Po tym spotkaniu boli serce. Drużyna zostawiła na boisku kawał zdrowia
- Oddajemy 29 strzałów, trafiamy w poprzeczkę, nie wpychamy piłki do pustej bramki. Można powiedzieć „Ojej”, to piłka nożna”. Nie chcemy jednak tak się tłumaczyć. Może trzeba oddać 32 strzały, żeby zdobyć kolejną bramkę – mówił trener Mirosław Smyła po pechowej przegranej z Lechią Gdańsk.
Mirosław Smyła (trener Korony Kielce): - To były dwie różne połowy. W pierwszej nie realizowaliśmy zadań w ofensywie oraz w defensywie, gdzie mieliśmy dużo problemów w bocznych sektorach. W drugiej nastąpiła korekta i wyglądało to już pozytywnie piłkarsko. Po takich spotkaniach bardzo boli serce, bo drużyna zostawiła na boisku kawał zdrowia. Z determinacją dążyli do zdobycia pierwszej, a potem drugiej bramki w tym roku. Nie udało się jednak. Czego znowu zabrakło? Jakości? Szczęścia? Trudno powiedzieć. W końcówce straciliśmy gola, nie zasłużyliśmy na tą porażkę.
- Mimo wszystko chcę drużynie pogratulować, bo po słabej pierwszej połowie potrafili się odbudować. To daje trochę nadziei na najbliższy mecz. Nie ma czasu. Na spotkanie we Wrocławiu wraca Gnjatić i Żubrowski. Mam nadzieje, ze ten krótki okres pozwoli nam się przygotować do trudnego meczu.
- W pierwszej połowie była zła dystrybucja piłki. Nie wiem dlaczego, ale wróciły stare nawyki. Być może dlatego, że pierwszy raz po długiej przerwie zagrał Rodrigo Zalazar. Na szczęście w drugiej połowie zaczął realizować założenia.
- Oddajemy 29 strzałów. Trafiamy w poprzeczkę. Nie wpychamy piłki do pustej bramki. Można powiedzieć „Ojej”, to piłka nożna”. Nie chcemy jednak tak się tłumaczyć. Może trzeba oddać 32 strzały, żeby zdobyć kolejną bramkę.
- Drużyna musi się podnieść. Możemy się z tym po meczu pogodzić, albo jak mężczyźni podnieść się z kolan w środę. Wybieramy tą drugą opcję.
- Czy uraz Marcina Cebuli jest poważny? Skręcił staw skokowy. W powtórkach oglądaliśmy, że ta noga uciekła mu dość poważnie. To kolejna kłoda pod nasze nogi.
- Dzięki temu, że Pacinda grał na lewej obronie, mieliśmy więcej dośrodkowań i mogliśmy stworzyć więcej sytuacji. W końcówce jednak to po jego stronie poszła akcja bramkowa. Taka jest piłka. Gdy się idzie vabank, to tak czasami się dzieje. Czy jednak Erik w zastępstwie popełnił dużo błędów? Nie. Czekamy z utęsknieniem na kontuzjowanych lewych obrońców, którzy dodadzą jakości na tej pozycji. Pacinda dał z siebie bardzo dużo.
- Cały czas mamy problemy kadrowe. Na środę wypadają kolejni zawodnicy. Piłka jednak ciągle jest w grze. Wiem, że to kolejny slogan, ale trzeba się tym posiłkować. Dużo jest tych problemów personalnych, ale jeśli sobie z nimi poradzimy, to nikt nas nie pokona. Najważniejsze, żeby zespół nie czuł, że jest sam. Dzisiaj nas kibice wspierali. Na sektorze rodzinnym też dostaliśmy transparent, że sympatycy są z nami. To budujące. Warto być w sporcie i podnosić się po upadku.
- Dlaczego Jacek Kiełb nie był w kadrze meczowej? To była nasza wspólna decyzja. Jacek chce być odpowiednio przygotowany. Jest w tym duża świadomość, bo przecież meczów jest 37 w sezonie. Dzisiaj czeka nas gra wewnętrzna dla zawodników, którzy nie grali. Szukamy kolejnych rozwiązań, nie chowamy głowy w piasek. Jacek chce nadrobić to co stracił nie będąc z nami od początku okresu przygotowawczego.
Fot. Maciej Urban
Wasze komentarze
Tyle transferów i nie ma kim grać, chyba 8 przed sezonem i 5 zimą
Tez uwazam ze pacinda to totalne nieporozumienie. Gosc mial byc taki kozak a wg mnie to samolub, ktoremu czasem wyjdzie strzal luc zagranie... ten mecz fatalny, w zasadzie mial swoj udzial przy obu bramkach wiec ta taktyka zaskoczyla moze rywala ale finalnie to wlasnie jemu przyniosla pozytek.... slabo wygladamy taktycznie. W 2 polowce mielismy swoje 30 minut i znow oddalismy pole lechii jakas masakra... trzeba walczyc jeszcze bardziej, do konca bo rywale zaczynaja odjezdzac!
Gdyby Korona spadła do IV ligi to by Scyzorów może z 50 przychodziło
a ile na Widzew przychodziło? 20 tysięcy!
Dodać do tego należy, że na stadionie nie potrzeba kibiców przyjezdnych, ponieważ po paru złych zagraniach Koroniarzy od razu znajdą się jakieś łajzy, wyzywające „swoich” piłkarzy. - Przecież to słyszą również i przeciwnicy. Zastanowił się któryś nad tym?
A wydawać by się mogło, że wśród tych 4150 osób, które przyszły na ostatni mecz, są głównie takie, którym chyba powinno najbardziej zależeć na wygranej Korony, nawet po słabej pierwszej połowie…
"Najlepszych kibiców ma Widzew
Gdyby Korona spadła do IV ligi to by Scyzorów może z 50 przychodziło
a ile na Widzew przychodziło? 20 tysięcy!"
Powtarzam do twojego zakutego łba kolejny raz. Widzew sobie zapracował na to, żeby miał nawet w II lidze komplety na trybunach, a kielecka Korona nie ma nawet ambicji, żeby w tej beznadziejnej lidze zająć miejsce na podium. Dwukrotnie można było o to powalczyć, ale Lettieri i zarząd uznali, ze nie ma sensu i oddawali mecze rywalom jeden po drugim. Kibic to klient. Jeśli ktoś mu podsuwa marny towar, to go po prostu nie kupuje. Korona Kielce to obecnie marny towar w dodatku przeterminowany. Widzew w dawnej I lidze miał bardzo krótki staż i walczył nie tylko o tytuły, ale też w europejskich pucharach. Korona już trochę gra w najwyższej lidze i największy sukces to piąte miejsca w lidze. I ty chcesz kibiców na stadionie? A co ma Korona do zaoferowania? Bo walki o podium nie ma, a walka o byt nikogo nie rajcuje. Tak reaguje cały świat.
Niespełna pięć lat po ostatnim występie w Pucharze UEFA, siedem lat po tytule mistrza Polski i osiem po grze w Lidze Mistrzów klub niemal przestał istnieć. Długi przekroczyły 30 mln zł, co kilkanaście dni odcinała była woda, prąd i telefony. Nie ma drużyny, odszedł zasłużony trener, nikt nie wie, co się mogło stać za dwa tygodnie...