Myśleć w barwach żółto-biało-niebieskich
W kieleckiej Hali Legionów gospodarze – Nielba Wągrowiec nie sprostali wymaganiom narzuconym przez gości – Vive Targi. Kielczanie wygrali bez najmniejszych problemów, już po pierwszej połowie prowadząc dziesięcioma bramkami. I choć zwycięstwo było zdecydowane i okazałe, to jakoś nikt nie potrafił się z niego cieszyć...
Całe szczęście, że do tej pory nie wymyślono maksymy, że jaki twój pierwszy mecz na początku roku, takie będzie też najbliższe dwanaście miesięcy. Wówczas kieleccy kibice po prostu umarliby z nudów...
Bo, niestety, we wtorkowe popołudnie publiczność ziewała ponad miarę, na zegarki spoglądała częściej niż zwykle, a nawet okrzyk „auu!” z boiska faulowanego Mariusza Jurasika wywołał poruszenie. Wszak w końcu zdarzyło się coś ciekawego.
Nielba zrezygnowała z meczu u siebie i wyszła z propozycją rozegrania obu spotkań w Kielcach, dzień po dniu. Vive Targi oczywiście się na to zgodziły, bo to rozwiązanie było mistrzom Polski zwyczajnie na rękę. Ale to był znak, że klub z Wągrowca do pucharowej rywalizacji podejdzie bez ambicji i wiary. A bez nich w sporcie o emocjach nie może być mowy.
Doskonale znany w Kielcach Giennadij Kamielin (trenował Iskrę), który dziś prowadzi Nielbę, na konferencji prasowej nawet nie wiedział jak zacząć swoją wypowiedź. – Jakieś pytania? – padło z jego ust na początku. W końcu wydusił: – Za nami ciężki okres przygotowawczy. Trenowaliśmy 1,5 miesiąca, teraz musimy ogrywać zespół. Szykujemy się do walki w lidze, w niedzielę nasze pierwsze starcie. I oczywiście pochwalił zespół gospodarzy – a właściwie gości, bo choć mecz rozegrano w Kielcach, to tak jakby rozgrywano go w Wągrowcu. – Vive to mocny zespół, nie do osiągnięcia dla nas – dodał.
Jedynym zawodnikiem Nielby, który mógł być zadowolony po meczu, był Dawid Przysiek. Rozgrywający zagrał dobrze, trafiał z różnych pozycji, dzięki czemu został najskuteczniejszym zawodnikiem spotkania. Zdobył 10 bramek i to pomimo bardzo dobrej postawy w bramce Marcusa Cleverly’ego. – Zakładaliśmy przed meczem, żeby nie dać się skontrować graczom Vive, ale nie udało się. Co najmniej dziesięć bramek, a może nawet piętnaście, padło dla Kielc po kontratakach. Przed nami liga, mamy kilka dni na poprawę gry i wyeliminowanie błędów, których dziś nie brakowało – stwierdził Przysiek.
Cudów nie było też w grze Vive. Ale i nikt ich nie oczekiwał. – Dopiero wczoraj spotkaliśmy się na wspólnym treningu i wreszcie mogliśmy razem poćwiczyć. Stąd zabrakło tego odpowiedniego tempa, ale wierzę, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej – stwierdził Rafał Gliński. Lewoskrzydłowy, lewy rozgrywający, a nawet środkowy rozgrywający (w trakcie meczu zastąpił na tej pozycji Tomasza Rosińskiego) nie mógł zaliczyć tego spotkania do udanych. W drugiej połowie za serię błędów otrzymał solidną burę od Bogdana Wenty.
A tych fatalnych strat, głupich pomyłek – z obydwu stron – we wtorek nie brakowało. Niektórzy podawali piłkę prosto w ręce rywali, inni – zdawało się - rzucali w kierunku band reklamowych, a nie swoich kolegów z drużyny, a jeszcze innym zdarzały się podania w... plecy partnerów. Na tym poziomie to nie powinno się zdarzać.
- Oba zespoły mają inne cele. Cieszy wynik, ale zwycięstwo było już ustalone po pierwszej połowie. Brakuje trochę zgrania, ale widzę, że ci zawodnicy, którzy zostali w kraju, popracowali bardzo dobrze. Ja z kadrowiczami po mistrzostwach świata w Szwecji do kraju wróciliśmy dopiero w sobotę. Teraz trzeba sprawić, żeby każdy myślał o przyszłości już tylko w barwach żółto-biało-niebieskich – stwierdził Wenta.
Pod koniec wczorajszego meczu, gdy naprawdę duża część publiczności zaczęła opuszczać Halę Legionów, sektor Klubu Kibica krzyknął: „gdzie wy idziecie”. Ale takie zachowanie „przedwczesnych uciekinierów” można zrozumieć. Bo to nie było okazanie braku szacunku dla graczy Vive, lecz pokazanie bezradności. Bezradności wobec stanu polskiej piłki ręcznej, rywalizacji, której tak naprawdę nie ma i emocji sportowych, które emocjami są tylko z nazwy.
Druga część „spektaklu”, którego zakończenie jest z góry znane, dzisiaj o godz. 17.30. Nielba żeby awansować do Final Four musi wygrać „tylko” czternastoma bramkami... Niemniej oczywiście zapraszamy na naszą relację z tego spotkania. Scyzorykiem wyryte! - jak zwykle na żywo.
Tak relacjonowaliśmy wtorkowy mecz.
fot. Michał Janyst
Nawet najlepsza otoczka nie zastąpi emocji sportowych
Wasze komentarze