Podeszli do Stali profesjonalnie. „Szkoda, że nie ma teraz Ligi Mistrzów”
Bardzo udany koniec roku zanotowali szczypiorniści Vive Targów, którzy bardzo pewnie 43:23 pokonali trzecią w tabeli Stal Mielec. - Z jednej strony dobrze, że teraz będzie odpoczynek, a z drugiej w ostatnich tygodniach złapaliśmy fajny rytm. Nawet osłabieni gramy widowiskową i skuteczną piłkę ręczną – mówił po rywalizacji Mariusz Jurasik.
Przed ostatnim meczem w tym roku można mieć było wątpliwości, czy podopieczni Bogdana Wenty podejdą do rywalizacji ze Stalą w pełni skoncentrowani. Zbliżające się święta oraz zmęczenie sezonem mogły podziałać na „żółto-biało-niebieskich” nieco usypiająco. Na szczęście licznie zgromadzona publiczność w Hali Legionów nie mogła mieć żadnych zastrzeżeń co do mobilizacji swoich ulubieńców. - Cieszę się, że podeszliśmy do tego spotkania profesjonalnie, bo byliśmy skoncentrowani przez cały mecz. W pierwszych minutach już udało się wypracować dużą przewagę, którą później jeszcze powiększyliśmy – powiedział Patryk Kuchczyński, który w niedzielę dodatkowo popisał się wspaniałą skutecznością, zdobywając 9 bramek dla Vive.
Kielczanie tak bardzo górowali nad rywalem, że po końcowym gwizdku zaczęli... usprawiedliwiać postawę ekipy Ryszarda Skutnika. - Stal to bardzo ambitny zespół. Mielczanie grają bardzo dobrze, ale dzisiaj ze względów kadrowych nie mogli nam dorównać i dlatego wygraliśmy aż 20 bramkami – przyznał szczerze Mariusz Jurasik.
Takiej linii obrony jednak nie przyjęli ambitni goście, którzy mimo kłopotów chcieli w Kielcach sprawić niespodziankę. - Spore problemy kadrowe szczególnie w drugiej linii na pewno miały jakiś wpływ. Nie możemy jednak się tym tłumaczyć, bo przecież kielczanie też mają takie kłopoty i sobie jakoś muszą radzić. Może tego tak nie widać na polskim „podwórku”, ale w Lidze Mistrzów umieli to zniwelować – stwierdził doskonale znany w naszym mieście Rafał Gliński, który od tego sezonu gra w mieleckim zespole.
Kluczem do wygranej ze Stalą było przede wszystkim wyeliminowanie najlepszej broni „Czeczeńców” Skutnika, czyli kontrataków. Kielczanie byli bardzo skuteczni w swoich ofensywnych poczynaniach, dlatego goście zwłaszcza w pierwszej połowie nie mieli zupełnie nic do powiedzenia. - Mieliśmy słabą obronę. Do tego nasz bramkarz dostał większość bramek z kontrataków lub z 6. metra. Ciężko było coś wybronić i rzucić gola bezpośrednio z kontry. Jedynie w drugiej połowie mieliśmy taki krótki moment dobrej gry, kiedy troszeczkę lepiej prezentowaliśmy się w defensywie. Może to był mały przestój lub delikatne zlekceważenie ze strony Kielc. Wtedy wyprowadziliśmy chyba 4 kontrataki. To świadczy o tym, że mogliśmy nawiązać tę walkę – mówił zawiedziony „Glina”.
W drugiej połowie jednak Vive mogło pozwolić sobie na większy luz, co też skutkowało kilkoma naprawdę efektownymi akcjami gospodarzy. - Chcieliśmy też zagrać coś pod kibiców. Hala była wypełniona w całości, co nas bardzo zaskoczyło. Dlatego należało im się parę ładnych zagrań za ten wspaniały doping – przyznał Grzegorz Tkaczyk.
Dlatego można żałować, że to już koniec zmagań „żółto-biało-niebieskich” w tym roku, zwłaszcza że ich gra mogła ostatnio imponować. - Z jednej strony dobrze, że teraz będzie odpoczynek, a z drugiej strony w ostatnich tygodniach złapaliśmy fajny rytm. Nawet osłabieni gramy widowiskową i skuteczną piłkę ręczną. Szkoda, że teraz nie gramy tych pozostałych meczów Ligi Mistrzów, bo jestem przekonany, że jakbyśmy je rozegrali w grudniu, to byśmy zwyciężyli – zakończył nieco zawiedziony „Józek”.
Fot. Patryk Ptak