To zwycięstwo Sasala i Gąsiora. A bramka jednak Pavola Stano?
Długo trwała dyskusja po sobotnim meczu z Arką, kto właściwie strzelił jedynego gola dla Korony. Czy Pavol Stano trącił piłkę po dośrodkowaniu Pawła Sobolewskiego, czy jednak nie? Pytaliśmy Słowaka o tę sytuację po meczu i nie zaprzeczał, że to on jest strzelcem bramki. – To mnie grzeje na serduchu – przekonywał.
Strzelił czy nie strzelił – to mało istotne, bo na pewno drużyna dużo mu zawdzięcza. W końcu to Stano wywarł presję na bramkarzu Hieronimie Zochu, który popełnił błąd. – Nieważne jest to, kto strzelił. Ważne, że w końcu wygraliśmy u siebie. To cieszy tym bardziej, że zagraliśmy w osłabionym składzie. Dla nas był to bardzo ciężki mecz pod względem psychologicznym. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie możemy tutaj przegrać. A właściwie że za wszelką cenę musimy wygrać to spotkanie – tłumaczy doświadczony obrońca.
On, jako lider formacji defensywnej, mógł być zadowolony z gry zespołu pod własną bramką. Korona wreszcie utrzymała „zero” z tyłu. – Za dużo bramek traciliśmy w tej rundzie. To cena za to, że próbowaliśmy grać ofensywnie. Tymczasem nie wychodziło ani to, ani to. Ta wiosna była fatalna w naszym wykonaniu. Teraz jesteśmy bliscy utrzymania, możemy zacząć grać spokojniej. Spróbujemy jeszcze coś w tej rundzie zdziałać – zapowiada Słowak.
Czy przyczyn poprawy należy doszukiwać się w zmianie szkoleniowca? – Nie można tak powiedzieć. W dwa dni nikt cudów nie zrobi. To zwycięstwo zarówno Marcina Sasala, jak i nowych trenerów. A my musimy się z tym pogodzić. Następuje nowa praca, przed nami nowe nadzieje – mówi Stano. – Mam nadzieję, że było to zwycięstwo na przełamanie. Czujemy się głupio już od dłuższego czasu. Gramy w Bełchatowie całkiem nieźle, stwarzamy więcej sytuacji niż GKS i przegrywamy. Z Lechią to samo, byliśmy zdecydowanie lepsi. A jednak czegoś nam brakowało, żeby wygrywać. Chyba tylko szczęścia.
W sobotę Włodzimierz Gąsior zdecydował się na ryzykowny manewr i w bramce postawił na doświadczonego, lecz też impulsywnego Grzegorza Szamotulskiego. Jak czuli się obrońcy, mając za plecami 35-letniego bramkarza? – Mam nadzieję, że Grzesiek nie miał powodów, żeby na nas za dużo krzyczeć... „Szamo” to doświadczony facet. Mimo że w dniu meczu dowiedział się o tym, że zagra, nie zawiódł. Grało mi się z nim tak samo dobrze, jak ze Zbysiem Małkowskim. Grzesiek wybronił bardzo dobry strzał w drugiej połowie. W pierwszej raz mógł lepiej wybić piłkę, ale to jedyny jego błąd. To zresztą było efektem problemów z butami. Gdy je zmienił, to już więcej się taka wpadka nie powtórzyła – usprawiedliwia kolegę Stano.
A my tymczasem dopisaliśmy Pavolowi kolejną, piątą bramkę w tym sezonie i czekamy na oficjalny komunikat Ekstraklasy SA.
Współpraca: Tomasz Porębski
fot. Paula Duda