Vive pokazało charakter. Jest porażka, ale i optymizm
Miała być klęska, a jest sukces. Przynajmniej połowiczny. Kielczanie do Niemiec jechali jak na ścięcie, a tymczasem byli bliscy sprawienia sensacji. Porażka 29:33 z najlepszą drużyną świata wstydu nie przynosi. Za mecz z THW Kielem podopiecznym Bogdana Wenty należą się ogromne brawa!
Kielczanie do Kilonii pojechali dokonać niemożliwego. Zespół, który w ostatnim czasie męczył się nawet z ostatną drużyną polskiej ekstraklasy, w Niemczech miał stawić czoło najlepszej ekipie świata. Tylko jak? To pytanie kibice „żółto-biało-niebieskich” mogli zadawać sobie jeszcze przed rozpoczęciem meczu. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że podopiecznych Bogdana Wenty stać w Kilonii na zwycięstwo. Ba, trudno było przypuszczać, iż mistrzowie Polski w hali „Sparkassen-Arena" zdołają nawiązać z popularnymi „Zebrami” choćby wyrównaną walkę.
Już początek meczu, w wypełnionej blisko 10 tysiącami kibiców kilońskiej arenie, pokazał, że diabeł wcale nie jest taki straszny jak go malują. Owszem, w bramce THW Kiel od czasu do czasu ponadprzeciętny talent pokazywał Therry Omeyer (według wielu najlepszy golkiper świata), kilka świetnych akcji przeprowadził król strzelców ubiegłorocznej edycji Ligi Mistrzów Filip Jicha, dobre zawody rozgrywał także Aron Palmarsson. Gra Niemców nie była jednak z innej planety. Była raczej dosyć przeciętna. Kielczanie już po kilku minutach przekonali się, że stać ich na nawiązanie równorzędnej walki z faworyzowanym przeciwnikiem.
Świetnie w szeregach „żółto-biało-niebieskich” spisywała się dwójka zawodników - Marcus Cleverly, a także Rastko Stojković. To oni trzymali wynik dla gości. Duńczyk bronił wszystko - strzały sam na sam Christiana Sprengera, rzuty karne Jichy. Serb z kolei notował nieprawdopodobną skuteczność. Wystarczy wspomnieć, że kołowy Vive Targów pierwszy raz pomylił się w 42. minucie. Tylko do przerwy szczypiornista Vive Targów zdobył aż 10 bramek! Świetna gra Serba to jedno. Z drugiej strony trzeba przyznać, iż kielczanie pierwszy celny rzut z drugiej linii oddali dopiero w 24. minucie meczu.
W tym czasie na tablicy świetlnej widniał wynik 10:9 na korzyść Niemców. Kielczanie utrzymywali kontakt z rywalem, ale - uczciwie trzeba przyznać - to kilończycy zdobywali bramki ze znacznie większą łatwością. Podopieczni Alfreda Gislasona, głównie dzięki szybkim wznowieniom, po dwóch-trzech podaniach uzyskiwali kolejne trafienia. Mistrzom Polski zdobywanie goli przychodziło ze znacznie większą trudnością. Pomimo tego, do przerwy „Zebry” nie potrafiły uciec szczypiornistom Vive Targów. Po 30 minutach było „tylko” 16:13 na korzyść gospodarzy.
Druga połowa, podobnie jak pierwsza, była - o dziwo - niesamowicie wyrównana. Kielczanie walczyli jak lwy, już nie tylko Stojković, ale także inni zawodnicy: Mariusz Jurasik (który mecz rozpoczął na ławce), Henrik Knudsen, czy też Michał Jurecki, wzięli na swoje barki ciężar zdobywania bramek. Goście rozrywali zdecydowanie najlepszy swój mecz w obecnym sezonie. Nic dziwnego, że po 48. minutach, po golu ze środka Knudsena, „żółto-biało-niebiescy” przegrywali zaledwie 23:25. Wydawało się, że pokonanie mistrzów Niemiec wcale nie jest takie niemożliwe.
Ci jednak, właśnie w końcówce spotkania, pokazali dlaczego są zespołem klasowym. W ostatnich 10 minutach gospodarze nie pozwolili kielczanom uwierzyć, że jakakolwiek niespodzianka w tym meczu wchodzi w ogóle w grę. Gwiazdy Kielu przyspieszyły i - utrzymując pięcio, czy też sześcio bramkowe prowadzenie - dowiozły zwycięstwo do końca. Vive poległo w Kilonii 29:33, ale - co trzeba podkreślić – w starciu z europejskim potentatem zaprezentowało się z bardzo dobrej strony. Kielczanie udowodnili tym samym, iż - pomimo trzeciej z rzędu porażki - nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kontekście walki o awans z grupy A rozgrywek Ligi Mistrzów.
THW Kiel – Vive Targi Kielce 33:29 (16:13)
THW Kiel: Omeyer, Palicka - Jicha 6, Ahlm 6, Ilić 6, Zeitz 5, Sprenger 4, Palmarsson 3, Fernandez 2, Klein 1, Reichamnn, Kubes.
Vive Targi: Cleverly, Kotliński - Stojković 13, Knudsen 4, Jachlewski 4, Jurasik 3, Jurecki 3, Rosiński 1, Kuchczyński 1, Podsiadło, Zaremba, Grabarczyk, Dżomba.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze