Żółtak: Czujemy respekt przed Wisłą
– Każdy z nas wie, że najbardziej prawdopodobny zestaw finalistów Pucharu Polski to my i Wisła. Mieć tego świadomość – to jedno. Nie zapominać o spotkaniu półfinałowym – to drugie. Za wcześnie jeszcze na chłodzenie szampanów – mówi w rozmowie z naszym portalem kołowy Vive Targów, Daniel Żółtak.
Patrzę na Twój kciuk i przyznam szczerze, że troszkę się niepokoję. Palec prawie cały zakryty w…?
Daniel Żółtak: – To jest plastikowe usztywnienie, które muszę na co dzień nosić. To jednak nie wszystko, na mecze i na treningi mam nieco inny opatrunek. A co do samego urazu – kciuk jest złamany i niby powinienem przez trzy tygodnie go leczyć i zrobić sobie przerwę w grze, ale… wiemy, jak bardzo ważne spotkania nas teraz czekają. Chciałbym w nich wystąpić, dlatego nie myślę o odpoczynku. Teraz chodzi przede wszystkim o to, aby wszystko się zrosło. Na to potrzeba czasu, dlatego pewnie jeszcze troszkę minie zanim wrócę do pełnej sprawności.
Trener Bogdan Wenta mówił, że sytuacja zdrowotna w zespole jest dobra, bo przed Final Four nawet ci, którzy narzekają na urazy, momentalnie o nich zapominają. Ciebie chyba też to dotyczy?
– Na pewno tak. Tym bardziej, że sam finał Pucharu Polski ma w tym roku dosyć ciekawą formułę. Gramy w Płocku, w nowej hali, będzie ciekawa oprawa – to wszystko wyzwala dodatkową motywację u każdego z nas. Ci, którzy zobaczą ten turniej, na pewno nie będą zawiedzeni. Zresztą z tego co wiem, już niemal wszystkie bilety na mecze zostały wyprzedane. Nic zatem dziwnego, że każdy z nas chce tam wystąpić. To będzie prawdziwy spektakl, a my chcemy w nim uczestniczyć.
Bez zbędnych kurtuazji – myślicie już o tym, co czeka was w niedzielę? No wiesz – „święta wojna”, Kielce kontra Płock – mecz, na który chyba czeka każdy kibic szczypiorniaka w Polsce.
– Skłamałbym, mówiąc, że w ogóle o tej niedzieli nie myślimy. Każdy z nas wie, że najbardziej prawdopodobny zestaw drużyn w meczu finałowym to Kielce i Płock. Mieć tego świadomość – to jedno. Nie zapominać o najbliższym spotkaniu, półfinale z Warmią – to drugie. Tak naprawdę jeśli podwinęłaby nam się noga w sobotę, to… aż boję się o tym myśleć. Na pewno do tego oczekiwanego przez nas finału wówczas by nie doszło. Dlatego powtarzam raz jeszcze – na razie trzeba się skoncentrować na Warmii, o Płocku – mam taką nadzieję – będzie jeszcze czas pomyśleć.
Ale obaw przed Warmią chyba nie macie?
– Nie mamy, ale i nie lekceważymy ich. Olsztyn na pewno w ostatnim czasie zrobił spore postępy. Przyszedł nowy trener (Zbigniew Tłuczyński – przyp. red), który zmienił sposób gry tej drużyny, przez co funkcjonuje ona teraz o wiele lepiej niż jeszcze jakiś czas temu. Na razie skupiamy się na Warmii, potem będziemy myśleć o Wiśle.
No dobrze, zakładamy więc, że jest sobota wieczór, pokonaliście Warmię i powoli zaczynacie koncentrować się na Płocku. Co sobie wtedy pomyślisz – ta Wisła to jednak mocniejszy zespół niż w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to wygraliście z nimi w Orlen Arenie 34:27, czy tez może za bardzo się od tego czasu nie zmienili?
– To jest – przynajmniej moim zdaniem – silniejsza drużyna niż wtedy. Na ich korzyść działa przede wszystkim czas. Ten zespół jest cały czas budowany, potrzebuje zgrania, i na pewno od listopada stanowi większy monolit. Widać to zresztą po wynikach, jakie Płock osiąga ostatnio w lidze. Poza tym coraz lepiej czują się już we własnej nowej hali. W pamiętnym listopadowym spotkaniu to był ich pierwszy pojedynek w Orlen Arenie, mieli prawo czuć się jak na wyjeździe. Teraz swój obiekt mają już „obczajony” i to na pewno będzie ich duży atut.
W Płocku przytaczają jeszcze jeden argument, który ma im pozwolić zdetronizować Vive. Mowa o Bostjanie Kavasu, który w ostatnim waszym pojedynku nie mógł wystąpić.
– Na pewno dzięki niemu będą czuli się mocniejsi, ale my chcemy patrzeć głównie na siebie, a nie na przeciwnika. Chcemy zagrać najlepiej jak umiemy. W tym sezonie mieliśmy już różne mecze – jedne lepsze, inne gorsze – ale to, co za nami już się nie liczy. Teraz mamy przed sobą jeden cel: zdobyć Puchar Polski. Czujemy respekt przed Płockiem, w końcu to zespół, który w tym sezonie ligowym przegrał tylko jeden mecz, ale my wierzymy w siebie i swoje umiejętności. Zresztą… najpierw Warmia, potem Płock (śmiech). Ale mam takie dziwne przeczucie, że do tej „świętej wojny” jednak dojdzie.
Orlen Arena to hala w której czujecie się dobrze? Mówiąc kolokwialnie – ten obiekt wam „leży”?
– Złych wspomnień z tej hali nie mamy, bo w końcu graliśmy tam raz i odnieśliśmy pewne zwycięstwo. Wtedy mieliśmy powody do radości, nasza gra wyglądała naprawdę dobrze. Zobaczymy jak będzie tym razem. Dobrze, że w sobotę gramy półfinał, dzięki czemu uda nam się na nowo zapoznać z tym obiektem. Hala robi jednak pozytywne wrażenie, i jakichś uwag do niej mieć nie możemy.
Gorącego przywitania chyba się jednak nie spodziewacie. W meczu Vive kontra Warmia płocka widownia zamierza…
– Wiem, wiem, kibicować tym drugim. Trudno się temu dziwić, wiadomo, że kibice gospodarzy będą przeciwko nam. To normalne. My się jednak tym nie przejmujemy. Tym bardziej, że sami w Orlen Arenie nie będziemy.
No właśnie. Ponad 900 osób wybierających się z Kielc do Płocka pewnie robi na was niemałe wrażenie?
– Jasne, że tak. To imponująca liczba. Na pewno wsparcie naszych fanów będzie dla nas niezwykle istotne. W niedzielę mogą oni być naszym ósmym zawodnikiem. Nie ukrywam, że bardzo liczymy na ich doping. Blisko tysiąc osób nie da się nie słyszeć, dlatego z pewnością ich śpiewy dotrą do naszych uszu. Z ich pomocą na pewno będzie nam łatwiej.
A zatem – w sobotę zwycięstwo, w niedzielę powtórka, puchar w górę i otwieramy szampany?
– Oj, bardzo byśmy chcieli, żeby taki scenariusz się spełnił. Najpierw swoją wartość musimy jednak udowodnić na boisku. Jak to zrobimy, wtedy będziemy świętować. Póki co nie myślimy jeszcze o szampanach. Na razie musimy na nie zasłużyć (śmiech).
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. Paula Duda, Oskar Patek, Michał Janyst
Wasze komentarze