Szmal: Karol Bielecki oprowadził mnie po Kielcach
Dwa lata temu został uznany najlepszym piłkarzem ręcznym świata, a kibice - i to nie tylko polscy - go wprost uwielbiają. W piątek zaczął treningi ze swoją nową drużyną - Vive Targi Kielce. Sławomir Szmal wraca po kontuzji do ciężkich treningów, a w rozmowie z nami opowiedział m.in. o wrażeniach z pierwszych dni pobytu w Kielcach.
Jakie wrażenia po pierwszym treningu w Kielcach?
- Na razie powoli wchodzę w ten trening, bo jestem świeżo po kontuzji. Ćwiczę więc na mniejszych obrotach, a że jestem typem człowieka ADHD, to jest mi z tym wyjątkowo ciężko. Chciałbym od razu wszystko robić na maksa, ale niestety nie mogę.
Mówisz o kontuzji, której doznałeś w Final Four Ligi Mistrzów?
- Akurat nie o tę chodzi. Pod koniec lutego przeszedłem operację usunięcia łękotki, ale później zbyt wcześnie wszedłem w trening. Szybko pojawiło się zapalenie chrząstki, jednak dokończyłem sezon. Później zapadła decyzja, że na 4-6 tygodni muszę usiąść na tyłku i nic nie robić.
W Kielcach jesteś już od kilki dni. Zdążyłeś poznać miasto?
- Kilka dni temu Karol Bielecki wziął mnie do samochodu i zwiedzaliśmy okoliczne tereny. Pokazał mi, co warto zobaczyć, ale z całą rodziną jeszcze nie miałem czasu tego zrobić.
I jak ci się podoba świętokrzyski region?
- To, co zobaczyłem, było bardzo fajne. Cieszy mnie to tym bardziej, że ja lubię się ruszać, a widziałem sporo szlaków rowerowych. Pierwsze wrażenie było więc jak najbardziej pozytywne.
Na treningach tak przyjemnie już pewnie nie będzie. W Vive Targi o miejsce w składzie będzie rywalizował z Marcusem Cleverlym. To chyba trudny konkurent?
- Tak, Marcus świetnie bronił w polskiej lidze oraz w Lidze Mistrzów. Ale patrząc na moją karierę, to ja zawsze miałem trudną rywalizację, obojętne gdzie grałem. Ta zdrowa konkurencja pomaga nam, jak i drużynie. Bramkarze się rozwijają, a cały zespół czerpie z tego korzyści.
Na treningu, oprócz ciebie, zjawiło się kilku nowych zawodników. Jak myślisz, będą oni dużymi wzmocnieniami drużyny?
- Mam nadzieję, tak jak i podobnie wierzę w to, że ja również będę wzmocnieniem tego zespołu. Ale o tym, czy tak się stanie, przekonamy się dopiero pod koniec sezonu.
W poprzednim sezonie kielczanie zajęli w lidze dopiero drugie miejsce. To było dla ciebie szokiem?
- Na pewno dużym zaskoczeniem. Przed meczami finałowymi stawiałem na Vive, ale nie miałem racji. Kielce przegrały, to dla nas fatalna informacja, ale zdarzyła się sytuacja, która po części jest dobra dla sportu. To pokazało, że na boisku wszystko może się zdarzyć. Nigdy niczego nie możesz być pewnym.
W nowym sezonie będziecie mieć dodatkową motywację, aby odzyskać mistrzostwo Polski?
- Na pewno tak, to jest cel postawiony nam przez zarząd klubu. A dla mnie to może być historyczne zwycięstwo, dlatego podchodzę do tego w sposób szczególny. W swojej karierze jeszcze nigdy nie zdobyłem przecież mistrzostwa Polski.
Na początku września zagracie w turnieju o „dziką kartę” Ligi Mistrzów. Ty już kiedyś grałeś w tego typu imprezie.
- To jest bardzo trudny turniej. W tym roku naszą przewagą na pewno będzie własna hala. Grałem w Hali Legionów w barwach Rhein-Neckar Loewen. Ogromne wrażenie na nas wszystkich robiło zachowanie publiczności. To, jak wspierała swoją drużynę i jak dopingowała zawodników Vive do walki. W tym turnieju każdej drużynie daję jednak po 25 procent szans. W Kielcach zagrają bardzo silne ekipy. Każdy może wygrać lub przegrać
Wybiegnijmy trochę do przodu i załóżmy, że przejdziecie Valladolid. W finale prawdopodobnie spotkacie się wówczas z Twoim byłem zespołem – Rhein-Neckar Loewen. „Lwy” będą chyba trochę słabsze niż w poprzednich latach?
- Nie wybiegajmy tak do przodu. Zespół Valladolid jest bardzo dobry. Nie mogę też powiedzieć, czy „Lwy” będą słabsze. Oni się wzmacniają, stawiają przed sobą wysokie cele. Chcą walczyć w tym sezonie o mistrzostwo Niemiec, a także o dojście do Final Four Ligi Mistrzów. To o czymś świadczy.
Mimo wszystko wybiegnijmy jeszcze dalej do przodu i załóżmy, że awansujecie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Tam znów czeka na was grupa śmierci. Jak ocenisz waszych ewentualnych rywali?
- Zwycięzca turnieju o „dziką kartę” Ligi Mistrzów jest losowany z ostatniego miejsca, czyli w fazie grupowej trafia na zespoły najmocniejsze. Na pewno będzie to fajne, medialne wydarzenie. Poza tym ja lubię stawiać przed sobą wysokie i ciężkie cele. To będzie duża dawka adrenaliny zarówno dla mnie, jak i dla kibiców. Jednak, na razie, w tym miejscu należy postawić znak zapytania, bo dla nas to bardzo odległa i niepewna przyszłość.
Rozmawiał Wojciech Staniec.
Wasze komentarze