Mieliśmy dokonaną analizę rywala, wiedzieliśmy, że na tym właśnie bazują. Odpowiedzieliśmy im tym samym, ale niestety bramki z tego nie było – dodał.
– Szkoda, że przez to mecz nie był za bardzo widowiskowy, ale wiadomo – i my i Polonia baliśmy się bardziej otworzyć – przyznał z kolei pomocnik Korony, Jacek Kiełb, który tym razem nie zdołał zdobyć gola ani też zaliczyć asysty. – Pewnym było, że tu nikt punktów łatwo nie odda. Tym bardziej, że spotkały się drużyny z czołówki. Stąd ta walka, stąd też tyle żółtych kartek. Trudno – nie było widowiskowo, ale teraz możemy cieszyć się z remisu – przyznał.
Korona wywiozła ze stolicy punkt i zanotowała już ósmy ligowy mecz bez porażki. Tak jak dalej trwa passa zespołu, tak ciągle niezmienne są cele, jakie stawiają sobie podopieczni Leszka Ojrzyńskiego. – Wciąż skupiamy się na utrzymaniu. Jak zrealizujemy jeden plan, wówczas będziemy przejmować się następnym – zobaczymy wtedy jakim – podkreślił Kiełb. Wtórował mu Lisowski: – Dalej naszym celem jest sprawianie jak największej ilości niespodzianek. Na razie nam to wychodzi. Ciągle jesteśmy niepokonani i postaramy się tę dobrą passę podtrzymać jak najdłużej. Co z tego wyjdzie – zobaczymy.
Z Warszawy Grzegorz Walczak
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
ale obowiązujący od tego sezonu regulamin rozgrywek mówi, że w przypadku nie rozegrania ze sobą dwóch meczów (nie doszło jeszcze do rewanżu we Wrocławiu), o kolejności decyduje bilans bramek ze wszystkich spotkań. Ten Śląsk ma lepszy.