Tataj: Niektórzy już mnie skreślili
- Od samego początku wiązano ze mną duże nadzieje. Nie strzelałem bramek, przez co grałem w ostatnim czasie pod dużą presją. Teraz wreszcie udało mi się przełamać, dzięki czemu pokazałem, że aż tak źle to ze mną nie jest – mówi napastnik Korony Kielce, Maciej Tataj.
Spadł ci kamień z serca po tym, jak dwukrotnie pokonałeś bramkarza Zagłębia?
Maciej Tataj: - Na pewno tak. Presja troszkę już na mnie ciążyła. W Lubinie dostałem swoją szansę troszkę ze względu na to, że grać nie mogli Edi oraz Jacek Kiełb. Strzeliłem dwie bramki, dzięki czemu odwdzięczyłem się trenerowi za miejsce w wyjściowej jedenastce. Jestem bardzo zadowolony z tego, że w końcu udało mi się przełamać.
Niektórzy już zaczęli liczyć ci minuty bez zdobytego gola. Od samego początku wiązano w Kielcach z twoją osobą duże nadzieje, a jednak tych goli brakowało. Sam też pewnie byłeś troszkę zdenerwowany tym, że zamiast grać, częściej siedzisz na ławce rezerwowych.
- Cały czas moim występom towarzyszyła jakaś presja. W jedenastu meczach tylko raz udało mi się trafić do bramki rywali. Do tego dorzuciłem jeszcze jednego gola w pucharowym spotkaniu z Jagiellonią. Podobnie jak i kibice, ja też oczekiwałem tego, że tych bramek będę zdobywał więcej. Najwidoczniej potrzebowałem troszkę więcej czasu. We wtorek pokazałem, że stać mnie na to, żeby strzelić nie jedną, ale nawet dwie bramki w spotkaniu. Już niektórzy mnie skreślili, ale udowodniłem, że tak źle to ze mną nie jest. Dwa gole w meczu z Zagłębiem to dla mnie dobry prognostyk przed pojedynkiem z Ruchem, a także przed kolejnym sezonem.
Mobilizujecie się jakoś szczególnie przed spotkaniem z „Niebieskimi”? Niby gracie o nic, bo spadek i puchary wam nie grożą, a jednak ten mecz ma dla was dosyć istotną stawkę.
- Dokładnie. Każde miejsce jest odpowiednio premiowane, dlatego w naszym interesie jest to, żeby być jak najwyżej. Wielu by się pukało w głowę, jakbyśmy przed rozpoczęciem rundy powiedzieli, że będziemy walczyć o szóste, czy siódme miejsce w tabeli. Tak wysoka pozycja jest jednak realna. Miło nam będzie na koniec rozgrywek spojrzeć w tabelę, na której będziemy na szóstym, czy siódmym miejscu. To byłaby ogromna satysfakcja.
Analizując tabelę można zauważyć, że jesteście drużyną, która po najbliższej kolejce może najwięcej stracić. W przypadku porażki możliwy jest spadek nawet na 13 pozycję.
- Chcielibyśmy tego uniknąć. Na pewno szkoda byłoby, gdyby nasza ciężka praca, wykonywana w trakcie całej rundy wiosennej, poszła na marne w samej końcówce sezonu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, stąd też nie poddamy się tak łatwo.
Na czym twoim zdaniem polega fenomen Ruchu? Zespół, który miał bronić się przed spadkiem, stoi teraz przed wielką szansą zajęcia miejsca gwarantującego udział w europejskich pucharach.
- Mają fantastycznych napastników i bocznych pomocników. Do tego dochodzą bardzo dobrzy zmiennicy, tacy jak Damian Świerblewski, czy Arkadiusz Piech. Znam trenera Waldemara Fornalika z czasów mojej gry w Polonii Warszawa, stąd też wiem, że jest to – zwłaszcza pod względem przygotowania fizycznego zespołu – znakomity fachowiec. To jest właśnie ich wielka siła.
W sobotę chorzowianie grają mecz o wszystko. Można się spodziewać, że od samego początku wasi rywale będą „gryźć trawę” i walczyć do upadłego.
- Na pewno tak. Wiadomo, że w przypadku ich porażki w Kielcach i zwycięstwa Legii, to warszawianie zakwalifikują się do pucharów. Dla nas to jednak dobrze, że powstał taki scenariusz. Jak pokazała końcówka sezonu lepiej nam się gra z drużynami z góry, niż dołu tabeli. Może w związku z tym, że mierzymy się z 3. zespołem ligi, będzie nam łatwiej o korzystny wynik?
Duża część Warszawy będzie trzymać za was kciuki. To was dodatkowo mobilizuje, czy też może stanowi jakieś obciążenie?
- (śmiech) Nie, my gramy dla siebie. Nie patrzymy na to, czy to Legia, czy Ruch, będzie grać w pucharach. Walczymy o premie i jak najwyższe miejsce w tabeli.
Ale macie w szatni osoby związane emocjonalnie z Legią. Aleksandar Vuković i Artur Jędrzejczyk nie starają się was przekonać, że lepiej byłoby, gdyby to Legia reprezentowała nas w pucharach, a nie Ruch?
- Nie, na razie nic nie mówią na ten temat (śmiech).
Czy Maciej Tataj przełamał się już na dobre? W sobotę możemy liczyć na kolejnego gola?
- Nie mogę tego obiecać, ale oczywiście bardzo chciałbym coś strzelić. Zobaczymy przede wszystkim, czy będę miał ku temu jakieś okazje.
Ale na występ w pierwszej jedenastce na pewno liczysz.
- Po cichutku tak. Zresztą jak każdy z nas, bowiem nie ma w naszym zespole minimalistów. Trenujemy nie po to, żeby oglądać mecz z ławki. Grać regularnie chce każdy i ja w tym przypadku nie jestem wyjątkiem.
Rozmawiał Grzegorz Walczak
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze
RUCH BEZ PROBLEMÓW MOŻECIE POKONAĆ,BO TO ZESPÓŁ KTÓRY "LEŻY" KORONIE