Trener Stali: Korona była jak bokser w narożniku, ale przetrwała
Żółto-czerwoni zakończyli piękną serię Stali Mielec bez porażki na własnym terenie. Koroniarze pokonali gospodarzy 3:2. – To były trudne zawody – ocenia na gorąco po meczu Kamil Kiereś, szkoleniowiec gospodarzy.
Kamil Kiereś (trener Stali): – Przegrywamy dzisiaj z Koroną Kielce. To były trudne zawody, zwłaszcza z perspektywy analizy rywala. Ciężko było odgadnąć jakim ustawieniem zagrają kielczanie. Czy będzie to 4-1-4-1, czy zagrają piątką obrońców. I byliśmy przygotowani na oba rozwiązania. W jakimś stopniu nastawiliśmy się na grę czwórką w obronie, dlatego początek był dla nas trudny. Potrzebowaliśmy 12 minut na ułożenie pewnych nowych ścieżek. Zaczęliśmy dochodzić do głosu, łapać rytm, czego efektem były dobre stałe fragmenty gry. Po jednym z nich liczyliśmy na coś, a jednak zostaliśmy skontrowani.
Następnie straciliśmy drugiego gola, który miał duży wpływ na ostateczną porażkę. Ale doprowadziliśmy do wyniku, a przy tym nie dążyliśmy nerwowo do odrobienia strat. Skrzętnie formowaliśmy atak pozycyjny i wróciliśmy do gry. Zdążyłem przejrzeć pewne kwestie z tego meczu i byliśmy w stanie wyrównać, a do przerwy prowadzić nawet 3:2. Szkoda, że nie udało się tego zrobić. Zwłaszcza, że Korona Kielce pod koniec pierwszej połowy była jak bokser w narożniku. Ich bramkarz dobrze się kilka razy zachował, przetrzymali to, a na druga połowę wyszli z lepszymi siłami witalnymi. Mieliśmy w głowach, że potrafimy odrabiać straty i nie można odmówić nam determinacji. Ale jednak nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. Gol na 3:1 to kontra Korony, która dużo im dała. Zdołaliśmy strzelić na 2:3, jednak zabrakło nam czasu. Zapłaciliśmy za zbyt łatwo stracone gole. Zdobyliśmy ale zabrakło czasu. Zapłaciliśmy za zbyt łatwo stracone bramki. To pierwsza porażka na tym terenie za mojej kadencji. Każda seria ma swój koniec.
Fot. Maciej Urban