Lech wraca do zdrowia. „Chciałbym niektórym uciąć języczki”
Grzegorz Lech po operacji ręki, którą musiał przejść po jednym z treningów Korony, szybko wraca do formy. Pomocnik już trenuje z piłkami i przechodzi intensywną rehabilitację. – Dlaczego Korona gra tak dobrze? Paradoksalnie być może dlatego, że odeszli od nas super zawodnicy. Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy wziąć odpowiedzialność na nasze barki – mówi Lech.
Na prawej ręce potężna konstrukcja – to efekt zabiegu, jaki przeszedłeś po kontuzji. Jak się teraz czujesz?
– Coraz lepiej. Z dnia na dzień po zabiegach fizykoterapeutycznych wracam do zdrowia. Uczestniczę już w krótkich zajęciach z drużyną. Może nie są intensywne, ale zawsze ćwiczę z piłkami. To cieszy mnie szczególnie.
Zdradziłeś nam przed programem, że w piątek miałeś już starcie na treningu, zostałeś uderzony, ale ręka na szczęście nie zabolała.
– To było przypadkowe zderzenie, ale rzeczywiście – wszystko było w porządku.
Gdybyś był na boisku, to z tą konstrukcją na ręku mógłbyś w meczu z Lechią Gdańsk mocno narozrabiać. Chodzi nam o sytuację, gdy między piłkarzami doszło do małej bójki przy linii bocznej.
– No na pewno pomógłbym kolegom w tej przepychance (śmiech).
Podobno piłkarz, który obserwuje mecz z trybun, denerwuje się dużo bardziej niż wtedy, gdy jest na boisku. Ale teraz chyba oglądanie gry Korony z boku nie jest takie stresujące?
– To czysta przyjemność. Gra naszej drużyny jest bardzo fajna, wszystko jest poukładane. Można spokojnie siedzieć na trybunach. Jednakże ja osobiście już w końcówce bardzo się stresowałem. Końcówki ogólnie zawsze są emocjonujące, ale ta z Lechią była szczególnie nerwowa. Ostatnie 10 minut oglądało się z wielkim napięciem.
Za to minuty po ostatnim gwizdku sędziego były rewelacyjnie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio na Arenie Kielc była tak fantastyczna atmosfera.
– Było bardzo sympatycznie. Kibice w jakiejś części się spisali. Ale my liczymy na komplet publiczności. Gramy chyba na tyle fajnie, że zasługujemy na, żeby stadion wypełnił się do ostatniego miejsca. Czekamy na jeszcze większy doping.
Przyznaj się – chodzisz czasami po domu, nucąc „Guantanamera, Kielce to miasto lidera”?
– Nie, nie śpiewam (śmiech). My podchodzimy do tego – w szatni czy na treningach – z wielką pokorą i ze spokojem. Nie chodzi o to, że nie wierzymy, bo po to się gra w piłkę, żeby wygrywać. I żeby ten splendor czy chwałę przyjmować. Mamy jednak w głowach to, jak byliśmy krytykowani przed rundą jesienną. Chcemy cały czas udowadniać na boisku, że te słowa, to wyśmiewanie nas nie było słuszne. Obyśmy jak najdłużej utrzymywali taką formę i mogli na koniec rundy czy sezonu uciąć języczki krytykantom.
Pamiętacie jednak, co było w poprzednim sezonie?
– Tak, nawet w szatni o tym dużo rozmawialiśmy. Podobna sytuacja – też dobrze zaczęliśmy ligę. Może nie byliśmy liderem, ale utrzymywaliśmy 2.-3. miejsce i dość długo byliśmy w czołówce. Potem nastąpiła wiosna. Makabryczna wiosna. Mamy nauczkę, ale każdy wie, co zrobił źle i to nie może się powtórzyć.
Stać Was na jeszcze więcej?
– Tak, nawet przed audycją rozmawialiśmy, że jest jeszcze dużo mankamentów w naszej grze. Nie mamy się czym zachłystywać. Mamy lidera, jest fajnie, możemy nosić tę żółtą koszulkę, ale potrzebny jest spokój. Trener też to widzi i cały czas na treningach stara się udoskonalać nasze ustawienie, skład czy inne cechy wpływające na sukces.
Mówi się, że na dobrą grę Korony złożyło się wiele różnych czynników. Które z nich są według Ciebie najważniejsze?
– Wcześniej w naszym zespole były gwiazdy polskiej ekstraklasy – Andrzej Niedzielan czy Edi Andradina. To dzięki nim wszystko szło do przodu. Teraz, gdy ich nie ma, każdy zdał sobie sprawę, że na barkach nas wszystkich leży dobro klubu. Nie tylko na tych dwóch super zawodnikach. Odpowiedzialność rozdzieliła się na całą „jedenastkę” plus rezerwowych. Moim zdaniem w tym jest wiele zasługi, że tak dobrze gramy.
Wiele, być może najwięcej, zależy także od Leszka Ojrzyńskiego. To taka specyficzna postać. Niektórzy nazywają go nawet Rambo, ale przy tym jest bardzo religijny. Można powiedzieć, że to taki terminator z różańcem w dłoni.
– To facet z dużą charyzmą i silną ręką. Stawia przed nami na treningach i podczas meczu bardzo duże wymagania. Cały czas nas poprawia, motywuje do jeszcze większego wysiłku w trakcie ćwiczeń, bo to wszystko przekłada się później na mecz. I tak jak powiedziałeś, to bardzo religijna osoba. Tę wiarę – może nie w Boga, bo każdy wierzy w to, co chce, ale w swoje umiejętności przekłada na piłkarzy. Po to trenujemy, żeby wygrywać, żeby jak najlepiej zaprezentować się przed publicznością. Trener dużo mówi jednak także o pokorze.
Może niezbyt dobrze zacytujemy słowa trenera Ojrzyńskiego, ale przed sezonem powiedział, że jak któryś zawodnik raz odpuści, ten zostanie przez niego skreślony.
– I często nam to powtarza. Żaden z nas nie może pozwolić sobie na chwilę niedyspozycji. Jest nas w składzie ponad 20 piłkarzy, każdy daje z siebie wszystko i zasługuje na szansę w meczu. Teraz jest fajnie, wszystko się układa i wychodzi, ale może być tak, że ktoś będzie miał gorszy okres. Wtedy, jeśli rezerwowy gracz się podda, nie będzie miał kto zastąpić tego podstawowego. Nikt nie może rzucić rękawic. Każdy musi dawać z siebie wszystko, bo w pewnej chwili na pewno otrzyma szansę.
Przed sezonem nie brakowało obaw, że trenerowi zabraknie autorytetu wśród piłkarzy. To jednak szkoleniowiec bez sukcesów.
– Przed sezonem wyjechaliśmy na dwa obozy nie tylko po to, żeby trenować, ale też żeby się poznać i docierać. Trener szybko przedstawił się jako gość, który wie, czego chce. Już wiemy, czego możemy się po nim spodziewać. Z drugiej strony szkoleniowiec miał trochę więcej osób do poznania i myślę, że jeszcze nie każdego z nas tak dobrze do końca poznał.
Niedawno do drużyny dołączył Jacek Kiełb. Jak oceniasz ten transfer?
– „Ryba” był w Koronie, identyfikuje się z tym klubem, zna go od podszewki, a my znamy jego. To dobre posunięcie, robi ważną robotę na skrzydle. Ma bardzo dobry drybling i uważam, że trener właśnie takiej osoby szukał. Jacek dobrze wywiązuje się ze swoich zadań i oby został tutaj jak najdłużej.
Zapytałem nie bez przyczyny. Poprosiliśmy na Facebooku o pytania do Ciebie i jeden z kibiców zapytał: czy po powrocie do gry widzi Pan swoje miejsce w pierwszym składzie, czy jako zmiennik Jacka Kiełba ?
– Nie wyobrażam sobie tego, że będę siedział na ławce. Oczywiście to się może zdarzyć, ale ja nie przyjmuję takiej myśli do siebie. Będę dawał z siebie wszystko i cały czas pukał do drzwi pierwszej jedenastki. Nie wiem jednak, czy ja rzeczywiście rywalizuję z Jackiem, bo on gra bardziej na skrzydle, ja w środku. Sądzę, że dla nas obu znajdzie się w miejsce w pierwszym składzie.
Korona gra dobrze, jest liderem, ale dla Ciebie ten sezon nie jest zbyt szczęśliwy. Dochodzisz do siebie po kontuzji ręki, ale już wcześniej doznałeś urazu w meczu z Ruchem Chorzów i musiałeś zejść z boiska.
– Nie wiem, czy mój styl grania nie predysponuje mnie do takich urazów. Zawsze jestem poturbowany, bo staram się grać agresywnie, na styku faulu. Ale akurat kontuzja ręki jest dość przypadkowa. Takie coś może się zdarzyć na wakacjach, podczas zjeżdżania na nartach, ale nie na treningu piłkarskim. Szkoda, bo dobrze czułem się fizycznie, trenerzy też to potwierdzali. Mam nadzieję, że tej formy za bardzo nie straciłem, bo wciąż jestem pod treningiem.
Pamiętam jednak sparing z ŁKS-em w trakcie letnich przygotowań. Wówczas po spotkaniu byłeś bardzo zmęczony i zdenerwowany swoją formą. To był tylko zły dzień czy ta forma rzeczywiście była wtedy daleka od ideału?
– Forma piłkarska może tragiczna nie była, ale ja nie lubię, gdy nie mogę czegoś wykonać. W tamtym momencie czułem, że nie mogę grać tak, jak chcę i potrafię. Rzeczywiście trochę nerwowo do tego podszedłem, ale okazało się, że była to tylko kilkudniowa niedyspozycja. W następnych sparingach wyglądało to już dość dobrze.
Nie jest trochę tak, że jesteś ofiarą Waszego agresywnego stylu gry?
– Nie do końca, bo jednak ta kontuzja była przypadkowa. Ważne jest to, że nikt z naszej drużyny nie ucierpiał dotąd jakoś poważnie. Owszem, wszyscy jesteśmy totalnie poobijani po meczach, ale jednak szybko do siebie dochodzimy w ciągu tygodnia.
Czego możemy Ci życzyć?
– Szybkiego powrotu do zdrowia, formy i pierwszej jedenastki. A Koronie – utrzymania. Nie mówię tutaj o fotelu lidera, choć fajnie jest być na pierwszym miejscu. Ale chcę, żebyśmy utrzymali ten styl gry i formę. Wówczas nawet po przegranym meczu chyba nikt nie będzie miał do nas pretensji.
Rozmawiali Mateusz Żelazny (Radio Plus Kielce) i Tomasz Porębski (CKsport.pl)
Zapis audycji Cały Ten Sport z poniedziałku, 19 września
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Widać że to mu na dobre wyszło;)