Horror bez happy endu. Szwedzi studzą zapały "Orłów Wenty"
Polacy nie zakończą fazy wstępnej Mistrzostw Świata z kompletem pięciu zwycięstw. W swoim ostatnim spotkaniu "Orły Wenty" uległy gospodarzom imprezy, Szwedom 21:25. O porażce zdecydowała świetna postawa Jonasa Sjoestranda w bramce gości oraz zbyt duża liczba strat w polskiej ekipie.
Szwedzi, którzy niespodziewanie polegli w spotkaniu z Argentyną, doskonale zdawali sobie sprawę, jak wielkie znaczenie ma dla nich potyczka z Polakami. Wiadomym było więc, że wypełniona po brzegi hala Scandinavium będzie świadkiem wyrównanego i twardego widowiska. Odrobinę lepiej rozpoczęli je jednak Szwedzi, którzy wyszli na prowadzenie. Na całe szczęście Polacy skutecznie odpowiadali na ataki gospodarzy, dzięki czemu nie pozwalali odskoczyć im na więcej, niż jedną bramkę. Sytuację skomplikowała jednak nieco kara dla Grabarczyka w 7. minucie meczu, która pozwoliła podopiecznym Oli Lindgrena wypracować dwubramkową przewagę. Zdezorientowani Polacy stracili jednak kolejne dwie bramki i trenerowi Bogdanowi Wencie nie pozostało nic innego, jak wylać na głowy swoich zawodników kubeł zimnej wody. Pomogło. Polacy zaczęli grać koncertowo i w ciągu zaledwie trzech minut zniwelowali całą przewagę rywali. Niestety, w końcówce na dwuminutową karę znów odesłany został Grabarczyk, w efekcie czego Szwedzi ponownie odskoczyli, kończąc pierwszą część gry wynikiem 14:12.
Początek drugiej połowy nie rozpoczął się po myśli naszych reprezentantów. Polacy zanotowali dwie straty i rywale znów odskoczyli nam na trzy bramki. Choć „Orły Wenty” doskoczyli na moment rywali na jedną bramkę, zmarnowany rzut karny i dwie kapitalne interwencje Sjoestranda znów wyprowadziły Szwedów na trzybramkowe prowadzenie. Kiedy wydawało się, że Polacy ponownie złapią kontakt z rywalami, naszym znów przydarzyły się dwie niepotrzebne straty... Niezwykle waleczni Polacy nie zamierzali jednak oddać choć centymetra hali Scandinavium i wciąż zaciekle starali się odrobić straty. W kluczowych momentach na drodze naszych stawał jednak fenomenalny Jonas Sjoestrand. Na pięć minut przed końcem przy stanie 21:23 Polacy spróbowali jeszcze wysokiej obrony, jednak dwuminutowa kara dla Siódmiaka zakończyła nasze marzenia o zwycięstwie w dzisiejszej potyczce. Zwycięstwie, które było na wyciągnięcie ręki, gdyby nie siedem strat, które zanotowali nasi w drugich trzydziestu minutach. W niezwykle zaciętym boju Szwedzi pokonali więc ostatecznie Polaków 24:21, znacznie poprawiając swoją sytuację w perspektywie rozpoczynającej się za dwa dni fazy zasadniczej.
Do kolejnej rundy rozgrywek Polacy (podobnie jak Szwedzi i Argentyńczycy) przystąpią z dorobkiem dwóch punktów. Naszym kolejnym rywalem będą Duńczycy, którzy wygrali rywalizację w trudnej grupie C, odnosząc komplet pięciu zwycięstw.
Polska – Szwecja 21:24 (12:14)
Polska: Szmal – M. Lijewski 6, Tłuczyński 4, B. Jurecki 3, Jaszka 2, Bielecki 2, Kuchczyński 2, Tkaczyk 1, Tomczak 1, Siódmiak, Jurkiewicz, Grabarczyk, Zaremba.
-----------------------------------------------------------
Tak grali dziś zawodnicy Vive Targów Kielce:
MARIUSZ JURASIK – dzisiejszego spotkania „Józek” nie zaliczy z pewnością do udanych. Na jego konto zapisać można jedynie trzy straty w pierwszej części gry, żółtą kartkę oraz spowodowanie karnego, którego na bramkę zamienił Ekberg. Później próbował szarpać grę, jednak przyniosło to więcej szkody, niż pożytku dla drużyny. Dlatego też drugą połowę Jurasik oglądał już z ławki rezerwowej. Z pewnością więcej po grze „Józka” spodziewał się w tej potyczce Bogdan Wenta.
PIOTR GRABARCZYK – aktywny w obronie. Czasem aż nazbyt, czego efektem były dwie dwuminutowe kary w pierwszej połowie. Trwam jednak w przekonaniu, że ściągniecie „Grabara” do Szwecji było decyzją najlepszą z możliwych. Dzięki zaciekłości Piotrka obrona Polaków wygląda solidniej, a człowiek z większym spokojem (o ile można o nim mówić w dzisiejszej batalii) patrzy na wydarzenia na parkiecie.
PATRYK KUCHCZYŃSKI – mimo iż znów nie spędził na boisku zbyt wielu minut, był jedną z jaśniejszych postaci naszej reprezentacji. Dwie bramki (ze środka koła oraz swojej nominalnej pozycji), pewność w grze, duża ruchliwość i aktywność przy kontrach – takiego „Chińczyka” chcielibyśmy oglądać zawsze.
MATEUSZ ZAREMBA – na parkiecie zameldował się w 21 minucie i jak się okazało, nie zabawił tam dłużej. Dwa razy w dziecinny sposób minięty przez Szwedów, do tego bezmyślne sprokurowanie karnego przy stanie 11:12 dla rywali. Dzisiejszy mecz jest dowodem na to, że „Zarek” nie jest przygotowany, zwłaszcza pod względem psychicznym, do tego typu spotkań. Wydaje się, że powinien być eksploatowany w pojedynkach ze słabszymi rywalami lub wówczas, gdy Polacy prowadzą różnicą kilku bramek.
Tomasz Rosiński nie pojawił się na parkiecie.
Wasze komentarze