Kotliński: Nie obawiam się transferu Szmala
- Miałem trochę pecha w pierwszym meczu. Bo wiedziałem jak lubią rzucać rywale i starałem się chronić właśnie ten ulubiony ich róg bramki. Niestety, w tych konkretnych sytuacjach uderzali inaczej. A gdy zszedłem z boiska, zaczęli rzucać już tradycyjnie – wspomina bramkarz Vive Targi, Kazimierz Kotliński.
Jakie nastawienie przed rewanżem w Hamburgu?
- Jedziemy tam walczyć. Jeśli uda się coś osiągnąć, bardzo fajnie, nie tylko dla nas, ale też dla ludzi, którzy to zobaczą. Jeśli nie, to po prostu chcemy stawić czoło HSV i pokazać dobry handball. Hamburg to dobry zespół, ale zawsze jest szansa osiągnąć dobry wynik. Choć też trzeba spojrzeć na tę sprawę realnie... HSV w Lidze Mistrzów gra od kilku lat, dla Vive jest to właściwie pierwszy rok. Mało mamy ogranych zawodników, przez co zdarzają się nam błędy psychologiczne. Czasem za szybko chcemy rzucić bramkę, nie potrafimy odczekać, zagrać na czas. Właśnie takie niuanse zaważały na tym, że przegraliśmy w Kielcach sześcioma bramkami. Choć uważam, że mogliśmy przegrać niżej, 2-3 bramkami. To byłby bardzo dobry wynik.
Dużo rozmawialiście w ciągu ostatnich dni o tym pierwszym meczu?
- Właściwie codziennie. Ale musieliśmy powoli przestać to robić i skupić się nie tylko na najbliższym meczu. Przecież wkrótce czeka nas półfinał play-off z Azotami Puławy, potem pewnie finał z Wisłą Płock, a wcześniej jeszcze Puchar Polski z Zagłębiem Lubin. Najpierw jednak oczywiście chcemy zagrać jeszcze lepiej w Hamburgu i zabrać ze sobą dobre wspomnienia. Potraktujmy to jako naukę.
Byłeś niezadowolony ze swojej postawy w tym spotkaniu?
- Zdecydowanie tak. Spaliłem się na początku… Choć też nie do końca, bo przed meczem oglądałem płyty z meczami HSV i zapamiętywałem w jaki róg lubią rzucać poszczególni zawodnicy. I gdy Marcin Lijewski czy Pascal Hens oddawali rzut, wybierałem właśnie ten ich ulubiony róg. Niestety, akurat w tych sytuacjach rzucali inaczej. To nie był mój dzień…
Może nie do końca? Może gdybyś później wszedł na parkiet wyglądałoby to lepiej? Pechowo dla ciebie „dzień konia” miał wtedy jednak Marcus Cleverly.
- Duże brawa dla Markusa, który zagrał wybornie. Ale później nawet oglądaliśmy ten mecz w telewizji i po tym, gdy zszedłem z boiska, rywale zaczęli rzucać piłki w te rogi, które ja starałem się chronić (śmiech) Taki to mój mały pech.
Czego brakuje Vive do grona tych najlepszych na świecie?
- Doświadczenia i ogrania. To nasz pierwszy rok w Lidze Mistrzów, a i tak zrobiliśmy duży krok do przodu. Problemem jest też na pewno liga. Gdybyśmy mieli w ekstraklasie więcej takich rywali jak Wisła Płock, z pewnością lepiej by to wyglądało. Brakuje nam trochę tych ciężkich meczów.
Coraz głośniej mówi się o tym, że do Vive Targi dołączy reprezentant Polski, Sławomir Szmal. Obawiasz się jego przyjścia?
- Jestem na tym etapie kariery, że nie obawiam się już żadnej konkurencji. Znam Sławka jeszcze z czasów, gdy grał w Warszawiance. To bardzo dobry bramkarz, a do tego bardzo fajny kolega. Jeśli przyjdzie do Kielc, będziemy tworzyć kolektyw i razem budować wielki zespół. Ale co tu ukrywać, mam już przecież 34 lata i coraz częściej myślę o tym, co będzie potem, po zakończeniu kariery piłkarskiej... Na razie cieszę się z tego, że mogę pograć dla siebie i dla kibiców. To wciąż sprawia mi dużą frajdę.
Jak to jest być Polakiem?
- Fajnie, choć… tego na razie do końca nie wiem. Nie mam jeszcze dowodu i paszportu, dopiero złożyłem odpowiednie wnioski i czekam. Ale nadanie od prezydenta już dostałem do ręki i bardzo się cieszę, bo długo czekałem na tę chwilę.
Rozmawiał Tomasz Porębski.
Wasze komentarze
Pozdrawiam,
Karolka98
Tak karolka-ale w sobotę jest też mecz Korony.Problem co nie?.To tak jakby ktoś chciał pójść do łóżka w tym samym czasie z Tobą i z inną.Nie da się.Sory