„Złocisto-krwista” ofensywa
Korona może nie gra w Lidze Mistrzów oraz nie walczy w jednej z najlepszych lig na świecie, ale podobnie jak Fart i Vive wzbudza w Kielcach wielkie emocje. Zmiana trenera, szukanie sponsora strategicznego oraz spektakularne zwycięstwa, czy druzgocące porażki – na nudę w roku 2010 nie narzekaliśmy.
Szarańcza padła
Mamy 20 listopada 2009 roku. Korona podejmuje u siebie kierowaną przez Franciszka Smudę ekipę Zagłębia Lubin. Oba zespoły, będące w „ogonie” ekstraklasy, ani myślą tracić jakiekolwiek punkty w tym meczu. Jednak to podopieczni Marka Motyki jako pierwsi strzelają bramkę i przejmują inicjatywę. Chyba każdy pamięta krótko rozegrany stały fragment gry, po którym Jacek Markiewicz, precyzyjnym strzałem z dystansu zmusza do kapitulacji golkipera gości. Drugi cios lubinianom w 19. minucie zadaje Cezary Wilk. Dziesięć minut później przyjezdni zdobywają bramkę kontaktową. Wynik drugiej połowy otwiera Paweł Sobolewski i jest 3:1. Takiego rezultatu już chyba nie da się spartolić. A jednak! W ostatnie 15 minut Zagłębie strzela dwa gole. Remis.
W Kielcach ten wynik uznany został za porażkę, a nad opiekunem żółto-czerwonych zebrały się czarne chmury. – Nie mam powodów, żeby podawać się do dymisji. Nie jesteśmy zagrożeni, a zimą przeanalizujemy spokojnie naszą sytuację i ewentualnie wzmocnimy zespół – zapowiedział Motyka na pomeczowej konferencji. Kilka dni później trener znany z wyhodowania szarańczy został zwolniony z funkcji szkoleniowca „złocisto-krwistych”.
Dobra decyzja w złym czasie?
Nowym trenerem kieleckiego zespołu został mało znany Marcin Sasal, którego największym sukcesem zawodowym było wprowadzenie podwarszawskiego klubu z Ząbek do pierwszej ligi. Dolcan nie miał ani pieniędzy, ani zaplecza, ani wielkich nazwisk. Mimo to trener Sasal potrafił z tych „skrawków” stworzyć jeden z najlepszych zespołów na zapleczu ekstraklasy. W tle „złocisto-krwistej” rewolucji nasuwało się pytanie, czy ta decyzja została podjęta w odpowiednim czasie? Przecież klub walczył o utrzymanie, a tak drastyczne zmiany mogły wprowadzić w jego szeregi zbędny zamęt. Jednak włodarze Korony podjęli to ryzyko i chyba nie żałują, bo nowy szkoleniowiec wprowadził żółto-czerwonych w czasy pomyślności... Ale o tym w dalszej części tekstu.
„Nie jestem cudotwórcą”
– Nowy trener, nowe nadzieje – podkreślił jeden z naszych czytelników. Sam Sasal na wstępie zapowiedział, że żadna rewolucja nie nastąpi, a on sam nie jest cudotwórcą. – Nie dokonam w ciągu dwóch minut nie wiadomo czego. W zawodnikach Korony Kielce drzemie ogromny potencjał i wierzę, że to wykorzystamy – skwitował. I rzeczywiście, na początku nic wielkiego się nie stało. Korona do końca 2009 roku zremisowała z Ruchem Chorzów, Polonią Warszawa i przegrała z Lechem Poznań. Kielczanie tym samym, mając tylko cztery punkty więcej od ostatniej Odry Wodzisław, ukończyli rok na dwunastej lokacie.
Lista Sasala
Nie trzeba było długo czekać na decyzje Sasala. Szkoleniowiec wskazał listę zawodników, których nie widział już w zespole na rundę wiosenną. Wśród nich byli m.in. Edson, Krzysztof Gajtkowski, Łukasz Nawotczyński, Paulius Paknys, Mariusz Zganiacz i Dariusz Kozubek. Ale przecież nie tylko rozstaniami piłka nożna żyje. Do Kielc zawitali m.in. Maciej Tataj, Pavol Stano, Łukasz Maliszewski, Grzegorz Lech, Artur Jędrzejczyk czy Paweł Kaczmarek.
Niektóre mecze były wyjątkowo ciężkie
„Zaczynamy to zamieszanie?”
Takiej Korony długo wyczekiwali kieleccy kibice. Nieważne, że grają mało efektownie oraz nie mają ekipy na miarę Ligi Mistrzów. Wtedy liczyły się tylko punkty – i to najlepiej trzy za każde spotkanie. Pod tym względem start żółto-czerwonych w rundzie wiosennej był wręcz doskonały. Na powitanie wiosennych rozgrywek kielczanie wygrali u siebie z Jagiellonią Białystok 1:0. Warto w tym miejscu przypomnieć sobie oprawę jaką przygotowali kieleccy kibice. Widok zabitej pszczoły będącej symbolem porażki „Jagi” był niesamowity! Tydzień później przeżywaliśmy na kieleckiej Arenie koroniarskie deja vu – podopieczni Sasala tym razem z Polonią Bytom zwyciężyli… 1:0. Bohaterem obu spotkań był Pavol Stano, którego gole (zdobyte w bliźniaczo podobny sposób) dały ekipie „złocisto-krwistym” sześć punktów na wagę złota. Mówi się, że każdego szkoleniowca bronią wyniki. W takim razie było już 2:0 dla Sasala. Najgorsze miało się jednak dopiero zacząć.
„Jak w Gdyni nie wygracie...”
Cracovia? Dla Korony to żaden rywal, nawet na Suchych Stawach – chciało się powiedzieć po tych zwycięstwach z „Jagą” i Polonią. I rzeczywiście - był pogrom, i to aż 3:0... Z tym, że do domu na tarczy wracali „złocisto-krwiści”. W Krakowie było gorąco... nawet po meczu. Poza boiskiem doszło do starcia między Aleksandarem Vukoviciem a Dariuszem Pawlusińskim. – Zrobiło się trochę nerwowo. Ale ta sytuacja została wyolbrzymiona. Pamiętam takie zdjęcie, na którym rzeczywiście wyglądało to tak, jakbym gościa udusił, a daleko było do tego. To jednak przeszłość. Myślę, że chłopak będzie już uważał na słowa – podkreślił „Vuko”. Wpadka szybko została zrehabilitowana efektownym zwycięstwem na własnym boisku z Jagiellonią 3:1 w rozgrywkach o Puchar Polski. Czy da się zmarnować tak obiecujący dorobek punktowy? Spotkanie w Białymstoku uświadomiło wszystkich, że owszem, da się. Korona przegrała 0:3 i odpadła z rozgrywek.
W międzyczasie na najwyższym szczeblu rozgrywek było coraz gorzej. Remis z Odrą Wodzisław, Śląskiem Wrocław oraz porażka w Gliwicach z Piastem, czyli z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, niebezpiecznie zbliżyły Koronę do strefy spadkowej. Nad Kielcami po raz kolejny w sezonie nagromadziły się czarne chmury. Negatywną atmosferę tonował Aleksandar Vuković. – Czarne chmury? Chyba wynika to z negatywnego podejścia dziennikarzy na konferencjach. Jakbyście robili spotkanie na temat Odry, czy Polonii to nie wyobrażam sobie jakby ona wyglądała. Według panującej atmosfery na konferencji z dziennikarzami można wywnioskować, że już spadliśmy z ekstraklasy. Myślę, że aż tak czarno nie jest. W Gliwicach zagraliśmy słaby mecz, ale lepiej skupmy się na tym, co przed nami – stwierdził Serb.
Tą najbliższą przyszłością, o której wspominał „Vuko” był arcyważny mecz na własnym „podwórku” z GKS-em Bełchatów. Tego spotkania również nie udało się wygrać, a jedynie zremisować. Z trybun posypały się gromy. – Jak w Gdyni nie wygracie... – krzyczeli kibice. Korona nie miała lekko – skończyły się kalkulacje, trzeba było wygrywać z każdym, a margines błędu był niewielki. Tylko z kim tu można pozwolić sobie na stratę punktów, skoro trzeba walczyć z Arką, Legią, Wisłą, Lechią, Zagłębiem i Ruchem?
„Jędza” pogrążył rywala. Korona w ekstraklasie.
Spośród drużyn walczących o utrzymanie, „złocisto-krwiści” mieli najtrudniejszy szlak do przetarcia. Napięcie rosło, a do końca sezonu zostało już tylko sześć spotkań. Pierwszym z ostatnich rywali Korony była Arka, którą trzeba było pokonać na niekomfortowej sztucznej nawierzchni w Gdyni. Warto dodać, że w tym okresie kielczanie na wyjazdach grali bardzo słabo. Przeciwieństwa losu jednak nie powstrzymały żółto-czerwonych przed wywiezieniem znad morza trzech „oczek”. Tym zwycięstwem podopieczni Marcina Sasala rozpoczęli nie tylko rajd po utrzymanie, ale i trwającą siedem miesięcy wyjazdową passę meczów bez porażki.
Tydzień później do Kielc przyjechała wielka Legia Warszawa, która jeszcze wtedy biła się z Chorzowem o awans do Ligi Europejskiej. Tym razem „złocisto-krwiści” przegrali 0:1, ale nikt nie miał o to żalu, bo gospodarze zagrali dobry mecz. Po prostu nie dane było im tego spotkania wygrać.
Kolejnym krokiem do utrzymania miało być zdobycie jakichkolwiek punktów na Suchych Stawach. Wisła Kraków nie miała wyboru – zwycięstwo w tym spotkaniu przybliża „Białą Gwiazdę” do mistrzostwa Polski, porażka oraz remis mogą tę szansę przekreślić. Wygrać z Wisłą na wyjeździe? Niemożliwe? Vuković w jednym z wywiadów powiedział, że w Polsce nie ma drużyny nie do ogrania – i miał rację. Korona wygrała w Krakowie z Wisłą 1:0. Strzelcem zwycięskiej bramki był Jacek Kiełb.
Święto miało dopiero nastąpić. Korona w meczu z Lechią miała wyśmienitą okazję na wywalczenie sobie utrzymania na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu. Kielczanie i tym razem stanęli na wysokości zadania. Bramka strzelona przez Artura Jędrzejczyka w 58. minucie dała żółto-czerwonym zwycięstwo i w konsekwencji gwarancję gry na najwyższym szczeblu rozgrywek w kolejnym sezonie. – Nareszcie możemy odetchnąć z ulgą. Brawa dla zespołu, który poradził sobie z tym pesymizmem po meczu z Piastem i wywalczył utrzymanie. Pokazaliśmy, że mamy charakter. Ciężką pracą na boisku zachowaliśmy ekstraklasę w Kielcach i to szczególnie cieszy – powiedział „Vuko”. Koroniarze w ostatnich dwóch meczach zremisowali i wygrali, dzięki czemu ostatecznie znaleźli się na szóstym miejscu w lidze.
Cezary Wilk przechodząc do Wisły stracił sympatię kibiców Korony
Zmiany, zmiany, zmiany
W okresie wakacyjnym Kielce opuścili Artur Jędrzejczyk, który musiał w końcu z wypożyczenia wrócić do Warszawy, oraz Jacek Kiełb i Cezary Wilk. O ile transfer „Ryby” przyjęty został ze zrozumieniem, o tyle przejście „Wilczka” do Krakowa uznane zostało za zdradę. Na byłego defensywnego pomocnika „złocisto-krwistych” na forach internetowych posypały się gromy. Chciałbym pokazać jakieś komentarze, ale nawet te najłagodniejsze i najbardziej oszczędne w słowach są zbyt wulgarne, by je zacytować.
W czerwcu 2010 roku z funkcji prezesa klubu został odwołany Tadeusz Dudka. Obowiązki sternika klubu przejął Tomasz Chojnowski, dotychczasowy dyrektor Wydziału Kontroli i Audytu Wewnętrznego kieleckiego ratusza.
Oczywiście zmiany to nie tylko rozstania. – Na transfery mamy zero – powiedział nam w jednym z przedsezonowych wywiadów Marcin Sasal. Na szczęście to nie przeszkodziło żółto-czerwonym w dokonaniu kilku naprawdę istotnych wzmocnień. Latem do Kielc przybyli m.in. Andrzej Niedzielan, Maciej Korzym i Vlastimir Jovanović. W późniejszym okresie ekipę Sasala zasilił Paweł Golański. Biorąc pod uwagę czas, jaki nowi zawodnicy spędzili na boiskach ekstraklasy, śmiało można powiedzieć, że zakupy dokonane w przerwę były naprawdę udane.
Korona silna jak nigdy
– Nie widzę żadnego powodu, by już w najbliższym sezonie Korona nie miała powalczyć o miejsce na podium – stwierdził „Wtorek”. Początek rozgrywek tego nie zapowiadał, ponieważ kielczanie na własnym boisku zremisowali z Zagłębiem (trzeci raz z rzędu) i przegrali z Widzewem Łódź. Jak się później okazało, były to tylko złe dobrego początki. Później już „złocisto-krwiści” z każdym spotkaniem grali coraz lepiej. W tym owocnym okresie podopieczni Marcina Sasala wygrali m.in. z Polonią Warszawą (co skończyło się zwolnieniem Jose Marii Bakero z funkcji trenera), Śląskiem Wrocław, Ruchem Chorzów, czy GKS-em Bełchatów (chyba każdy pamięta spotkanie zakończone w 80. minucie). W szereg sukcesów wlicza się też wyjazdowy remis z Wisłą Kraków.
Absolutnym bohaterem numer jeden tych konfrontacji był Andrzej Niedzielan, który strzelał średnio bramkę na mecz. Skuteczność na boiskach ekstraklasy zaowocowała powołaniem przez Franciszka Smudę na spotkania towarzyskie reprezentacji Polski. Niestety, snajper Korony po powrocie ze zgrupowania kadry szybko nabawił się kontuzji, przez którą musiał pauzować aż cztery kolejki. W tym okresie kielecka ofensywa nie pomogła choćby zremisować z Legią Warszawa czy z Arką. Szczególnie porażka w Gdyni była bolesna - w przypadku wygranej żółto-czerwoni zasiedliby w fotelu samodzielnego lidera ekstraklasy. Tak się nie stało. Podopieczni Sasala przegrali i tym samym zakończyli siedmiomiesięczną passę wyjazdów bez porażki. Jesienne zmagania to też pożegnanie się z Pucharem Polski. Po raz kolejny pucharowym katem kielczan była Jagiellonia Białystok.
Na zakończenie rundy trener Sasal życzył sobie trzydzieści punktów, kielczanie natomiast zdobyli dwadzieścia pięć „oczek” dające obiecujące czwarte miejsce w lidze.
„Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”
Zarząd klubu nie ukrywa, że obfitująca w dobre występy jesienna część rozgrywek aż prosi się o godną kontynuację. – Będziemy chcieli zrealizować transfery, które są potrzebne do tego, by walczyć o ambitne cele. Mamy grać o czołówkę tabeli, w tym nawet o mistrzostwo Polski. W związku z tym, do rundy wiosennej będziemy przygotowywać się również pod kątem personalnym – podkreślił Jarosław Niebudek. O te najwyższe laury nie będzie łatwo – Jagiellonia Białystok zacięcie trzyma prym w ekstraklasie i nieprędko odda swoim rywalom inicjatywę. Do gry o najwyższą stawkę wróciły Legia Warszawa i Wisła Kraków, które po słabszym okresie chyba przypomniały sobie w jakim celu dokonały wielkich wzmocnień. Oczywiście Polonia Warszawa i Lech Poznań z pewnością w końcu włączą się do walki o czub tabeli. O medale z najcenniejszego kruszcu nie będzie łatwo, ale w sporcie wszystko jest możliwe.
Wbrew pozorom całkiem przyzwoicie mają się również sprawy pozyskania dla Korony sponsora strategicznego. – Prowadzimy rozmowy z dwiema poważnymi firmami i są one powiedzmy w pięćdziesięciu procentach zaawansowania. Dążymy do tego, by takie źródło finansowania klubu się pojawiło – zaznaczył prezes Tomasz Chojnowski. Póki co trzeba się uzbroić w cierpliwość i z nadzieją patrzeć na poczynania zarówno zawodników, jak i włodarzy kieleckiego klubu.
fot. Paula Duda
Ile takich chwil zobaczymy w 2011 roku?
Wasze komentarze
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)
Więc wydaje mi się, że może być tylko lepiej ! :)