Vive... la Vive!
Aż trudno uwierzyć jak dużo radości, emocji, ale też złości przynosiła nam postawa zawodników Vive Targów Kielce w ostatnim roku. Świętowaliśmy mistrzostwo kraju, Puchar Polski, znakomite mecze wśród najlepszych drużyn Europy w Lidze Mistrzów. A do tego przeżywaliśmy prawdziwe życiowe dramaty… To był naprawdę szalony rok dla teamu Bogdana Wenty.
Za kilkanaście dni będziemy emocjonować się zmaganiami najlepszych szczypiornistów świata. Podobnie było dwanaście miesięcy temu, z tą różnicą, że wówczas byliśmy świadkami mistrzostw Europy. Kieleccy kibice byli tym tematem żywo zainteresowani, bo do Austrii pojechało aż pięciu zawodników Vive Targów Kielce: Kuchczyński, Jachlewski, Rosiński, Żółtak i Jurasik. „Józek” zresztą został ściągnięty awaryjnie, z urlopu. Wcześniej nie chciał jechać, ale zostawił furtkę selekcjonerowi – gdybym był potrzebny, telefonu nie wyłączam. - Gdy Bogdan zadzwonił, akurat wchodziłem do samolotu, którym leciałem z rodziną na Teneryfę. Efekt był taki, że na wakacjach nie leżałem, tylko biegałem i chodziłem na siłownię – mówił później Jurasik. Polska z „żółto-biało-niebieskimi” otarła się o podium, zajęła czwarte miejsce. Odkryciem turnieju został Rosiński, który pokazał się z bardzo dobrej strony. Ale nie wszyscy z tą tezą się zgadzali. Sprzeczał się z nią między innymi... sam zawodnik. - Z pierwszych dwóch spotkań byłem w miarę zadowolony, ale w dalszej fazie mistrzostw nie grałem już tak, jakbym sobie tego życzył – mówił „Rosa”. Ambitny do bólu.
”Cały system już się wali…”
W lutym w prasie pojawiła się pierwsza plotka o możliwym transferze Michała Jureckiego do Vive. To wywołało spore poruszenie, ale na krótką chwilę. Coraz większymi krokami zbliżał się bowiem pasjonujący pojedynek Ligi Mistrzów – mecz z Rhein-Neckar Loewen w Hali Legionów. Zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania, na trybunach chciało zasiąść nawet kilkanaście tysięcy widzów. Mogły tylko cztery. Naporu internautów chcących kupić bilet nie wytrzymały serwery. – Mało jaki system by sobie z tym poradził – mówił i przepraszał dyrektor klubu, Radosław Wasiak.
Wobec tego nie musieliśmy namawiać kibiców do wybrania się na mecz. Ale i tak zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby jak najlepiej przygotować fanów szczypiorniaka do tego widowiska. - Przyjdźcie wcześniej przed meczem, bądźcie z nami już na rozgrzewce! Chcemy poczuć tę niesamowitą atmosferę od pierwszego kontaktu z parkietem – apelował za naszym pośrednictwem Daniel Żółtak. Daliśmy z siebie wszystko, dlatego z satysfakcją reagowaliśmy na pochwały, jakie do nas docierały. A te pochodziły z różnych miejsc, między innymi z siedziby... Korony Kielce.
Niestety, mistrzowie Polski przegrali 32:35. To bolało, bo kielczanie do przerwy prowadzili czterema bramkami! Później w bramce prawdziwych cudów dokonywał Marcus Cleverly, ale Niemcy i tak uporali się z gospodarzami. – Sport bywa brutalny – nie ukrywał Wenta.
Bertus Servaas mocno skrytykował po meczu skrzydłowych Vive. To był pierwszy sygnał, że latem do Kielc trafi ktoś naprawdę dobry na tę pozycję.
Piekło Rosińskiego
Niedługo potem kielczanie pojechali na mecz z Gorenje Velenje. „Horror w Velenje bez happy endu” – zatytułowaliśmy naszą relację. Ekipa Wenty przegrała 35:36, choć mogła zremisować. Niestety, w ostatniej sekundzie meczu Rastko Stojković nie wykorzystał karnego. Jak się później okazało, nie był to jedyny taki dramat Serba w tym roku.
Kolejny mecz to potyczka w Sarajewie. I znów porażka 21:25, choć do przerwy to kielczanie byli lepsi – tym razem o jedną bramkę. Przyczyn tego niepowodzenia doszukiwaliśmy w nieobecności na parkiecie kontuzjowanego Jurasika, ale to z pewnością nie był jedyny powód przegranej.
Na koniec do Hali Legionów przyjechał lider – Veszprem. – Zaszliśmy już za daleko, żeby teraz odpuścić. Razem z kibicami stworzymy Węgrom piekło – zapowiadał Rosiński. Kielczanie byli jednak słabsi, przegrali 29:32. Mimo to, dzięki dobrym występom jesienią, awansowali do fazy pucharowej.
Mecz z Veszprem to było prawdziwe święto na trybunach
Co Wenta chciał, to dostał
- Fajnie byłoby zlać trochę tyłki Lijkom – śmiał się Wenta pytany o to, jaki zespół chciałby wylosować w 1/8 finału. Wykrakał, Vive trafiło na HSV Hamburg. Tyłki Marcina i Krzysztofa Lijewskich w pierwszym meczu w Kielcach jednak ocalały. HSV wygrało 30:24, ale nikt nie miał pretensji do gospodarzy. – Jestem zadowolony, zawodnicy pokazali, że mają jaja – mówił Wenta. Ambicji faktycznie nikomu nie można było odmówić. Tym bardziej, że na początku spotkania kontuzji doznał Stojković i to Daniel Żółtak musiał przez dłuższą część gry pełnić funkcję obrotowego.
Rewanż w Hamburgu to był już prawdziwy popis gry mistrzów Polski. Awansować się nie udało, ale Vive wygrało 30:27. Jednym z głównych bohaterów tej wygranej był Stojković, który zdążył wyleczyć uraz i zapakował gospodarzom dziewięć goli.
Na pociechę wyeliminowania przez HSV, kibice otrzymali dwie gorące wiadomości. Kontrakty z Vive podpisali bowiem Sławomir Szmal i Jurecki, ale miały one zacząć obowiązywać dopiero od lipca 2011 roku. Tak długo nie trzeba było na szczęście czekać na kolejne trofeum. Kielczanie wygrali w Lublinie z Zagłębiem Lubin i sięgnęli po Puchar Polski.
Mateusz, oddaj Wencie!
W lidze „żółto-biało-niebiescy” szli jak burza. Obyło się bez niespodzianek na kieleckim podwórku. Na innych terenach bywało już ciekawiej. Do finału play-off nie weszła Wisła Płock i Vive o mistrzostwo miało stoczyć decydujący bój z MMTS-em Kwidzyn. Zaczęło się łatwo, dwa wygrane mecze w Kielcach. Trzecie spotkanie było już jednak niesamowicie dramatyczne. W Kwidzynie do rozstrzygnięcia zwycięzcy potrzebne były aż dwie dogrywki! Vive wygrało 36:32, ale wszyscy najedli się sporo nerwów.
Wenta chwilami nie wytrzymywał, w porywie złości rzucił się na Mateusza Zarembę, który popełnił kilka błędów. Później przepraszał – samego zawodnika i kibiców. Konflikt został szybko załagodzony. Wszyscy o nim ostatecznie zapomnieli tuż po uroczystej gali z okazji zdobycia mistrzostwa Polski. - „Oddaj mu, oddaj mu!” – krzyknęli kibice, a „Zarek” symbolicznie wytarmosił swojego szkoleniowca. Co warte podkreślenia, Wenta przy witaniu zawodników przytulił tylko jednego – właśnie Zarembę – pisaliśmy.
Humor Servaasa, bunt Bulta
Mecz Polski z Chorwacją miał być świętem dla kibiców. Był jednak dramatem – po boiskowym zderzeniu wzrok w lewym oku stracił Karol Bielecki. Przez kilkanaście kolejnych dni żyliśmy tragedią wybitnego polskiego szczypiornisty. Niektórzy stracili wiarę w możliwość powrotu „Koli” do sportu. Stracił ją też Bielecki, ale na szczęście tylko na chwilę. Dzięki ogromnemu wsparciu lekarzy, klubu Rhein-Neckar i przede wszystkim rodziny oraz przyjaciół, Karol wrócił. I choć gra mu się teraz na pewno dużo ciężej, to wciąż jest wybitnym zawodnikiem.
W Vive zaczął się transferowy zawrót głowy. Do Kielc przyszli Damian Kostrzewa, Michał Adamuszek i Mark Bult. Zespół zasilił też jeden z najwybitniejszych prawoskrzydłowych świata – dojrzały, ale wciąż dobry Chorwat Mirza Dzomba. I jeszcze ktoś...
Pewnego dnia Bertus Servaas zwołał specjalną konferencję prasową. Zaczął na niej mówić jednak tylko o biletach i karnetach na nowy sezon. Gdy zapadła długa cisza, a spotkanie z prasą zdawało się zbliżać ku końcowi, wreszcie odkrył prawdziwą intencję. – Czy ja o czymś zapomniałem? A rzeczywiście... Udało nam się porozumieć z władzami TuS Nettelstedt-Lübbecke i Michał Jurecki dołączy w najbliższych dniach do naszego klubu – powiedział. Come back „Dzidziusia” do Kielc stał się faktem.
Nie obyło się jednak bez innych problemów. Z drużyną pożegnali się... Adamuszek i Bult, którzy w sparingach (m.in. z Barceloną) nie sprostali wymaganiom Wenty. Polak przyjął to z pokorą, Holender był bardziej zadziorny. Prawy rozgrywający udzielił kilku mocnych wywiadów prasowych. - Bult zaczął opowiadać bajki o całej sytuacji w Vive. To mnie bardzo dziwi, bo miałem o nim bardzo dobre zdanie – dziwił się Servaas. Przyszłość pokazała, że Wenta miał rację. Niechciany Holender trafił do Fuchse Berlin, ale zupełnie tam sobie nie radzi.
Swoje zrobiło także niesforne zachowanie Henrika Knudsena. Duńczyk wyjechał do Szwecji i przez tydzień nie dawał znaku życia. W końcu wrócił, dostał karę i gra, ale czy całkowicie odzyskał zaufanie trenera i zarządu?
Karol Bielecki w pamiętnym meczu Polski z Chorwacją...
Gwizdali na Vive
W nowym sezonie Vive nie musiało wywalczyć sobie miejsca w Lidze Mistrzów w eliminacjach. Ale fazę grupową kielczanie zaczęli nie najlepiej. Najpierw przegrali u siebie z Celje 30:36. – Słoweńcy pokazali nam jak wygląda piłka ręczna – w swoim stylu skwitował Wenta. – To co graliśmy w obronie, to była po prostu katastrofa – dodał bardziej obrazowo Rosiński.
Niewiele lepiej było później na wyjeździe z Chambery. Vive przegrało 26:27, głównie przez słabą dyspozycję liderów – Jurasika i Jureckiego. Co gorsza, problemy zaczęły się także w lidze. Po spotkaniu z Azotami, choć wygranym, zawodników pożegnały gwizdy. – To nie było miłe – przyznał Kuchczyński, a Kostrzewa dodawał: Potrzebujemy wsparcia, nie gwizdów!
Nieco optymizmu w serca kibiców i piłkarzy wlał dopiero wyjazdowy mecz z THW Kiel. Kielczanie przegrali 29:33, ale pokazali się z naprawdę dobrej strony. Było tak dobrze, że Daniel Żółtak mógł oznajmić: – Kryzys za nami.
Deja vu Stojkovicia
„Yellow” miał rację. Vive udowodniło to remisując u siebie z Rhein-Neckar. Mecz skończył się wynikiem 23:23 i to „Lwy” miały dużo szczęścia, że zdobyły w Kielcach jeden punkt. W ostatniej akcji meczu karnego nie wykorzystał bowiem Stojković. Deja vu... – Możemy mieć pretensje tylko sami do siebie, a nie do Rastko – uciął spekulacje Rosiński, bo Vive w trakcie spotkania prowadziło nawet kilkoma golami.
Po drodze zdarzały się lepsze mecze w lidze – wygrana nad Wisłą Płock w nowej hali rywali - i słabsze – niewysokie zwycięstwo nad Nielbą. A potem do Hali Legionów przyjechała znów Barcelona. Niestety, to nie był dobry mecz Vive, które przegrało 26:33. - Odniosłem wrażenie, że niektórzy zawodnicy zupełnie przeszli obok spotkania. Nie wiem... Może to presja tak na nich podziałała? – zastanawiał się Wenta.
Paradoksalnie mistrzowie Polski lepiej poradzili sobie w... Katalonii. Kielczanie zremisowali tam 28:28, pokazując – jak lubi mawiać Kazimierz Kotliński – kawał dobrego handballa. A to właśnie „Kazik” był bohaterem kolejnego meczu w Lidze Mistrzów. W Kielcach Vive wygrało z Chambery 35:21, dzięki czemu nadal ma szansę na awans do fazy Top 16 elitarnych europejskich rozgrywek.
To jeszcze nie koniec
Mówiąc o planach Vive na ten rok, nie można być oryginalnym. Kielczanie muszą wygrywać w lidze, sięgnąć pewnie po mistrzostwo kraju i Puchar Polski. Za to w Lidze Mistrzów niech zrobią co się da. Gracze Wenty są optymistami: - Mamy 4 punkty, zostały trzy kolejki do końca i na pewno zrobimy wszystko, aby w kolejnych meczach zdobyć jak najwięcej „oczek”. Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa – przekonuje Rosiński.
Pomóc ma w tym 1 mln euro od nowego sponsora – firmy RIHAM z Ugandy. Pieniądze nie grają roli, ale mogą ułatwić wiele spraw – zwłaszcza ściąganie nowych zawodników. Jednego takiego już znamy, w lipcu do drużyny dołączy Szmal. Na giełdzie transferowej przewija się jednak sporo innych, bardzo znanych nazwisk. I już tylko kwestią czasu jest to, kiedy oficjalnie powie o nich Servaas.
A może nawet to kwestia kilku najbliższych dni?
Potęga Vive wciąż rośnie
Wasze komentarze
Sukcesów dla naszych zespołów i wszytskiego dobrego dla całej redakcji! :)