Sasal: W jedenastu pokonalibyśmy Śląsk
- W spotkaniu ze Śląskiem zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Pokazaliśmy charakter i waleczność. Moja sprzeczka z Łukaszem Madejem? Czasami trzeba kogoś sprowokować, żeby utrzymać dobry wynik – powiedział po meczu we Wrocławiu trener Korony Kielce, Marcin Sasal.
Opiekun „żółto-czerwonych” po zremisowanym 1:1 meczu ze Śląskiem Wrocław był wyraźnie zadowolony z postawy i gry swoich podopiecznych. - Przede wszystkim, zależało nam na tym, aby po wpadce w Pucharze Polski pokazać się tu z dobrej strony i udowodnić, że Korona potrafi grać waleczny futbol. I to nam się udało, przez 90 minut prezentowaliśmy się z dobrej strony. Uważam, że zagraliśmy poprawnie i z charakterem. Myślę, że grając w 11 wygralibyśmy ten mecz. Niemniej, punkt zdobyty na wyjeździe cieszy i jesteśmy z niego zadowoleni. Dlaczego nie zagrał Edi? To była moja decyzja, taką jedenastkę wystawiłem na ten mecz i uważam, że miałem rację. I będę się upierał, że grając w pełnym składzie z Jędrzejczykiem wygralibyśmy to spotkanie. Edi na pewno nam się jeszcze przyda – powiedział.
Szkoleniowiec Korony odniósł się także do swojej utarczki słownej przy linii bocznej boiska z Łukaszem Madejem. Pomocnik Śląska stwierdził po meczu, że Sasal nazwał go oszustem, o czym trenera poinformował na konferencji prasowej jeden z dziennikarzy. - A skąd Pan wie, że tak się do niego zwróciłem? Cóż, jeśli Pan mu wierzy. On w tym meczu sprowokował kilka sytuacji na żółtą kartkę. Piłka nożna jest oszustwem, tu trzeba się oszukiwać, by wygrać mecz. Jeśli Pan tego nie rozumie, to nic na to nie poradzę. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Jeśli trzeba będzie wysłać komuś kwiaty, na pewno to zrobię. Proszę tylko zostawić adres. Mam zwyczaj żyć meczem i gorąco motywować swoich piłkarzy. Nie jestem trenerem, który siedzi spokojnie na ławce rezerwowych i ogląda mecz. Czasem trzeba kogoś sprowokować, żeby utrzymać dobry wynik – stwierdził.
Na pochwałę gry kieleckiej drużyny zdecydował się także trener wrocławian, Ryszard Tarasiewicz. - Po meczu w Warszawie liczyliśmy na zwycięstwo. Dziś trafiliśmy na przeciwnika dobrze dysponowanego, który próbował nie tylko bronić, ale też grać w piłkę. Szkoda, że nie wygraliśmy. Sytuacji sobie wielu nie stworzyliśmy, choć gdy graliśmy w przewadze, nie można było oczekiwać od Korony, że będzie grała otwartą piłkę. Chciałem wszystkim wyjaśnić, że niełatwo prowadzić moim chłopcom szybką grę pozycyjną, gdy przeciwnik stoi na czterdziestym metrze. Nie mam nigdy zastrzeżeń do naszych kibiców, ale te pojedyncze głosy, które docierają do moich zawodników, nie pomagają im w grze. Nie można grać szybko, bo z tego się robią proste błędy techniczne. Atak pozycyjny jest skomplikowany i trzeba mieć duże umiejętności, żeby wygrywać pojedynki jeden na jednego i strzelać z dystansu, gdy jest niewiele miejsca. Nie mam do zawodników pretensji – przyznał.
Źródło: www.slasknet.com
fot. Tomasz Fąfara
Wasze komentarze