Żółtak: Meczów z Barceloną nie traktuję jak sparingów
W czwartek na treningu ciosem z łokcia rozciął mu głowę Paweł Podsiadło, przez co Daniel Żółtak musiał pojechać do szpitala. Co na to Yellow? – Dwa szwy, po robocie i gram – mówi z uśmiechem. – Dostaliśmy lanie od THW Kiel, teraz chcemy zmazać plamę – dodaje już z powagą.
W ubiegły weekend zagraliście w turnieju Heide Cup. Doszliście do finału, gdzie przegraliście z THW Kiel. Jak ocenisz tę imprezę?
- Na pewno dwa pierwsze mecze, tj. z Fuchse i Kadetten, wyglądały nieźle. W tym pierwszym spotkaniu prowadziliśmy wysoko 8 bramkami w pierwszej połowie. W końcówce niepotrzebnie wkradła się nerwowość w nasze szeregi, przez co doprowadziliśmy do karnych. Potem półfinał ze Szwajcarami i znowu 5 bramek przewagi do przerwy. W ostatnich minutach rywale doszli nas na 2-3 bramki, ale utrzymaliśmy prowadzenie. Myślę jednak, że nieźle wyglądaliśmy na tle tych dobrych przecież rywali.
Gorzej wyglądało to w ostatnim dniu zawodów.
- Nie tak to sobie wyobrażaliśmy... Dostaliśmy poważną lekcję minus 16 bramek. Ale przez to zmieniło się nasze podejście do najbliższych meczów z Barceloną. Wiemy, jak podejść do takiego przeciwnika. Trzeba walczyć przez pełne 60 minut, żeby wynik meczu był lepszy niż z Niemcami.
Nie widziałem waszych występów w Niemczech, ale to co rzuca się w oczy, to właśnie wasza słabość w końcówkach meczów. Z czego to się bierze?
- Słusznie zauważyłeś. W tych 5-10 ostatnich minutach czegoś nam zabrakło, może koncentracji? Byliśmy rozkojarzeni i tak nie może być, bo będziemy przegrywać ważne mecze. W pierwszych połowach wyglądało to obiecująco, 5-8 bramek przewagi, poukładana gra w obronie i ataku. Naprawdę można było się cieszyć patrząc na naszą postawę. Niestety, cały obraz burzyliśmy w końcówkach. To groźne, bo przecież często najważniejsze spotkania rozstrzygają się w ostatnich 10 minutach. Musimy nad tym popracować, trzeba to koniecznie poprawić.
W Heide Cup trenowaliście różne ustawienia w obronie. Jak to wyglądało z pozycji obrońcy?
- Przez trzy tygodnie pracowaliśmy nad ustawieniem 3-2-1 i agresywną grą. W starciu z Fuchse wyglądało to bardzo dobrze. Poza tym mamy swoje 6-0, którym graliśmy w ubiegłym sezonie, ale cały czas musimy nad tym pracować. To samo nie przyjdzie, trzeba to wypracować na treningach i ciągle powtarzać. Ale dobrze, że mamy wyćwiczone też 3-2-1, bo możemy tym zaskoczyć przeciwnika.
Do zespołu przybyło kilku nowych graczy – Dzomba, Bult, Adamuszek i Kostrzewa. To już prawdziwi „żółto-biało-niebiescy”?
- To spore wzmocnienia, ale nie chce oceniać poszczególnych graczy. Każdy z nich coś wnosi do zespołu i podnosi rywalizacje. To jest tylko z pożytkiem dla drużyny. Myślę, że ich aklimatyzacja przebiegła prawidłowo. Każdy został dobrze przyjęty, z tego co widzę w Kielcach czują się świetnie. Dogadujemy się, ale ten zespół jeszcze będzie się zazębiał z czasem.
Przed wami dwa sparingi, ale w sumie… ciężko to przyjąć do wiadomości.
- No tak, po liczbie dziennikarzy, która zjawiła się na konferencji, można by przypuszczać, że gramy mecz Ligi Mistrzów. Ale taki rywal nie przyjeżdża często, w Polsce chyba będzie dopiero pierwszy raz. Sama nazwa mówi wiele, to przeciwnik z najwyższej półki. Nie dziwi więc ogromne zainteresowanie meczami, cieszy to, że tyle osób zasiądzie na trybunach. Ale mam satysfakcję, że kibice zobaczą nie tylko jeden dobry klub, lecz dwa. My już też nie jesteśmy anonimową ekipą w Europie. Ciągle jesteśmy gdzieś zapraszani, nawet ostatnio będąc w Niemczech otrzymaliśmy zaproszenie na inny prestiżowy turniej. To nas bardzo cieszy.
A jak ty do tego pochodzisz – to tylko sparingi, czy jednak coś więcej?
- Oj, raczej nie tylko sparingi. Gramy z takim mocnym rywalem, nasza koncentracja musi być na najwyższym poziomie. Jeśli będzie inaczej, dostaniemy takie lanie jak z Kiel, a nie możemy sobie na to pozwolić. Barcelona, dużo kibiców – na luzie nie wolno nam podchodzić do tego spotkania.
Po raz kolejny w twojej wypowiedzi przewija się wątek THW Kiel. Ta porażka naprawdę mocno nas zabolała.
- To było duże lanie, ale musimy wyciągnąć wnioski. Może lepiej, że przegraliśmy teraz, niż gdybyśmy mieli tak przegrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów? Mamy dobrą nauczkę przed sezonem. I lekcję, że Niemcy nawet przed sezonem wszystkich rywali traktują poważnie. Druga sprawa to umiejętności. Bo nie mam pewności, że nawet grając na 120 procent moglibyśmy wygrać to spotkanie. Jednak w ubiegłym sezonie cechowała nas walka do końca i teraz musimy do tego wrócić.
A ty po raz kolejny pokazujesz, jak twardym gościem jest Daniel Żółtak.
- Nie ma o czym mówić. Paweł Podsiadło w zderzeniu na treningu uderzył mnie przypadkowo łokciem, przez co miałem rozciętą głowę. Ale pojechałem do szpitala, założono mi tylko dwa szwy. Nic się nie dzieje, mogę wyjść na boisko i grać.
Rozmawiał Tomasz Porębski.
fot. Paula Duda