Było 0:0, a przecież mogło być 0:7...
Reprezentacja Polski po raz trzeci gościła na Arenie Kielc. Niestety jednak sobotniego meczu do udanych zaliczyć nie mogła... Choć w środę biało-czerwoni grają już z Serbią, to my tym artykułem jeszcze na chwilę wracamy do wydarzeń z ostatniego weekendu.
Smuda dba o trawę
Przed meczem kadra Franciszka Smudy przeprowadziła kilka treningów na stadionie przy ul. Szczepaniaka. Zajęcia z prawdziwym podziwem obserwował Józef Tuga, wieloletni gospodarz obiektu. Sympatyczny pan Józek nie mógł się nadziwić, gdy widział, jak selekcjoner każe swoim piłkarzom grę w popularnego „dziada” rozegrać za bramkami. Ten element bardzo niszczy bowiem murawę, a ta poza placem gry jest zdecydowanie mniej potrzebna do późniejszego użytku. Po treningu obaj panowie ucięli sobie krótką pogawędkę. – Jestem tu już ponad 30 lat i jeszcze nie widziałem trenera, który tak bardzo myślał o płycie boiska – mówił Tuga.
Siłownia dla wybranych
Finowie, którzy w Kielcach przebywali od środy, zażyczyli sobie treningi na siłowni. Z tym nie było żadnego problemu, bo na Arenie Kielc od kilkunastu miesięcy takowa funkcjonuje w kompleksie odnowy biologicznej. I pewnie nie było w tym też nic dziwnego, gdyby nie to, że dużym autokarem z hotelu na stadion przyjeżdżały... pojedyncze osoby. Pierwszego dnia z autokaru wysiadło dwóch piłkarzy, drugiego trzech.
Wynik? Może być 0:7
Ze względu na fakt, że Polacy rozgrywali tylko mecz towarzyski, przed spotkaniem panowała dość luźna atmosfera. – Prawdziwie alkoholowy pojedynek dzisiaj. W końcu Polska gra z Finlandią! Żeby tylko nie skończyło się na 0:7... - z uśmiechem stwierdził Krzysztof Żołądek, dziennikarz Radia Plus. „Na szczęście” było tylko 0:0.
Plamy na stadionie
Niestety, sobotniego spotkania nie obejrzał komplet publiczności. To nowość, bo na poprzednich meczach z Armenią i San Marino na stadionie nie było ani jednego wolnego miejsca. Teraz ich nie brakowało – co gorsza, duże „plamy” znajdowały się na trybunie „telewizyjnej”, więc kibice z całej Polski zobaczyli, że tym razem kielecka publika nie stanęła na wysokości zadania. To jednak nie wzięło się z przypadku. W piątek do kas stadionowych trafił „ostatni” tysiąc biletów. Jednak dzień później władze PZPN-u przywieźli do Kielc kolejny tysiąc wejściówek, których centrala nie zdołała rozprowadzić. A do tego cena na sektor A – 130 zł – pewnie odstraszyła niejednego chętnego.
Nam tu dobrze
Kadrowicze Smudy w Kielcach czuli się wybornie. Byli zadowoleni z boisk treningowych, bazy hotelowej i obsługi w „Tęczowym Młynie”. W samych superlatywach wypowiadali się także o atmosferze na meczu. – Wspaniali kibice, świetnie nas dopingowali. Dobrze gra się nam w Kielcach i mam nadzieję, że będziemy tu gościć jak najczęściej – powiedział Kuba Błaszczykowski.
Litmanen z najwyższymi honorami
Gromkie brawa otrzymał Jari Litmanen, zawodnik Finlandii, kiedy w trakcie meczu schodził z boiska. Fin to prawdopodobnie najlepszy piłkarz, który do tej pory biegał po murawie Areny Kielc. Litmanena właściwie nie trzeba przedstawiać, ale... Pomocnik największe sukcesy osiągał w Ajaxie Amsterdam, gdzie w jednym sezonie był nawet trzecim najlepszym piłkarzem świata! Potem Jari występował w kilku znaczących klubach - chociażby w hiszpańskiej FC Barcelonie. Dziś jest zawodnikiem FC Lahti i choć ma aż 39 lat, to wciąż jest filarem reprezentacji.
Fabian, Fabian!
Łukasz Fabiański nie pojawił się na boisku, bo Smuda zdecydował, że w Kielcach wystąpi Przemysław Tytoń. Bramkarz Arsenalu Londyn usłyszał jednak indywidualny doping od kibiców, gdy pokonywał drogę z szatni do autokaru. „Fabian” był tym całkowicie zaskoczony i speszony szybko wsiadł do wozu. Ale wizytę w Kielcach ocenił później bardzo pozytywnie.
Najbardziej zadowolony z jego przyjazdu do stolicy regionu świętokrzyskiego był natomiast... Paweł Jańczyk, rzecznik prasowy Korony, który od reprezentanta Polski otrzymał koszulkę Arsenalu Londyn. Niewiele osób wie, ale Jańczyk jest kolekcjonerem takich koszulek i zebrał ich już dość pokaźną ilość. Warto zobaczyć – www.koszulkimeczowe.pl.
Trochę wstyd...
Niestety, redaktorzy naszego portalu w drodze na stadion zauważyli kilka przykrych obrazków. Do Kielc w sobotę zjechało oczywiście sporo kibiców z całej Polski. Nie wszyscy byli w dobrym stanie - część z nich ledwo trzymała się na nogach. Co gorsza, niektórzy swoje potrzeby fizjologiczne załatwiali bez skrępowania na budynki przy głównej ulicy Ściegiennego.
Szkoda, że dla części kibiców mecz biało-czerwonych nie jest największą atrakcją dnia, a tylko pretekstem do zupełnie innej zabawy...
fot. Paula Duda
Wasze komentarze