Kiełb: Słusznie porównują Tataja do Piechny
– Marcin Sasal ma bardzo profesjonalne podejście do sprawy. Jest naprawdę super trenerem! Podoba mi się, że rozmawia z piłkarzami i nie wstydzi się tego. Jest takim normalnym człowiekiem – mówi popularny „Ryba”.
Tydzień temu zakończyliście zgrupowanie taktyczne w tureckiej Analyi. Czy Korona mądrze wykorzystała okres przygotowawczy do rundy wiosennej?
Jacek Kiełb: – Jak najbardziej tak! Plany treningowe zrealizowaliśmy w stu procentach, z czego jesteśmy zadowoleni. Nasze sparingi, jakie rozegraliśmy w Turcji, też wyglądały nienajgorzej – może nie mieliśmy tej świeżości, ale to jest ściśle związane z przygotowaniami do kolejnej rundy.
Po waszej porażce 1:2 z drugoligowym rumuńskim FC Snagov, trener Sasal nie krył swego niezadowolenia z postawy drużyny.
– I słusznie. Zagraliśmy gorsze spotkanie i nie ma tu się co usprawiedliwiać, że byliśmy w trakcie ciężkich przygotowań do rozgrywek, bo rumuńscy rywale byli w Turcji z takich samych względów. Ale to tylko jeden taki mecz – pozostałe sparingi były już w naszym wykonaniu dużo lepsze.
Podczas zimowego okienka transferowego do „złocisto-krwistych” dołączyło kilku wartościowych piłkarzy. Czy już możesz ocenić, który nowy zawodnik szczególnie „cieszył oko” podczas meczów kontrolnych?
– Szczerze mówiąc zwróciłem uwagę na Maćka Tataja. Nie bez powodu wszyscy porównują go do Grześka Piechny – Maciej po prostu jest bramkostrzelnym napastnikiem. Ponadto każdy z nowych piłkarzy dobrze się zaprezentował. Paweł Kaczmarek sprawił dobre wrażenie na lewej pomocy – jest bardzo dynamiczny. Nowi zawodnicy sprawnie się wkomponowali w zespół, dzięki czemu będą istotnym wzmocnieniem dla Korony.
Szkoleniowiec Korony powoli wdraża w klub wiele korzystnych zmian…
– Marcin Sasal ma bardzo profesjonalne podejście do sprawy. Jest naprawdę super trenerem. Podoba mi się, że rozmawia z piłkarzami i nie wstydzi się tego. Jest takim normalnym człowiekiem, który wykonuje swój zawód. Widać, że kocha piłkę nożną, bo nie ma dla niego innego tematu rozmów. Sasal szczególnie od nas – młodych zawodników – będzie wiele wymagał. On nie chce byśmy pomyśleli sobie, że skoro trenujemy z pierwsza drużyną, to jesteśmy niewiadomo jak dobrzy. Im bardziej trener będzie się na nas złościł, tym lepiej, bo nikomu nie odbije przysłowiowa „sodówka” – każdy będzie do niego czuł respekt.
Od momentu przybycia do Kielc nowych piłkarzy, konkurencja w ekipie wyraźnie się zwiększyła. Czy Jacek Kiełb czuje się pewniakiem do gry w pierwszej „jedenastce”?
– Ja nie wiem, czy zagram w pierwszym składzie. To jest walka – każdy piłkarz Korony dobrze wyglądał na zgrupowaniu. Wszyscy mają takie podejście, że skoro Kiełb był w reprezentacji, to teraz będzie miał zapewnione miejsce w klubie. Tak na szczęście nie jest i cieszę się z tego, że trener Sasal nie bierze pod uwagę moich występów w kadrze. Mam tylko nadzieję, że trener wystawi do gry przeciwko Jagielloni Białystok taki skład, który ten mecz wygra.
Załóżmy więc, że „Ryba” jednak znajdzie się w wyjściowej „jedenastce”. Na jakiej pozycji będziemy mogli cię zobaczyć w sobotnim spotkaniu?
– Gdzie szkoleniowiec mnie wystawi, tam będę grał i wykonywał swoją pracę. Grałem już w ataku i na pomocy. Szczerze mówiąc nie wiem, gdzie lepiej się prezentowałem i na jakiej pozycji lepiej się czuję… Chyba na tej prawej pomocy, bo jednak jako snajper nie szło mi najlepiej. Lecz podkreślam – nie wiem, czy znajdę się w pierwszym składzie. Na prawej pomocy równie dobrze może zagrać Darek Łatka czy Paweł Sobolewski. Dobrze, że tak jest, ponieważ podczas walki każdy będzie dawał z siebie sto procent, by tylko otrzymać szansę gry w ekstraklasie. Gdyby ktoś miał pewny występ, to pewnie spocząłby na laurach, co źle wpłynęłoby na cały zespół.
Ty z pewnością na laurach nie spoczniesz i będziesz walczył nie tylko o grę w ekstraklasie, ale również o udział w kolejnym spotkaniu z orzełkiem na piersi. Jak wspominasz twój debiut w kadrze?
– To zależy. W meczu z Danią zagrałem słabo… Nie wiem czemu – wszyscy mówią, że się „spaliłem” i na pewno coś w tym jest. W spotkaniu przeciwko gospodarzom turnieju wyglądało to już troszeczkę lepiej. Trener Franciszek Smuda wyjaśnił mi swoją myśl taktyczną, której z początku nie „załapałem” – to jest system 4-3-3. Ale wierzę, że dostanę te kolejne powołania i już będę wiedział, czego szkoleniowiec ode mnie wymaga.
Niestety nie pojawiłeś się w wąskiej kadrze przygotowanej na sparing z Bułgarami.
– To nic złego. W razie czego jestem w rezerwie i jeżeli ktoś wypadnie, to może dostanę się do reprezentacji. Teraz nie otrzymałem powołania, ale nie jest to powód do tego, by się poddać. Wręcz przeciwnie – jestem jeszcze bardziej zmotywowany do lepszej gry w Koronie, żeby być w pierwszej „jedenastce”, grać w ekstraklasie i dostać kolejne powołania od trenera Smudy.
Jak wspominasz swój pobyt w Tajlandii?
– Czas jaki spędziłem na zgrupowaniu biało-czerwonych minął mi stosunkowo szybko, ale było bardzo fajnie. W końcu zobaczyłem jak kadra wygląda od środka. Koledzy z drużyny dobrze mnie przyjęli. Oczywiście trener Smuda też, ten trener ma swoją ciekawą myśl taktyczną. Fajnie było zadebiutować w reprezentacji Polski.
Podobno po powrocie do Polski były z tobą pewne problemy…
– I to duże problemy - z aklimatyzacją. Chłopaki trenowali, a ja niestety musiałem ten czas odsypiać. Kiedy Korona miała o godzinie 20 ćwiczenia na siłowni, to w Tajlandii czasowo była godzina 2 w nocy – musiałem powrócić fizycznie do czasu polskiego. Byłem zwolniony z niektórych zajęć, bo naprawdę ciężko było mi się przestawić. Jeżeli człowiek tego nie przeżyje, to nie będzie wiedział jak to jest. Jednak już udało mi się powrócić do tego właściwego trybu i jestem już na czasie europejskim.
Rozmawiał Maciej Urban.
Wasze komentarze