Wenta: Rywal zraniony i zły. A my? Argumentów mamy więcej
Wygrali sześć ostatnich spotkań z Wisłą. Ostatnie – różnicą aż 13 bramek. – Nie patrzymy na to, co było, za nic w świecie nie możemy zlekceważyć Wisły – przestrzega szkoleniowiec Vive Targów, Bogdan Wenta. W zachowaniu zimnej głowy przed kolejną potyczką jego podopiecznym pomóc ma lekcja wyciągnięta wczoraj z meczu… siatkarzy.
Dwa tygodnie nie minęły, a wy myślami znów jesteście przy kolejnej „świętej wojnie”. Ostatni mecz między Wisłą a Vive – zdaniem wielu – skończył się po 10-15 minutach. Teraz spodziewa się Pan trudniejszej potyczki?
Bogdan Wenta: – Szczerze powiedziawszy nie lubię tego typu określeń, że jest to święta wojna. To jest takie napuszczanie jednych na drugich. W niedzielę czeka nas przede wszystkim mecz piłki ręcznej. A w nim – jak pokazuje tabela – spotkają się najlepsze na chwilę obecną zespoły w Polsce, które wyraźnie odstają od reszty drużyn. My jeszcze nie przegraliśmy w lidze meczu, Wisła doznała tylko jednej porażki – to najlepiej odzwierciedla siłę obu drużyn.
Ostatni mecz w Final Four pokazał, że różnica miedzy Vive a Wisłą nie jest wcale taka mała.
– Na pewno finał Pucharu Polski dał jakiś wizualny obraz na dalszą rywalizację obu klubów. Dzięki temu zwycięstwu mamy pewien atut przed niedzielnym spotkaniem. Tym bardziej, że zagramy przed własną, wspaniałą publicznością, która już nie raz uskrzydlała nas w trudnych momentach. Do tej najbliższej potyczki staramy się jednak podchodzić bardzo racjonalnie. Gramy przecież z przeciwnikiem, który postawił przed sobą bardzo ambitne cele. Pucharu Polski nie udało im się wprawdzie zdobyć, ale cały czas liczą się w walce o mistrzostwo.
W Płocku mówią, że lekcja z klęski w Final Four została wyciągnięta. Wierzy Pan w to, że w tak krótkim czasie można zmienić oblicze zespołu?
– Doświadczenie trenerskie podpowiada mi, że w ciągu dwóch tygodni można dokonać pewnych korekt w grze drużyny, ale za wiele raczej zmienić się nie da. Na Mistrzostwach Świata czy Europy często jest tak, że na rywala trzeba się przygotować z marszu, a pomiędzy poszczególnymi meczami przeprowadza się tylko jeden – 50-minutowy – trening. W tym kontekście dwa tygodnie to nie jest aż tak mało. Zmienić można sporo, ale na pewno nie wszystko. Tym bardziej, że i my, i Płock znamy się doskonale. W niedzielę o wyniku decydować będę raczej pojedyncze elementy, w tym przede wszystkim forma poszczególnych zawodników.
Obawia się Pan czegoś przed tym meczem?
– Na pewno ważne jest to, aby wysokie zwycięstwa w dwóch ostatnich meczach nie uśpiły nas przed niedzielnym spotkaniem. Trzeba pamiętać, że Wisła została przez nas zraniona i będzie chciała teraz w jakimś stopniu zareagować, zmazać plamę za ostatni występ. Argumentów przemawiających za naszym zespołem mamy dużo więcej, są to zwłaszcza własne boisko oraz publiczność. Powtarzam jednak raz jeszcze – musimy uważać, aby pewność siebie nas nie uśpiła.
Mimo to jesteście zdecydowanym faworytem tego spotkania.
– Tak samo, jak Skra Bełchatów była absolutnym faworytem wczorajszego pojedynku z Politechniką Warszawa. Oglądałem ten mecz i pewnie jak wielu byłem zaskoczony, że bełchatowianie przegrali z niżej notowanym rywalem (Skra uległa Politechnice 2:3 – przyp. red). Oczywiście ktoś powie – inna specyfika, to zupełnie odmienna dyscyplina. Fakt jest jednak taki, że przed meczem każdy stawiał na zwycięstwo Skry. Taki wynik to dla nas pewnego rodzaju ostrzeżenie, bowiem oznacza, że nawet teoretyczny faworyt nie ma wcale patentu na wygrywanie. Musimy o tym zawsze pamiętać.
22 bramki stracone z Wisłą, 20 z Nielbą. W niedzielnym spotkaniu tak dobra gra w defensywie zostanie podtrzymana?
– Naszej grze w obronie poświęciliśmy dużo – nawet nie tyle – pracy, co przede wszystkich rozmów. Szukaliśmy wspólnie pewnych rozwiązań, począwszy od gry bramkarzy poprzez postawę w obronie i na wyprowadzaniu kontrataków kończąc. Na tym polega zresztą piłka ręczna, aby umiejętnie połączyć defensywę i atak. W ostatnich meczach to nam się udawało. Każde spotkanie jest jednak inne. Mam natomiast nadzieję, że z Płockiem nawiążemy do tych ostatnich, udanych dla nas, pojedynków.
Na pewno cieszy Pana to, że do pełni zdrowia wraca już Michał Jurecki. Powinien on wystąpić w niedzielnym spotkaniu?
– Michał dostał zielone światło do gry, ale w 100 procentach gotowy jeszcze nie jest. To, czego mu brakuje, to gry, meczów o stawkę. To wprawdzie mimo młodego wieku doświadczony zawodnik, ale nie oczekujmy, że w niedzielę będzie on naszym motorem napędowym. Czy Michał wystąpi w tym spotkaniu? Powiem tak: przed fazą play-off każdy mecz, tym bardziej z mocnym przeciwnikiem, jest dla niego bardzo istotny.
A zatem wszyscy są gotowi do niedzielnego meczu? Nikt nie narzeka na jakieś urazy?
– Nawet jeśli kogoś coś boli, to przed takim spotkaniem momentalnie zapomina się o kontuzjach. Z Wisłą każdy chce grać. To my – trenerzy – mamy problem, aby powiedzieć komuś, że w niedzielę będzie musiał usiąść poza ławką. To dla nas zawsze bardzo trudna decyzja. Każdy z zawodników czeka na ten mecz, o mobilizację możemy być w pełni spokojni.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Paula Duda, Patryk Ptak
Wasze komentarze