Sasal: Byliśmy trupem, a nie chodzącym słowikiem
- Przyszliśmy pograć w piłkę jak na podwórku, a to mi się bardzo nie podoba. Mało zabrakło do kompromitacji. Nie pamiętam kiedy przegrywaliśmy 0:2 do przerwy. Chyba nigdy – powiedział po sobotniej sparingowej porażce trener Korony, Marcin Sasal.
Szkoleniowiec „złocisto-krwistych” nie miał zbyt szczęśliwej miny. – Nie lubię przegrywać. Czekam teraz na reakcję zespołu… Dzisiaj bezbłędny był tylko sędzia, ale to chyba ze względu na poziom spotkania. Ruch to bardzo ambitny zespół i ostrzegałem piłkarzy przed tym. O takiego nam rywala zresztą chodziło. Niestety, moi zawodnicy zaprezentowali się bardzo słabo. Jestem niezadowolony, będziemy o tym rozmawiać – powiedział.
Czy wpływ na postawę zawodników miały ostatnie wydarzenia w klubie (zwolnienie prezesa Tadeusza Dudki)? – Nie chcę się tym tłumaczyć. Piłkarze są profesjonalistami i powinni dać z siebie wszystko. A w sobotę byli delikatnie mówiąc w różnej dyspozycji – jedni lepszej, inni gorszej. Nie było zespołu. Po prostu wyszło sobie na boisko pobiegać 11 zawodników, potem kolejnych 8. Ale w czwartek na pewno atmosfera była napięta. To był nerwowy dzień, najpierw świętowałem zdany egzamin UEFA Pro, a potem dowiedziałem się o odwołaniu prezesa. Skutki tego odczuwam do dziś. Nie zgadzam się z niektórymi rzeczami i nie boję się o nich mówić głośno. Podobno ma być lepiej. Zobaczymy, czy tak będzie… - stwierdził.
W meczu zagrał testowany Mateusz Żytko. Jak wypadł człowiek, który miałby zastąpić Artura Jędrzejczyka? – Tak samo jak cały zespół. Na razie nie podjąłem żadnej decyzji. Chcę obejrzeć ten mecz na spokojnie. Na pewno jego atutem jest to, że jest wolnym zawodnikiem – podkreślił. – Nie zagrał Andrzej Niedzielan, który naszym piłkarzem jest od 1 lipca. Ruch Chorzów nie wyraził zgody, żeby trenował z nami już w czerwcu – dodał.
W spotkaniu wystąpiło dwóch piłkarzy, których miało już nie być w klubie – Michał Zieliński i Kamil Kuzera. Dlaczego? - Jeśli ci zawodnicy nie znajdą nowych klubów, to będą trenować u nas, bo mają ważne kontrakty. Poza tym manipulowanie zespołem trzeba ograniczyć do minimum, a u nas może być to dość duże… Nie mamy prawej strony, którą musimy budować od początku. Dobrze choć, że Paweł Sobolewski, który miał być w innym klubie, zostaje. O lewą stronę jestem więc w miarę spokojny – mówił.
Wszystko wskazuje na to, że transfer Macieja Korzyma jednak nie dojdzie do skutku. Snajperowi Legii bliżej do Cracovii. – Szkoda, bo to zawodnik, który mógł zagrać zarówno w ataku, jak i na lewej pomocy. Duża ilość napastników nie zawsze idzie w parze z jakością. Nie potrafię powiedzieć, kto będzie grał w ataku drużyny. Wczoraj najlepiej wypadł Krzysiek Gajtkowski, ale tylko jeśli chodzi o utrzymanie piłki. Od napastników wymaga się bramek, a tych „Gajtek” nie strzelał – przekonywał.
W środę kielczanie udadzą się do Słowenii na pierwsze zgrupowanie. – Chcę jak najszybciej spakować zespół i wyjechać. Po tym obozie będę mógł powiedzieć coś więcej. Nie możemy dopuścić do takiej sytuacji, jaka była zimą – mieliśmy 13 punktów i nie mogliśmy dogonić czołówki. Musimy zdobyć jak najwięcej punktów, żeby ten przód nam nie odjechał. A zimą po prostu trzeba reanimować zespół… Teraz jesteśmy trupem, a nie chodzącym słowikiem. Musimy to naprawić – skwitował na koniec Sasal.