Sobolewski: Jesteśmy drużyną, a także jednością. I na boisku i poza nim
Radość. Tym jednym słowem można opisać nastroje piłkarzy Korony po sobotnim meczu z gdańską Lechią. No bo i co tu więcej mówić. – Mamy trzy punkty, jesteśmy liderem, nic, tylko się cieszyć – tłumaczy z uśmiechem Piotr Malarczyk. Była jednak jedna osoba, która miała powodu do… podwójnej radości.
A tą osobą był Jacek Kiełb. „Ryba” w sobotę strzelił swoją pierwszą bramkę po powrocie do Kielc. Ostatni raz w „żółto-czerwonych” barwach Kiełb trafił 30 kwietnia 2010 roku na Suchych Stawach, w pamiętnym, wygranym 1:0, meczu z Wisłą. Na gola przy ulicy Ściegiennego wychowanek Pogoni Siedlce czekać musiał jeszcze dłużej, bo od 17 października 2009 roku i przegranego 1:2 meczu z Arką Gdynia. To było jeszcze za Marka Motyki...
W sobotę „Ryba” zdobył bramkę, ale przecież tydzień temu – w spotkaniu ze Śląskiem – zanotował też asystę. – Jest tendencja wzrostowa i to cieszy – mówił z uśmiechem 23-letni piłkarz. – Jakie to uczucie strzelić znów na Arenie Kielc? Bardzo fajne, ale nie róbmy znów ze mnie bohatera. Całą drużyną walczyliśmy na boisku i zasługą całego zespołu jest to zwycięstwo. Co do mnie – wewnątrz cieszę się ogromnie, ale nawet nie potrafię tego opisać słowami – przyznał skromnie.
Kiełb bramkę dedykował kibicom, chociaż miał i mały niedosyt. – Mówiąc szczerze, spodziewaliśmy się troszkę lepszej frekwencji na trybunach, ale w kolejnych meczach – mam taką nadzieję – postaramy się naszą grą przyciągnąć jeszcze więcej osób i może wreszcie ta liczba 10 tysięcy zostanie przekroczona. Tak czy siak, tą dedykacją chciałem podziękować tym, którzy przyszli w sobotę na stadion – stwierdził.
Zadowolenia po meczu nie ukrywał też Piotr Malarczyk, który po raz kolejny zagrał na nie do końca przez siebie lubianej pozycji prawego obrońcy. – Cóż, musiałem wystąpić tu niejako z konieczności, ale oczywiście nie narzekam. Wszyscy wiedzą, że lepiej gra mi się na środku obrony, ale jeśli w kolejnych meczach sytuacja się powtórzy – znów trener wystawi mnie na boku – to zagram i ponownie postaram się wypaść jak najlepiej – obiecał.
– A mecz? Zakładaliśmy sobie przed spotkaniem, że dobrze by było utrzymać tego lidera. Wiedzieliśmy jednak, że mierzymy się z silnym rywalem. Lechia to zespół o podobnej charakterystyce co Śląsk, więc zdawaliśmy sobie sprawę z trudności czekającego nas zadania. My jednak jak zawsze – po to wyszliśmy na boisko, aby zdobyć trzy punkty. Cel wypełniliśmy, wróciliśmy na fotel lidera i jesteśmy bardzo z tego powodu zadowoleni – dodał.
W podobnym tonie wypowiadał się Paweł Sobolewski, który również docenił wagę sobotniego zwycięstwa, jak i również klasę rywala. – Spotkanie mogło się podobać, było ciekawe, Lechia potwierdziła zresztą, że jest dobrą drużyną, zwłaszcza w pierwszej połowie sprawiła nam bardzo dużo kłopotów. W drugiej części meczu było już nieco inaczej, graliśmy chyba troszkę lepiej niż w pierwszych 45 minutach, co też spowodowało, że nasi rywale nie byli już tak groźni, mieli problemy – powiedział.
Korona po raz pierwszy w swojej historii obroniła pozycję lidera Ekstraklasy, ale w Kielcach wszyscy starają się chłodzić hurraoptymistyczne nastroje. „Musimy twardo stąpać po ziemi” – podkreślają zgodnym głosem piłkarze. – Dzisiaj jeszcze jest czas na radość, ale od niedzieli-poniedziałku, jesteśmy już myślami przy kolejnych meczach. Najpierw przy tym pucharowym, bo i w tych rozgrywkach chcemy zajść jak najdalej, a następnie będziemy przygotowywać się do kolejnej potyczki ligowej – zaznacza Malarczyk.
Jest lider, jest i atmosfera. O tym z kolei przekonywał po meczu Sobolewski. – Cieszymy się, mamy kolejne trzy punkty, dalej jesteśmy liderem. Nie odpuszczamy, gramy do końca, twardo, ale fair-play. Jesteśmy drużyną, jesteśmy jednością i to widać – zarówno na boisku jak i poza nim. Oby tak dalej! – zakończył.
fot. Paula Duda