Stojković: Finał skończy się w trzech meczach
– Czy ciąży na nas presja przed meczami z Wisłą? Nie wiem, ja po prostu chcę wygrać to złoto. Sam na siebie wytwarzam tę presję, mówiąc: „ muszę zdobyć to mistrzostwo”. Taki już jestem i nic na to nie poradzę. Trzeba podołać temu zadaniu – mówi w rozmowie z naszym portalem kołowy Vive Targów, Rastko Stojković.
Gotowy na „świętą wojnę”?
Rastko Stojković: – Tak, ale nie wyróżniam w ten sposób tego meczu. Dla mnie nie jest ważne to, z kim gramy. Ważny jest cel, czyli w tym przypadku – mistrzostwo. Gramy o złoto i to jest piękne. Stawka jest wielka i walki na pewno nam nie zabraknie. A że to jest „święta wojna”? Inaczej do tego podchodzi się na boisku, inaczej na trybunach. Powtarzam – dla mnie najistotniejszy jest cel, a nie rywal.
I to mówi Serb, który swego czasu grał w Crvenej-Zvezdzie oraz Partizanie.
– No tak, wiem, co to są mecze z naprawdę nielubianym rywalem (śmiech).
Derby Belgradu w szczypiorniaku da się jakoś porównać do rywalizacji między Vive a Wisłą?
– Obawiam się, że nie. W Serbii podczas tych meczów gra się nie tyle ostro, co brutalnie. Ostatni raz, kiedy w barwach Crveny-Zvezdy rywalizowałem z Partizanem, jeden z zawodników kończył mecz ze wstrząśnieniem mózgu, drugi miał rozcięty łuk brwiowy, a trzeci musiał zejść z boiska przez kontuzję nosa. Było dużo „brudnych” sytuacji. Tutaj mimo wszystko gra się w piłkę ręczną, a tam… (chwila zastanowienia) Tam jest inaczej (śmiech).
Wracając do rywalizacji o złoto. W Płocku mówią: „Wisła może, Vive musi”. Faktycznie, ciąży na was taka presja przed tymi meczami?
– Nie wiem, ja po prostu chcę wygrać to złoto. To nie żadna presja, to chęć zwycięstwa. Sam ją staram się na siebie wytwarzać, mówiąc: „chcę zdobyć to mistrzostwo”. Taki już jestem, ale nie chcę odpowiadać za wszystkich zawodników. Może pozostali inaczej do tego podchodzą?
A może najzwyczajniej w świecie ta presja wam pomaga? W ostatnim meczu z Wisłą zagraliście na luzie i jednak przegraliście.
– Tamten mecz po prostu nam nie wyszedł. Z tak dobrym rywalem jak Wisła nie możemy grać na 80-90 procent. To musi być walka na 100 procent. Myślę sobie w ten sposób: „jeśli my zagramy na maksa, to oni nie mogą z nami wygrać”. Jeśli będzie inaczej, wówczas może być trudno o zwycięstwo. Dlatego w tym finale, w każdym meczu, musimy dać z siebie wszystko!
Trener Wisły, Lars Walther, po ostatnim meczu w Kielcach mówił: „kluczem do sukcesu okazało się wyłączenie z gry Rastko Stojkovica”. Znów będą się na Ciebie nastawiać?
– Na pewno nie powinni się koncentrować tylko na mnie. Mamy wielu dobrych zawodników, którzy potrafią rzucać bramki i mogą wygrać nawet beze mnie. Wierzę w to, że jak mi będzie ciężej, to inni wezmą odpowiedzialność za grę na swoje barki. Kto wie, może Michał (Jurecki – przyp. red) rzuci 10 goli albo Mariusz (Jurasik – przyp. red), a może uda się to Patrykowi Kuchczyńskiemu czy Witkowi Natowi?
Czyli sam Rastko meczu nie wygra?
– Dokładnie. Liczy się zespół, jeden zawodnik nic nie zrobi. Dlatego nie myślę tak, jak trener Wisły. Oni mnie „złapali”, wyłączyli z gry, i co – mają łatwiej? Może i tak, ale w tym zespole jest jeszcze wielu naprawdę dobrych zawodników. Z nimi też muszą sobie poradzić.
Ostatni mecz o stawkę graliście dwa tygodnie temu. To dobrze, bo złapaliście świeżość, czy też źle, bo zgubiliście meczowy rytm?
– Ta przerwa nam w żadnym wypadku nie zaszkodziła. Płock też miał tyle samo wolnego, więc nie można mówić o tym, że ktoś jest uprzywilejowany. Tego, jak się gra w piłkę ręczną, na pewno nie zapomnieliśmy.
Ile meczów będzie trwać rywalizacja o złoto? Trzy – jak w poprzednim sezonie, czy pięć – jak dwa lata temu?
– Moim zdaniem trzy. Wszystko okaże się na boisku, ale wierzę, że uda nam się skończyć tę rywalizację już za tydzień – w Płocku. Tych meczów sprzed dwóch lat nie pamiętam, bo w nich nie grałem. To mój pierwszy finał z Wisłą. Bez względu jednak na to, czy walczymy z Kwidzynem, czy z Płockiem, liczy się tylko jedno: zwycięstwo i w konsekwencji – mistrzostwo.
Kibiców do przyjścia na halę zapraszać nie musicie, bo i tak wszystkie bilety zostały już wyprzedane. O gorący doping i wsparcie możecie się jednak dopominać. Mariusz Jurasik mówi wprost: „ten hałas zdeprymuje naszych rywali”.
– Z pewnością. Gramy dla nich, dlatego też bardzo liczymy na gorący doping. Zrobimy wszystko, aby mogli opuszczać Halę Legionów w dobrych humorach. W ten sposób podziękujemy im za – mam nadzieję – świetną atmosferę, jaką stworzą w ten weekend.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze