Rzeźniczak krzyczał, Radović się szarpał...
Trzy tysiące kibiców (w tym około 30 sympatyków z Kielc) rozstawionych z transparentami wzdłuż ulicy Łazienkowskiej dopingowało w piątek drużyny Legii Warszawa i Korony Kielce za bramami stadionu. Po meczu piłkarze warszawskiego klubu starli się z ochroną, która nie chciała ich przepuścić do tłumu.
Kibice dopingowali od 1. do 90. minuty, a wcześniej przeprowadzili krótki marsz. Ostatecznie zrezygnowali z wycieczki pod parlament, lecz cały czas spędzili w pobliżu stadionu. Nie brakowało okrzyków pod adresem premiera Donalda Tuska, a także jednoznacznych transparentów – m.in. "Tusk = Kononowicz Nie będzie niczego", "Donald, matole, twój rząd obalą kibole", "Zemsta Tuska stadionowa pustka", "Czy już Donald zapomniałeś, jak na Lechii wojowałeś?". A to tylko część z nich.
Na stadionie zasiadła garstka osób – to zarząd Legii, pracownicy, stewardzi, a także dziennikarze obsługujący mecz. Wbrew początkowym informacjom, na trybunach pojawili się też przedstawiciele kieleckiego klubu, z prezesem Tomaszem Chojnowskim na czele.
Po spotkaniu piłkarze Legii chcieli podejść do kibiców, ale zostali zatrzymani przez ochronę. To zaskoczyło i rozłościło zawodników. Pod adresem ochroniarzy krzyczał Jakub Rzeźniczak, a jeden z nich musiał siłą powstrzymywać Miroslava Radovicia. Legioniści schowali się w szatni. Potem podjęli kolejną próbę dotarcia do kibiców, ale też nieudaną. Dopiero po kilkunastu minutach dostali zgodę na podejście do bramy wjazdowej, która była jednak szczelnie zamknięta. To wszystko zobaczycie w naszym reportażu filmowym.
Po meczu piłkarze – w zdecydowanej większości – nie chcieli wypowiadać się na ten temat. – Przepraszam, ale naprawdę nie... – prosił Janusz Gol. – Kiedy ostatni raz grałem przy pustych trybunach? No chyba w Młodej Ekstraklasie.
– Czułem się jak w kinie – dodał Radović. Jedynym bardziej rozmownym legionistą był Rzeźniczak. – Nie popieram rozgrywania meczów bez udziału publiczności, a to, że mogliśmy się lepiej komunikować na boisku, było minimalnym plusem. Musieliśmy podziękować kibicom, którzy cały czas stali za stadionem i nas dopingowali. Po zachowaniu ochrony czułem się, jakbym żył w państwie policyjnym – podkreślił.
Jeszcze ostrzejszy w swoich słowach był pomocnik Korony, Aleksandar Vuković, który przy Łazienkowskiej spędził kilka lat. – W Polsce niestety takie rzeczy się zdarzają. Ktoś zamyka stadion dla ludzi, którzy chcą obejrzeć piłkę nożną. Chyba niektórym zabrakło inteligencji – stwierdził „Vuko”.
Z Warszawy Tomasz Porębski.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze