Niedzielan: Przyzwyczaiłem się do bólu
- Ostatnio zarzucano nam, że jesteśmy minimalistami i zadowalamy się tym co już osiągnęliśmy. Meczem z Lechem udowodniliśmy, że tak absolutnie nie jest. Każdy widział, że w tym spotkaniu interesowało nas tylko i wyłącznie zwycięstwo - powiedział napastnik Korony Kielce, Andrzej Niedzielan.
18 meczów. Przez tyle ligowych spotkań z rzędu piłkarze Korony Kielce zdobywali co najmniej jedną bramkę. Trwająca ponad pół roku passa została zakończona w sobotę, podczas pojedynku z poznańskim Lechem. „Żółto-czerwoni” zremisowali 0:0, chociaż tuż przed końcem meczu mogli pokusić się o zdobycie decydującego gola. W 87. minucie piłki meczowej nie wykorzystał jednak Andrzej Niedzielan, który stanął „oko w oko” z bramkarzem gości, Krzysztofem Kotorowskim. - W nocy raczej ta sytuacja mi się nie przyśni, ale na pewno szkoda, że nie zdołałem jej wykorzystać. Gdybym trafił w bramkę, to pewnie Kotorowski musiałby wyciągać piłkę z siatki. Niestety uderzyłem pół metra nad poprzeczką, przez co - zamiast trzech - udało nam się zdobyć tylko jedno „oczko” - komentował tuż po spotkaniu popularny „Wtorek”.
Mimo przerwania tej świetnej passy, kielczanie mogli być po meczu w miarę zadowoleni. W miarę, bowiem przy odrobinie szczęścia „żółto-czerwoni” w sobotę mogli zainkasować nawet komplet punktów. - Mimo wszystko uważam, że remis jest wynikiem sprawiedliwym - przyznał szczerze Niedzielan. - My jednak graliśmy tylko i wyłącznie o zwycięstwo. Ostatnio pojawiały się głosy, że jesteśmy minimalistami i zadowalamy się tym co już osiągnęliśmy, a - moim zdaniem - dzisiaj udowodniliśmy, że tak absolutnie nie jest. Jesteśmy świadomi tego o co gramy. Bardzo chcieliśmy wygrać i to było widać. Trzeba jednak pamiętać o tym, że mierzyliśmy się z nie byle kim, bo mistrzem Polski, i na dodatek drużyną, która w tym sezonie robi prawdziwą furorę w Europie - dodał.
Napastnik Korony odniósł się również do warunków, w jakich odbywał się sobotni pojedynek. - Powiedzenie, że był to typowy mecz walki, jak ulał pasuje do tego spotkania. Murawa była w tak fatalnym stanie, że obu drużynom trudno było o finezyjną grę. Po pół godzinie na boisku było jedno wielkie błoto. Nie jesteśmy wprawdzie Brazylijczykami, pewnie nigdy nie będziemy dysponować takimi umiejętnościami technicznymi jak oni, ale nam też taki stan murawy najzwyczajniej w świecie przeszkadza. W takich warunkach decydujące są walka oraz zaangażowanie, natomiast taktyka opiera się głównie na posyłaniu długich piłek, a nie na grze kombinacyjnej - zauważył.
Dla „Wtorka” mecz z Lechem był powrotem do pierwszego składu kieleckiej drużyny. Ostatni raz w wyjściowej jedenastce „żółto-czerwonych” Niedzielan wystąpił 16 października, w ligowym pojedynku z GKS-em Bełchatów. Od tamtego czasu najskuteczniejszy snajper Korony zmagał się z kontuzją stawu skokowego. - Kostka pewnie cały czas będzie mnie jeszcze troszkę pobolewać. Gdy będzie dłuższa przerwa w rozgrywkach, to pewnie dopiero wtedy uda mi się ten uraz w pełni wyleczyć. Nie jest to jednak dla mnie problem, już się przyzwyczaiłem do bólu. Najważniejsze jest to, że jestem zdrowy i starczyło mi sił na pełne 90 minut - stwierdził po spotkaniu.
Przed meczem z Lechem w obozie drużyny z Kielc zapowiadano, iż celem zespołu na dwa ostatnie spotkania jest zdobycie minimum czterech punktów. Czy plan ten jest nadal możliwy do zrealizowania? - Nie wycofujemy się z naszych słów - podkreślił Niedzielan. Aby zatem osiągnąć ten cel trzeba pokusić się o zwycięstwo w ostatnim meczu tego roku, z Zagłębiem. Koronie w Lubinie zawsze grało się ciężko. A Niedzielanowi? - Mi za to zawsze grało się z nimi dobrze. Wierzę, że i tym razem będzie podobnie. Mam nadzieję, że uda nam się popsuć im ten ostatni mecz w roku - zakończył z uśmiechem.
fot. Paula Duda