Lech: Daliśmy trenerowi sygnał
- Fajnie, że zaliczyłem dwie asysty, ale mojego występu nie traktuje w kategoriach osobistych. Jeżeli w następnym meczu będę musiał usiąść na ławce, to usiądę. Tworzymy pewien kolektyw i o żadnym obrażaniu się nie ma mowy – mówi pomocnik kieleckiej Korony, Grzegorz Lech.
Był jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym, zawodnikiem środowego spotkania Pucharu Polski pomiędzy drużynami Korony i Jagiellonii. Grzegorz Lech, bo o nim mowa, w swoim pierwszym meczu przed kielecką publicznością zaliczył dwie asysty i walnie przyczynił się do zwycięstwa „złocisto-krwistych” nad popularnymi „Pszczółkami”. Były zawodnik Dolcanu Ząbki w meczu z „Jagą" zaprezentował wszystko to, czego wymaga się od dobrego ofensywnego pomocnika – otwierające drogę do bramki, prostopadłe podania, dobry przegląd pola, a także niezły strzał. Zamiast nad oceną swojej gry, Lech po meczu wolał się jednak skupiać nad postawą całego zespołu Korony. - Nie traktuje tego spotkania w kategoriach osobistych. Dwie asysty przy bramkach oczywiście mnie cieszą, ale najważniejsze jest to, że wygraliśmy – powiedział.
Pomocnik Korony przyznał również, że o sukcesie jego drużyny zadecydowała w dużej mierze lepsza skuteczność przy wykorzystywaniu podbramkowych sytuacji. - Był to dziwny mecz. Zarówno my, jak i Jagiellonia mieliśmy swoje sytuacje, ale to nam udało się być bardziej skutecznym. Myślę, że wynik odzwierciedla przebieg tego spotkania. Kibice na pewno byli zadowoleni patrząc na to, co działo się na boisku. Było dużo sytuacji, strzałów, akcji podbramkowych, przez co trzeba bardzo pozytywnie odebrać to, co zaprezentowały obie drużyny – ocenił.
Czy zdaniem 26-letniego zawodnika dwubramkowa zaliczka wystarczy do tego, aby awansować do półfinału rozgrywek Pucharu Polski? - Taki wynik na pewno ułatwia nam sytuację przed drugim spotkaniem, ale musimy pamiętać, że i taki rezultat można spokojnie odrobić. To jest puchar, który rządzi się swoimi prawami. Myślę, że Jagiellonia tak łatwo nie odpuści, a wynik 2:0 jest na pewno do odrobienia. Musimy się skoncentrować teraz na meczu z Odrą i byłoby bardzo fajnie, gdyby udało nam się powtórzyć wynik z dzisiejszego spotkania. Jeśli zagramy podobnie, jak dzisiaj w ofensywie i nieco popracujemy nad naszą postawą w defensywie, to powinno być dobrze. O rewanżu w Białymstoku zaczniemy myśleć po meczu z Odrą – stwierdził.
Dla Lecha, podobnie jak i dla kilku innych piłkarzy, występ w pucharowym spotkaniu, był świetną okazją do tego, aby zgłosić swój akces do pierwszego składu Korony. Zawodnicy, którzy w meczach ligowych grali do tej pory rzadko, albo w ogóle, zaprezentowali się całkiem nieźle, jednak zdaniem byłego piłkarza Dolcanu, mecz z Jagiellonią nie może służyć do wyciągania zbyt daleko idących wniosków. - Na pewno cieszy nas to, że trener dał nam szansę do zaprezentowania się na boisku. Ja osobiście jestem bardzo zadowolony z tego, że w końcu zagrałem na kieleckim stadionie, przy kibicach, kamerach, światłach. Z pewnością daliśmy też trenerowi jakiś sygnał do tego, aby postawił na nas w kolejnych meczach. Do naszej gry trzeba jednak podchodzić spokojnie. Fakt jest taki, że puchary są pucharami, a na ligę każdy się dodatkowo mobilizuje, w związku z czym w spotkaniach ligowych trzeba grać jeszcze lepiej i pokazać jeszcze więcej, niż w meczu z Jagiellonią – przyznał.
Pomocnik Korony przyznał także, że nawet jeśli w następnym meczu ponownie przyjdzie mu usiąść wśród zawodników rezerwowych, to żadnych pretensji do trenera Marcina Sasala mieć o to nie będzie. - Tworzymy pewien kolektyw, który ma do zrealizowania określony cel, dlatego nikt na nikogo się nie obraża, że musi usiąść na ławce. Kibicujemy sobie nawzajem, bowiem naszym najważniejszym celem jest to, żeby Korona w każdym meczu zdobywała trzy punkty i pięła się w górę tabeli. To, kto gra, a kto nie, jest już mniej istotne – zakończył.
fot. Paula Duda