Tataj: To jakieś czary!
– Mieliśmy okazje, by rozstrzygnąć to spotkanie na własną korzyć... Nie udało się. Jest to dla nas trudny moment, ale wierzę, że ostatnie porażki podziałają na nas mobilizująco i odkujemy się w Gdańsku – zapowiada Maciej Tataj.
Jagiellonia Białystok po raz dugi z rzędu wyeliminowała Koronę Kielce z rozgrywek o Puchar Polski. – Niestety, odpadliśmy w drugiej rundzie z zeszłorocznym zdobywcą Pucharu. Mieliśmy okazje, by rozstrzygnąć to spotkanie na własną korzyć, ale nie udało się. Jest to dla nas trudny moment, ale wierzę, że ostatnie porażki podziałają na nas mobilizująco i odkujemy się w Gdańsku – mówi Maciej Tataj.
Co było główną przyczyną tej porażki? – Gdyby nie brak skuteczności, rozmawialibyśmy teraz w zupełnie innych nastrojach – podkreśla Tataj.
Czy starcie z Jagiellonią mogłoby się zakończyć inaczej, gdyby Tataj zagrał od pierwszej minuty? – A jakby zagrał Andrzej Niedzielan? – pyta snajper Korony. – Nie ma co gdybać. Wszedłem później, a i tak swoich okazji nie wykorzystałem – kwituje.
Okazji na wyrównanie było kilka: – Hernani na początku mógł strzelić, Łukasz Maliszewski miał dwie okazje, ja dwa razy z główki mogłem trafić do siatki, no i ta akcja Ediego... Myślałem, że to wpadnie. Jakoś zaczarowana była ta bramka, piłka nie chciała wpaść – dodaje „Tata”.
Może kielczanie po prostu oszczędzali się na wyjazdowe spotkanie z Lechią Gdańsk i poniekąd dlatego opadli z pucharów? – Na pewno nie! Wszyscy podeszliśmy do tego meczu bardzo poważnie. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo – w końcu graliśmy w obrońcą tytułu. Ponadto graliśmy u siebie i chcieliśmy zrewanżować się kibicom za porażkę z Legią – zaznacza napastnik Korony.
fot. Paula Duda