Kiełb: Nie jestem gwiazdą z Lecha. Jestem normalny chłopak, „Ryba” po prostu
„Ryba wracaj do domu” – taki transparent na meczu Korony z Lechem wywiesili w listopadzie zeszłego roku kibice z Kielc. Na spełnienie życzenia fani nie musieli czekać zbyt długo. Jacek Kiełb, bo to główny bohater tej historii, do Kielc wrócił w poniedziałek. Dzień później poprosiliśmy go o rozmowę. Co z niej wyszło? Zapraszamy do lektury!
Korona chciała „Rybę”, to „Ryba” chciał do Korony, Lech chciał się Ciebie pozbyć, a może wszystko po trochu?
Jacek Kiełb: – To długa historia. Mówiąc w skrócie – temat wypożyczenia do Korony pojawiał się dwukrotnie. Dopiero jednak za ostatnim razem miałem świadomość tego, że muszę szukać sobie nowego klubu. Wcześniej to wyglądało inaczej.
Gdy już dostałeś jasny sygnał od Lecha, wybór od razu padł na Koronę?
– Tak. Po rozmowie z Jose Bakero miałem już pewność, że muszę iść na wypożyczenie. Ja jednak od samego początku – jeszcze przed tą rozmową – wiedziałem, że jeśli mam już gdzieś iść, to właśnie do Korony.
Listopad 2010 roku. Korona gra z Lechem, na boisku 0:0, a na trybunach...?
– „Ryba wracaj do domu” (śmiech).
No i wróciłeś.
– Kurczę... Powiem szczerze, że miałem łzy w oczach, jak zobaczyłem ten transparent. Przeżyłem to ogromnie. Naprawdę. Jeśli przyjeżdżasz na były stadion w koszulce innego klubu, a kibice gospodarzy dalej o tobie pamiętają, to... to jest coś pięknego. Na pewno nie spodziewałem się aż takiego przyjęcia.
W końcu w „Koronce” troszkę czasu grałeś, zapracowałeś na miano ulubieńca kibiców. Ludzie o Tobie nie zapomnieli.
– No tak. Nieraz mówiłem, że Koronę zawsze będę miał w sercu, nigdy się jej nie wyprę i – bez względu na to, gdzie będę grał – nie powiem na nią złego słowa. Ale mimo to, takie powitanie i tak było dla mnie dużym zaskoczeniem. Jeszcze raz chciałbym za nie podziękować. Bardzo się cieszę, że znów będę mógł grać u siebie – w domu rzecz jasna.
„Grać” to w Twoim przypadku słowo klucz. W Lechu zbyt wielu okazji do pokazania swoich umiejętności – zwłaszcza w tym sezonie – nie miałeś.
– I to był główny problem. Owszem – trenowałem normalnie, ale to mi gry nie zastąpiło. W tym sezonie nie wyszedłem na boisko nawet na minutę. Chociaż... Przepraszam – zaliczyłem dwa mecze w Młodej Ekstraklasie.
I nawet bramkę strzeliłeś. I to taką, o jakich się mawia „stadiony świata”. Nożycami (bramkę Jacka Kiełba możesz zobaczyć TUTAJ).
– Dziękuję bardzo, faktycznie strzał się udał. Jakbym takiego gola strzelił w lidze to dopiero byłbym szczęśliwy. A tak... Nie ma co się emocjonować. Mam nadzieję, że podobne trafienie zanotuję w ekstraklasie i dam tym samym kibicom Korony powody do radości.
W Twoim przypadku głód piłki jest chyba wyjątkowo duży. W poniedziałek trenowałeś sam, we wtorek zostałeś jeszcze 10 minut po zajęciach i ćwiczyłeś uderzenia z dystansu. Faktycznie odczuwasz ten brak futbolu?
– Jak to się mówi – mam głębokie rezerwy (śmiech). Wiadomo, że ostatnio nie grałem, nie łapałem się do składu Lecha. Skutek jest taki, że mam w sobie teraz jakieś ADHD (śmiech). I przez to faktycznie – zapał do pracy jest ogromny. A co do treningów – na pewno będę się starał zostawać po każdym z nich, aby jeszcze trochę popracować.
Może trochę generalizuję, ale kibice Lecha na internetowych forach żałują Twojego odejścia.
– Raczej nie czytam internetowych komentarzy, ale miło mi to słyszeć. Fajnie, że o mnie pamiętają. Tym bardziej że – szczerze mówiąc – myślałem, że po moim odejściu będzie totalna „olewka”, to znaczy nikt nie będzie po mnie płakać, na zasadzie – nie ten, to inny. Miło mi słyszeć, że wypowiadają się o mnie ciepło.
Z drugiej strony mówią – „Ryba” to chyba najbardziej podatny na choroby oraz wirusy piłkarz na świecie, który nawet latem potrafi po kilka razy być przeziębionym.
– No tak. Już mi nawet co poniektórzy przypięli łatkę: „Kiełb zawsze chory”. Już tłumaczę, skąd to się wzięło. Złapała mnie angina, to było po meczu z Manchesterem City. Wiadomo, jak to ja – poszedłem na ambicji, od razu chciałem wrócić do gry, myślałem sobie: „wszystko będzie dobrze”. Rozpocząłem treningi tydzień wcześniej, niż powinienem, i to się na mnie odbiło przez całą resztę sezonu.
I przez to przeziębienie za przeziębieniem?
– Byłem osłabiony, nieraz podczas zajęć leciała mi krew z nosa, cały czas miałem jakieś problemy. Teraz już wiem, że ta moja ambicja, to, że chciałem wrócić wcześniej do treningów, wcale mi nie pomogły. Późniejsze przeziębienia, które wypominają mi w Poznaniu, były właśnie skutkiem tej niedoleczonej anginy. Wiem, jaki popełniłem błąd i jak dużo mnie on kosztował. Na pewno drugi raz tak samo już nie postąpię.
Teraz jesteś już w pełni zdrowy i przygotowany pod względem fizycznym?
– Tak, jest wszystko ok, jedyne, czego mi brakuje, to gry. Wiadomo, nie jestem jeszcze przygotowany na 100, a na 95 procent. Chociaż... Może się pospieszyłem. Na 80 procent. Naprawdę czuję się dobrze, mam „pałera”, jest gaz, ale tej gry jednak brakuje. I to bardzo.
Skład Korony przez ten rok uległ sporym zmianom. Dalej masz tu ludzi, z którymi się najbardziej przyjaźniłeś? Na treningu widać było, że najlepiej czujesz się w towarzystwie młodych – Pawła Kala, Wojtka Małeckiego…
– Z Pawłem Kalem i Wojtkiem Małeckim zawsze dobrze trzymałem, żyło mi się z nimi bardzo dobrze. Tak samo z Kamilem Kuzerą czy też z Krzyśkiem Kierczem. Zresztą – nie jestem człowiekiem, który myśli: „przychodzę z Lecha, to teraz już młodzi mnie nie interesują, idę do starszych”. Może już taki młody nie jestem, ale taki się czuję – dlatego też cały czas najmocniej trzymam z tymi chłopaki, z którymi znam się od dawna. To normalne.
Z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim ucięliście sobie już dłuższą rozmowę?
– Tak, we wtorek przed treningiem przyszedłem wcześniej do klubu, trener mnie zaprosił i porozmawialiśmy ze sobą dłuższą chwilę.
Złapaliście wspólny język?
– Na pewno się ze sobą dogadamy. Zresztą – tu nie chodzi o jakieś znajdywanie wspólnego języka, czy o miłe słowa. Po prostu liczę na to, że trener da mi szansę, a ja tę szansę wykorzystam. To będzie – mam taką nadzieję – z korzyścią dla wszystkich. Na pewno swoją dobrą grą będę się starał odwdzięczyć Koronie za to, że w tym trudnym dla mnie momencie wyciągnęła mi pomocną dłoń.
Pasuje Ci taki styl, jaki obecnie preferują „wściekło-krwiści”? Niektórzy mówią, że drużyna z Kielc gra ambitnie, inni – że ostro, a jeszcze inni – że brutalnie. Za Twoich czasów Korona też grała z takim charakterem?
– Jak odchodziłem z Kielc, wyglądało to troszeczkę inaczej. Zresztą to widać – wystarczy obejrzeć ostatnie mecze Korony. Chłopcy zrobili spory postęp, grają z charakterem, z zębem – zostawiają mnóstwo zdrowia na boisku. To mi się bardzo podoba. Na pewno dobrze się odnajdę w takiej grze. Nie mam co do tego żadnych obaw.
W Poznaniu byłeś jednym z wielu, tutaj jesteś jedyny w swoim rodzaju. Niektórzy mówią nawet, że jesteś symbolem tej Korony z ostatnich lat.
– Nie, nie jestem żadnym symbolem. Jak przychodziłem do Lecha jeden z dziennikarzy zapytał mnie: „W Koronie byłeś gwiazdą, w Lechu będziesz jednym z wielu, jak się z tym czujesz?” Odpowiedziałem: „nigdy nie byłem gwiazdą”. Kimś takim był Edi, ale nie ja. Bez względu na to, jak będę grał, nie chcę być żadną gwiazdą, żadnym symbolem. Na pewno nigdy tak o sobie nie powiem. Jestem normalny chłopak.
Którego celem na najbliższy rok jest…?
– Moim marzeniem jest być szanowanym przez kibiców i docenianym za to, co robię na boisku. Nie będę się pięknie uśmiechał do wszystkich i pokazywał ładnych oczu, bo zdaję sobie sprawę z tego, że muszę zrobić swoje na boisku. Nie chcę, żeby kibice mówili między sobą: „O, Kiełb wrócił na wypożyczenie, ale nic nie gra i tylko się ochrzania”. Dlatego chcę dać z siebie wszystko temu klubowi i odwdzięczyć się za pomoc, jaką mi okazał.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Paula Duda, Oskar Patek
Wasze komentarze
Teraz widzę i potwierdzam twoje serce jest żółto -czerwone , a tu jest twój dom .POWODZENIA !!!
A propo Wilka, dlaczego na niego jedziecie? Chyba matołki zapomnieliście, że z Wisły do Korony też przychodzili piłkarze. Ja na Waszym miejscu bym się ich brzydził /Mijajlović, Kuzera/. No co wy na to?
I nie wierzę , że poszedłby do rzeki.Ot co!
A do =patyka= pisanie o lasce z połykiem, lubisz to twoja sprawa i nie chwal się tym. Mnie takie coś przyprawia o mdłości, a, że tobie gówniarzu smakuje to życzę ci SMACZNEGO.
PS. Mam dwie prośby:1.Nie piszcie ciągle Ryba bo chłopak zasługuje na szacunek a raczej żaden z was nie zna go osobiście.
2.Ignorujcie tego waleta,bo jego te bluzgi tylko cieszą
aż się łezka w oku kręci.
RYBA, RYBA nasz scyzoryk!