Trzech muszkieterów z ławki trenerskiej
Było ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel... Może nie do końca jeden, choć każdy wiąże się z tym najważniejszym – uczynieniem Kielc sportową potęgą na mapie Polski. Marcin Sasal, Dariusz Daszkiewicz i Bogdan Wenta – bez ich udziału, mogłoby nie być sukcesów naszych drużyn w tym sezonie.
Rozpoczniemy od ostatniego z nich. Na Bogdana Wentę, selekcjonera reprezentacji Polski i trenera Vive Targów Kielce, patrzymy przez inny pryzmat. Wenta ma w Kielcach do czynienia z prawdziwym polskim „dream teamem”. Vive Targi ma zespół w lidze najsilniejszy pod każdym kątem. Kielczanie, nawet ci z ławki rezerwowych, byliby gwiazdami niemal wszystkich zespołów z ekstraklasy. Nie jest więc ogromnym sukcesem ani to, że „żółto-biało-niebiescy” sięgnęli po Puchar Polski, ani to, że są bliscy wywalczenia kolejnego mistrzostwa kraju. Ale już to, że nie przegrali w tym sezonie żadnego spotkania z polskim zespołem, musi budzić ogromny szacunek.
Wenta dużo więcej pracy miał na arenie międzynarodowej. Vive Targi w tym sezonie w Lidze Mistrzów szczypiorniaka pokazało się ze znakomitej strony. Owszem, można krytykować zespół choćby za wyjazdowy występ w Sarajewie z Bosną czy za to, że w Hali Legionów przegrali z Rhein-Neckar Loewen 32:35, choć do przerwy prowadzili czterema golami. Ale Vive Targi to wciąż drużyna młoda i niedoświadczona, która zbiera dopiero pierwsze szlify w Europie. A mimo to potrafiła zremisować w niemieckim Karlsruhe z „Lwami”, czy pokonać w Hamburgu gwiazdorski HSV. To były naprawdę wspaniałe wyniki.
Nie ma przypadku w tym, że do Kielc zdecydowali się przejść Sławomir Szmal oraz Michał Jurecki, a inni reprezentanci też myślą o powrocie do kraju. Nikt nie ukrywa, że jednym z największych magnezów – obok świetnej atmosfery wokół klubu i odważnej, choć rozsądnej polityki Bertusa Servaasa – jest właśnie Wenta. Zresztą, to głównie z jego powodu do Polski trafili też obcokrajowcy - Rastko Stojković czy Marcus Cleverly, o czym sami kilkakrotnie nam mówili. „Józek” to też zasługa Wenty. A im więcej takich szczypiornistów, tym lepsza nasza drużyna.
Siatkarze Farta niemal po każdym meczu ubiegłego sezonu przekonywali nas, że wygrywają, bo w ich zespole nie ma gwiazd. Że jest kolektyw. Mylili się. Niewątpliwą gwiazdą tej drużyny jest przecież Dariusz Daszkiewicz. Trener, który podjął się budowy drużyny w drugiej lidze, w błyskawicznym tempie wprowadził ją do ekstraklasy. Przyznajmy szczerze – gdyby dwa lata temu ktoś powiedział nam, co stanie się za 24 miesiące, kazalibyśmy mu popukać się w czoło... A niektórzy robią to do dzisiaj, bo wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało.
Daszkiewicz to nie jest łatwy trener. Ten człowiek naprawdę „daje w kość” swoim zawodnikom. Dziwiłem się bardzo, gdy szkoleniowiec przed najważniejszymi meczami mówił mi, że zespół trenuje dwukrotnie – rano na siłowni i po południu w hali. Byłem przyzwyczajony, że trenerzy przed najważniejszymi meczami dają odpocząć swoim zawodnikom, robią jeden trening i to dość luźny.
Bałem się, że szkoleniowiec zwyczajnie „zajedzie” siatkarzy Farta. Dziś zastanawiam się, czy to właśnie nie dzięki temu kieleccy siatkarze potrafili wytrzymać nerwowo i fizycznie czwartego seta w Gdańsku. Czy rzeczywiście wygrała tu tylko psychika, czy może jednak przygotowanie motoryczne i siłowe miało istotny wpływ na wynik spotkania?
Ale ja cenie „pana Darka”, czy też „Daszka”, jak lubimy o nim mówić w naszych kręgach, jeszcze za coś innego. Daszkiewicz to prawdziwy ambasador siatkówki w Kielcach. Trener ten żyje swoją dyscypliną 24 godziny na dobę. Dla niego dzień pracy nie kończy się na treningach z Fartem, on myśli o czymś więcej - jak zachęcić dzieciaków do uprawiania tej dyscypliny sportu. I nieustannie działa w tym kierunku – organizuje turnieje minisiatkówki, ale też treningi dla chłopców i dziewcząt ze szkół podstawowych, w których udział w roli instruktorów biorą udział zawodnicy Farta. Daszkiewicz potrafi przy tym nauczyć naprawdę wielu interesujących rzeczy (sami dowiedzieliśmy się kilku ciekawostek, choć siatkówkę oglądamy spory kawał czasu), a miłym i sympatycznym usposobieniem przyciąga do siebie młodzież. Nie dziwić powinno więc, że frekwencja rośnie z każdym kolejnym turniejem.
I w końcu Marcin Sasal, trener, który z powodu największego zainteresowania kielczan piłką nożną, musi zmagać się z największą presją. Ale 40-latek w pierwszych miesiącach poradził sobie z tym znakomicie, choć przecież dopiero uczy się pracy w ekstraklasie. Korona zajęła 6. miejsce na koniec ligi, co jest wynikiem rewelacyjnym. Przypomnijmy, że „złocisto-krwiści” zazwyczaj kończyli rozgrywki na podobnej pozycji za czasów Kolportera, gdy Korona była krainą mlekiem i miodem płynącą, a każde zachcianki szkoleniowców były spełniane.
Sasal na podobne udogodnienia nie mógł liczyć. Mimo to, z tego co miał, stworzył naprawdę ciekawą drużynę. Za jego panowania nieźle zaczął grać nawet Krzysztof Gajtkowski, którego większość kibiców skreśliła już zimą. Nie bał się posadzić na ławce Radosława Cierzniaka i wpuścić do bramki Zbigniewa Małkowskiego. Doprowadził też do zmiany kapitana, a nowym liderem – po decyzji zespołu – został charyzmatyczny Nikola Mijailović. Serb, który za czasów gry w Wiśle Kraków rozsławił się bójkami w dyskotekach, w nowej roli spisywał się bardzo dobrze.
Młody trener postarał się także o ciekawe transfery – Artur Jędrzejczyk i Pavol Stano znakomicie wzmocnili defensywę. Maciej Tataj, Łukasz Maliszewski i Grzegorz Lech może nie należeli do gwiazd zespołu (ten pierwszy rozstrzelał się dopiero w dwóch ostatnich kolejkach, a Maliszewski długo grzał ławę), ale byli całkiem dobrymi zmiennikami. Trochę przygasł tylko Michał Zieliński, choć i on w kilku meczach zdążył pokazać się z korzystnej strony.
Do tego Sasal, mimo młodego wieku jak na trenera, cieszy się naprawdę sporym autorytetem wśród zawodników. Sasal to typowy „swój chłop”, z którym można pogadać i pośmiać się, ale który też potrafi „ryknąć” kiedy trzeba. Nie lubi owijać w bawełnę – odważny i szczery jest w rozmowach na „zewnątrz”, więc możemy podejrzewać, że w szatni zespołu wygląda to podobnie.
Przyniosło to efekty. W tabeli rundy wiosennej Korona zajęła drugie miejsce! Żółto-czerwoni zdobyli tyle samo punktów co Wisła Kraków, a lepszy od nich był tylko mistrz Polski, Lech Poznań. Korona za wysoką pozycję w tabeli zarobiła także 2,2 mln zł, co znacznie poszerzy budżet klubu na kolejny sezon. A przy tym wszystkim Sasal jest najsłabiej zarabiającym trenerem w polskiej ekstraklasie. Mówi się, że obecny trener otrzymuje 15 tys. zł. miesięcznie. Jego poprzednicy mogli liczyć nawet na dwukrotnie wyższe zarobki...
Cała trójka trenerów wypada korzystnie także w kontaktach z mediami, co wpływa pozytywnie na wizerunek każdego z klubów w telewizji, radiu czy prasie. Wenta przed każdym spotkaniem jest do dyspozycji dziennikarzy, czasami takie rozmowy trwają nawet blisko dwie godziny. Daszkiewicz nie pcha się na afisz, ale wywiadu również nigdy nie odmówi. Sasal z mediami w Kielcach rozpoczął źle, ale szybko naprawił swój błąd i teraz jego stosunek jest nienaganny. Konferencje prasowe przed każdym spotkaniem to jego pomysł. Sasal wprawdzie lubi czasem na nich podyskutować z dziennikarzami, gdy mocno broni swojego zdania, ale to też pokazuje osobowość trenerską i jego twardy charakter. A to podoba się kibicom.
Wygrywa zespół, przegrywa trener – taki przykry schemat utrwalił się w polskim sporcie. My chcieliśmy go przełamać, dlatego powstał ten tekst. Panowie, dziękujemy, oraz jak zwykle – prosimy o więcej!
I życzymy kariery a’la Alex Ferguson w Manchesterze United – kilkunastu lat pracy w jednym klubie w roli trenera. Bo jeśli nie w Kielcach, to gdzie?
fot. Paula Duda, Oskar Patek
Wasze komentarze
Wyrocznia rzekła... Gdy dokładnie pół roku temu Sasal przychodził do Korony, byliśmy kandydatem do spadku. Nie dość, że utrzymał drużynę w Ekstraklasie to jeszcze zajął wysokie 6-te miejsce (w mojej opinii to lokata ponad stan). Daleki jestem od zachwytów, ale trzeba przyznać, że poukładał zespół (solidna defensywa, dobre stałe fragmenty). Na tym polega różnica.
Nie sprzedawać zbyt wielu zawodników,zrobić 3-4 wzmocnienia i będzie dobrze