Prawdziwy kapitan. Jak Nikola Mijailović zrobił rewolucję w Koronie
Ruszyła sprzedaż książki „Koroniarze”. Publikujemy fragmenty - tym razem o Nikoli Mijailoviciu. Portal CKsport.pl jest patronem medialnym publikacji.
Serb trafił do Korony Kielce w 2009 roku, w tym samym momencie co Aleksandar Vuković. Lewy obrońca może nie występował w niej długo, ale był jedną z najbarwniejszych postaci w ekstraklasowej historii klubu.
„Mijailović przejął się rolą kapitana. Początkowo cichy i zdystansowany, rozkręcił się. Dbał o cały zespół, mocno biorąc sobie do serca słowa, że Koroniarzom nie może niczego brakować.
– Liczył się dla niego każdy szczegół. Wprowadził zupełnie nowe standardy. Nawet do mojej pracy. Musiałem załatwiać specjalne kołki do butów. Nie mogły być kupione byle gdzie, tylko u tokarza z doświadczeniem, i musiały mieć odpowiednie wymiary. Nikola potrafił to wszystko sprawdzić. Nie daj Boże, jak nie było ich na czas. Raz powiedziałem, że mogą być dopiero za tydzień, to stwierdził, że kłamię. I akurat miał rację… – wspomina z uśmiechem Paweł Grabowski, kontynuując: – W jakiś sposób on też dbał o mnie. Kazał mi zrzucić parę kilo i zacząć ubierać na mecze garnitury, żebym wyglądał jak pan kierownik, a nie latał spocony. Chciał dla mnie dobrze. Wyjątkowa postać. Czy się go bałem? Trochę tak. To była jedyna taka osoba. Po prostu wiedziałem, że jest z niego wielki wariat. Jednocześnie bardzo go szanowałem. Szanuję do tej pory. Podobnie jak „Vuka”. Obaj wywarli duży wpływ na moje życie. Honorowi ludzie – mówi były kiero.
Mijailović przyszedł do Korony z kilkoma niezałatwionymi sprawami. Zaraz po transferze do klubu zaczęli zjeżdżać się komornicy chcący uregulować jego zobowiązania. Wszystko jednak sumiennie spłacał. Jeśli chodzi o pozaboiskowe wyskoki, Serb się uspokoił. Policja, jak to miało miejsce wcześniej w Krakowie, po ulicach go nie ganiała i nikt do niego nie strzelał. Alkoholu unikał. Nie pił, nawet gdy ktoś miał urodziny. Mówił kolegom, że jeśli weźmie łyka, to więcej go już nie zobaczą, bo zabierze go fala. Wcześniej mu po nim odwalało i zdał sobie sprawę z tego, że lepiej go omijać. W Kielcach Nikola dużo czytał i często się modlił. Mówił kolegom, że to mu pomaga. Że się nawraca. Miał w sobie silnie zakorzenioną wiarę prawosławną. Serb panował nad emocjami zdecydowanie lepiej niż wcześniej, choć oczywiście dalej wystarczyła tylko iskra, by się odpalił. I każdy zdawał sobie z tego sprawę.
***
Nikola potrafił iść do działaczy dosłownie w każdej sprawie. Wyjazd do gorszego hotelu? Prezes utrzymywał, że klub musi szukać w ten sposób oszczędności, ale „Nikoś” potrzebował raptem kilkunastu minut, żeby przekonać go do zmiany zdania. „Dobra. Jedźcie już do tego Gołębiewskiego” – mówił.
***
Prezes Dudka raz miał spotkanie ze sponsorem. W jego trakcie do pokoju wszedł umorusany Nikola. Dopiero co skończył trening, buty miał całe w trawie. Zasiadł, jak by to on kierował klubem, i mówi:
– Prezesie, tak nie może być.
– Nikola, przyjdź za pół godzinki. Rozmawiamy teraz z gościem. – Ale prezesie, tak nie może być… – Nikola, piętnaście minut.
– No dobrze, ale naprawdę tak nie może być… Wrócił i załatwił sprawę.
***
Zawodnicy śmiali się, że szafkę Mijailovicia trzeba przenieść do pokoju prezesa. W pewnym momencie częściej siedział bowiem tam niż w szatni. Przynosiło to jednak efekty i koledzy doceniali jego starania. Chociaż czasami Serb trochę już przesadzał i przekraczał granicę. Był osobą bardzo absorbującą. Potrafił wiele wywalczyć, ale jednocześnie oczekiwał bezgranicznego poświęcenia od innych.
Do kierownika wydzwaniał w środku nocy, informując, że boli go brzuch albo takowe problemy ma jego pies.
– Słuchaj, a nie wytrzymasz do rana?
Wtedy Nikola się obrażał, kończąc rozmowę. Następnego dnia chciał zwolnić kiera z klubu, dając do zrozumienia, że w ogóle o niego nie dba. Po dwóch dniach mu przechodziło. Powtarzało się to kilka razy. Ogólnie wystarczyło, że załatwienie czegokolwiek przedłużało się o kilka minut, i kazał wszystkim spadać.
***
Po jednej z rund Mijailović zarządził wielką imprezę w Exbudzie. Z reguły piłkarze spotykali się tylko w swoim gronie, ale Serb przekonał kolegów do zrobienia większej zrzutki. Drużyna zaprosiła wszystkich pracowników klubu – panie sprzątaczki, ochroniarzy, konserwatorów boiska… Dosłownie wszystkich. Niektórzy tak po prostu się wzruszyli. Wszak o części z nich normalnie nikt w takich sytuacjach nie pamiętał. Zawodnicy zyskali wtedy u nich ogromny szacunek”.
Książkę „Koroniarze” można zamówić na stronie www.koroniarze.com.
Wasze komentarze