Tataj: Największy problem Polonii? Prezes Wojciechowski
– Chciałbym wystąpić w meczu z Polonią, bo to mój były klub. Jestem warszawiakiem i czuję do „Czarnych Koszul” sentyment. Gol w niedzielę? Czemu nie, tylko pod warunkiem, że będę na boisku przebywał dłużej niż minutę – mówi napastnik kieleckiej Korony, Maciej Tataj.
Przydała wam się ta przerwa w rozgrywkach? Naładowaliście akumulatory na dalszą część sezonu?
Maciej Tataj: – Tak naprawdę to dopiero najbliższy mecz z Polonią pokaże, czy dobrze przepracowaliśmy ten czas. Dosyć mocno potrenowaliśmy, co zresztą było widać w naszej grze podczas meczu towarzyskiego z Polonią Bytom, ale teraz powoli łapiemy już świeżość i myślę, że podczas najbliższego spotkania powinniśmy się zaprezentować z dobrej strony.
Pytam nie bez kozery, bowiem o ile w poprzednich dwóch tygodniach nie rozegraliście żadnego meczu o stawkę, tak teraz w ciągu 13 dni czekają was aż cztery ważne spotkania. Poradzicie sobie z tym mini maratonem?
– Po to jesteśmy, aby grać i to nawet co trzy dni. Nie ma co narzekać. Mamy teraz dużo spotkań, ale to dobrze, bowiem wolimy już grać tym systemem sobota-środa, niż czekać na najbliższy mecz dwa tygodnie. Męczące mogą być wyjazdy, na przykład ten do Suwałk, ale myślę, że i z tym sobie poradzimy.
Do tej pory niechętnie wypowiadaliście się na temat tego, na co może być stać Koronę w obecnym sezonie. Myślisz, że mecze z czołówką tabeli – w tym Wisłą i Polonią – dadzą odpowiedź na pytanie: o jakie cele możecie walczyć w tych rozgrywkach?
– Na pewno te spotkania pokażą naszą wartość, dzięki nim dowiemy się, w którym miejscu obecnie jesteśmy. Tabela z biegiem czasu będzie się coraz bardziej krystalizować. Myślę, że po meczach z Wisłą i Polonią będzie już można powiedzieć o co – przynajmniej w kontekście rundy jesiennej – walczymy. Na razie mamy 7 punktów, liczyliśmy na więcej, ale zrealizowaliśmy taki plan minimum. Szkoda wprawdzie tych meczów z Widzewem oraz Zagłębiem, gdzie mogliśmy i powinniśmy zdobyć więcej „oczek”, ale teraz nie ma co załamywać rąk. Początek w naszym wykonaniu nie jest zły. Oczywiście mogło być lepiej, ale i tak przecież zajmujemy piątą pozycję w ekstraklasie, więc powodów do zmartwień nie mamy.
W niedzielę czeka was spotkanie z Twoim byłem klubem, Polonią. Czujesz jeszcze jakiś sentyment do „Czarnych Koszul”, czy raczej już o grze w barwach klubu z Konwiktorskiej starasz się nie pamiętać?
– Cały czas pamiętam, bowiem grałem tam całkiem niedawno. Spędziłem w tym klubie dwa lata. Początek był całkiem udany, potem już było troszkę gorzej, no a końcówka mojej przygody z Polonią była bardzo średnia, żeby po prostu nie powiedzieć słaba. Przyszedł czas połączenia Dyskobolii z Polonią i w nowopowstałym zespole zabrakło dla mnie miejsca. Jestem warszawiakiem, trochę czasu w Polonii spędziłem, dlatego na pewno ten sentyment jest. Chciałbym wystąpić w tym meczu, ale czy dostanę szansę gry, to już decyzja trenera. Na pewno fajnie byłoby znów pokazać się na tym stadionie.
Ta obecna Polonia to już całkowicie inny zespół, niż ten w którym grałeś. Jak oceniasz tę drużynę?
– Największy problem w tym klubie to prezes. Niby człowiek łoży swoje prywatne pieniądze po to, by wzmacniać drużynę, zakupuje za astronomiczne kwoty kolejnych zawodników, gwarantuje im świetne – z tego co można przeczytać – kontrakty, a jednak cały czas dochodzi tam do kompletnie niezrozumiałych sytuacji. Ostatnio nawet można było w mediach usłyszeć, że w przerwie meczu z Zagłębiem, kiedy to Polonia przegrywała 0:1, prezes pojawił się w szatni i dodatkowo mobilizował zawodników. Nawet nie wiem jak to można skomentować. Tylko i wyłącznie negatywnie. Jak coś takiego może mieć miejsce w poważnej piłce?
Teraz patrzysz na to z zewnątrz, ale kiedyś właściciel Polonii, Józef Wojciechowski, był Twoim pracodawcą.
– Byłem w Polonii dwa lata i swoje tam przeżyłem. Prezes wywiera olbrzymią presję na zawodników i to się odbija na całym zespole. Popatrzmy na poprzedni sezon – Polonia walczyła o utrzymanie, ale ten zespół miał przecież o wiele większy potencjał, niż na to wskazywała tabela. Teraz tak samo – zaczęli dobrze, przydarzył im się mecz z Widzewem i już można przeczytać, że zaraz ma być zwalniany trener. To jest po prostu paranoja. Ale to problem Polonii i prezesa Wojciechowskiego. To, czy prezes wytrzyma psychicznie jedno niepowodzenie swojego zespołu, to już nie nasza sprawa. Co do dzisiejszej Polonii – jest to na pewno ciekawa drużyna i zobaczymy, czy to pierwsze miejsce, które obecnie zajmują, dadzą radę – mając takiego prezesa – utrzymać do końca.
Z tego co mówisz, to ponowny angaż u Wojciechowskiego do Twoich marzeń raczej nie należy?
– Ja już przerabiałem tego prezesa i dziękuję bardzo. Naprawdę ciężko się z nim współpracuje. Jak jest dobrze, to te relacje układają się super, ale jak nie idzie... Ja nie uznaje takiej motywacji, jaką preferuje prezes Wojciechowski. Wstrzymywanie pensji, wchodzenie do szatni, grożenie – to nie pomaga zawodnikom. Nie pojmuję tego po prostu.
Przejdźmy do samego meczu. Gracie z liderem, który w pierwszych czterech meczach nie znalazł pogromcy. Uda wam się powstrzymać rozpędzonego rywala?
– Na razie Polonia faktycznie wygląda całkiem nieźle. Zobaczymy jak przerwa na mecze reprezentacji podziała zarówno na nas, jak i na nich. Trener jest od taktyki i doboru zawodników, dlatego nie chcę wchodzić w jego kompetencje. Myślę jednak, że czymś zaskoczymy naszego niedzielnego rywala.
A remis by was zadowolił? Bo jesteście chyba w takiej sytuacji, gdzie serce i ambicja mówią, że liczy się tylko zwycięstwo, a rozsądek podpowiada, iż jeden punkt z liderem też wcale nie byłby taki zły.
– Dokładnie. Nie zwracając uwagi na same okoliczności meczu i naszą grę, to na pewno remis z Polonią byłby niezły, ale my oczywiście powalczymy o zwycięstwo. Punkt w stolicy będzie dobry, ale podkreślam – będziemy chcieli ugrać coś więcej.
Kiedy Maciej Tataj strzeli pierwszego w tym sezonie gola?
– Najpierw muszę zacząć grać (śmiech). W minutę ciężko coś strzelić.
A z Polonią liczysz na dłuższy pobyt na boisku niż w ostatnich meczach?
– Na pewno, ale to już decyzja trenera. Czekam cierpliwie na swoją szansę. Podobnie było w poprzedniej rundzie. Wtedy to dopiero w czwartej kolejce strzeliłem swoją pierwszą bramkę, a kolejne cztery trafienia uzyskałem dopiero w ostatnich dwóch meczach sezonu. Nie chciałbym tego powtarzać teraz... Chociaż oczywiście fajnie byłoby, abym znów w końcówce był tak regularny, no ale każdy – w tym ja – chce grać. Nie jestem wyjątkiem. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie dostanę swoją szansę i uda mi się ja wykorzystać.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Paula Duda
Wasze komentarze