Nasz człowiek na Euro. Jego głos słyszą miliony
Jest już nieodłącznym elementem meczów w Hali Legionów. Jego głos znają wszyscy i trudno już sobie wyobrazić kogoś innego w roli spikera na meczach Vive Tauonu Kielce. Pokazał się z tak dobrej strony, że teraz jest spikerem na meczach mistrzostw Europy. Mowa o Pawle Papaju, który jako spiker prowadzi mecze Polaków w drugiej rundzie i spikerem będzie także podczas finału.
Jak to się stało, że zostałeś spikerem na Euro?
- Przede wszystkim poprzez doświadczenie, które zbierałem na meczach Superligi i Ligi Mistrzów w Kielcach. Oczywiście poparte też doświadczeniem zdobytym na Final4 Ligi Mistrzów i innych imprezach, czy to sportowych, czy innych. Pełniąc taką rolę, jaką pełnię dość istotną rzeczą jest znajomość gry, czytania reakcji sędziowskich.
Porozumieliśmy się z organizatorami mistrzostw Europy. To jest takie środowisko, że znaliśmy się od dłuższego czasu. Kilka tygodni przed turniejem doszło do spotkania i udało nam się nawiązać współpracę.
Bycie spikerem na Euro, to inna sprawa niż w Lidze Mistrzów. Macie obostrzenia i pewnych rzeczy nie możecie zrobić, które w klubie przeszłyby bez problemu?
- Procedury są zupełnie inne. Tą z Ligi Mistrzów w Kielcach znam na pamięć. Tam wszystko odbywa się też według czasów narzucanych przez EHF i pewnych schematów. Jednak tutaj to wszystko jest jeszcze bardziej restrykcyjne, np. z czasem wejścia zawodników na parkiet. To jest opisane co do sekundy, jakby tego było mało to dużo regułek opisanych jest co do jednego słowa. Tego wszystkiego należy się trzymać, bo są obserwatorzy i organizatorzy, którym zależy, aby wszystko było zgodnie z przepisami. Tych obostrzeń jest dość dużo i np. porównując mecze Ligi Mistrzów, a Euro to spiker nie może aż tak bardzo wpływać na publikę. Nie może nic mówić pod kątem jednego zespołu, ale także krzyczeć: wstańcie, wspierajcie, głośniej bardziej żywiołowo. Są zapisy fair play, które zabraniają tego.
Dlatego mówicie do kibiców po polsku i angielsku: „wspierajcie swoją drużynę”, żeby nikt nie zarzucił, że faworyzujecie np. tylko Polskę?
- Zdarza się tak, że mówimy „support your teams”, które później powtarzamy po polsku, tak żeby nadmienić kibicom w jakiś sposób, że potrzebny jest doping. Jednak jak widzimy od kilku meczów tu w Krakowie dobrą robotę robi młyn kibiców z Kielc, którzy prowadzą doping w trakcie meczu.
Nie masz czasem ochoty, żeby jakoś pobudzić jeszcze bardziej kibiców? Jesteś z tego znany, że w Kielcach nawet gdy jest już bardzo gorąco, to jeszcze potrafisz porwać publikę. Tu też by się to czasem przydało.
- Jasne, ochotę bym miał. Wydaje mi się wręcz, że to by mogło przynieść pozytywny skutek. Jednak ma być fair play. Pomimo, że jesteśmy w Polsce i ściany nam pomagają to spiker jest taką neutralną osobą i musi stać pośrodku. Oczywiście emocje i przeżywanie meczu są wyjątkowe, ale musimy trzymać się przepisów.
Ile osób odpowiada za tzw. „spikerkę” na jednym meczu?
- Jest nas w sumie ekipa trzech osób. Ja jestem odpowiedzialny za część sportową, ponieważ mam największe doświadczenie z prowadzeniem meczów. Druga osoba jest bardziej odpowiedzialna za animację publiczności, za to co się dzieje przed meczami, czy w przerwie. Trzecia osoba zajmuje się muzyką, ale w trakcie meczu się konsultujemy.
W hali jest ponad piętnaście tysięcy osób, a mecze w telewizji oglądają miliony i oni wszyscy cię słyszą. Nie stresujesz się tym?
- Pewnie jakiś stres się pojawia, gdy prowadzi się imprezę z taką liczbą publiczności. Trudno się nie stresować, tym bardziej mając w pamięci wszystkie przepisy i czas. Zawsze trzeba się wyrobić tak, żeby prezentację skończyć na cztery minuty przed meczem, bo wtedy musi polecieć hymn. Dlatego trzeba odpowiednio szybko czytać nazwiska, ale i spoglądać na zegar. To jest umiejętność, którą już posiadam. Jednak ta procedura jest inna niż na Lidze Mistrzów. To też odpowiedzialność, bo to impreza w naszym kraju, piętnaście tysięcy osób wkoło, z których większość liczy, że wygra Polska. Tutaj nie można zawalić. Euro to impreza europejska, oglądają ją miliony nie tylko w naszym kraju, ale zagranicą także.
Jakieś wpadki się już zdarzyły?
- Wpadki może nie, ale niedociągnięcia się zdarzają. Szybkość reakcji i szybkość piłki ręcznej jest duża. Jakieś drobiazgi były, ale nie na tyle duże, żeby zauważyła to publiczność lub obserwatorzy. Bardziej ja to zauważam, bo mam ambicję, aby wszystko robić lepiej i podwyższać swoje umiejętności.
Wspomniałeś o tym, że wszystko jest wyliczone co do minuty. To stąd te liczne próby, które macie przed meczami?
- Tak, wynika to też ze skali imprezy. Często pojawiają się nowe osoby, które muszą poznać procedury z wyjściem zawodników. Warto to sprawdzić, przećwiczyć. Każdy chce, żeby to wyszło perfekcyjnie. Nad Euro pracuje wiele osób, nie wszyscy są w świetle kamer i stoją w cieniu. Ich praca składa się na końcowy efekt imprezy. Podobnie jest w klubie, gdzie dużo ludzi pracuje na to, żeby ten mecz się odbył i wyglądało to pozytywnie.
Skąd wiesz jak wymówić nazwisko niektórych zawodników, pytasz się np. kogoś ze sztabów ich reprezentacji? Bo Polakowi np. trudno wymówić nazwisko Kentina Mahe (czyta się Kątą Mae – przy red.).
- Część zawodników znam już z Ligi Mistrzów i to nie sprawia mi problemu. Ale zawsze przed meczem staram się podejść do kogoś z danej drużyny, tak aby wspólnie przeczytać nazwisko, żeby nie robić błędów. Jak my jedziemy w świat i Europę i zamiast Bielecki czytają Bilićki. Nikt nie chce przekręcać nazwisk. Chcąc mieć profesjonalne podejście trzeba przećwiczyć wymowę nazwisk.
Miałeś tak, że ktoś podszedł i powiedział: pomyliłeś się?
- Nie, takiej sytuacji na szczęście nie było. Zawodnicy są zaangażowani w meczu i raczej nie słyszą, że ktoś przekręcił ich nazwisko.
Zacząłeś we Wrocławiu, teraz jesteś w Krakowie. Jakbyś porównał atmosfery z obu hal?
- Atmosfera jest nieco inna. Do Wrocławia przyjechało wielu kibiców z wielu państw i wspólnie tworzą atmosferę. Jest rywalizacja na trybunach i to zawsze wzmaga reakcje publiczności. Do Wrocławia przyjeżdżają kibice, którzy znają piłkę ręczną. To są osoby, które znają się na tym sporcie. W Krakowie jest wielu fanów, którzy znają ją dobrze, wspierają zespoły klubowe i oglądają mecze. Jest też duże grono, które piłkę ręczną ogląda kilka razy w roku, przy okazji mistrzostw. Oni nie wiedzą jak reagować na pewne rzeczy, nie wiedzą jaka jest dynamika gry. Może ten turniej przekona ich, że warto być bliżej tej dyscypliny. Reakcje publiczności w obu halach są jednak zupełnie inne.
Byłeś spikerem na Final4, a teraz na Euro. Jakbyś to porównał?
- To są zawsze nowe emocje, gdy pierwszy raz wychodziłem na parkiet w Kolonii, to było to niezwykłe. Tam jest hala jeszcze większa niż w Krakowie. To była duża adrenalina, fajne emocje. Super było być w tej roli. Tu są kolejne wyzwania, które chcę realizować. Chcę podnosić swoje umiejętności, chcę być jeszcze lepszy. Bycie na Euro jest też obserwacją wszystkiego co jest związane z organizacją meczów piłki ręcznej, co jest bardzo ważne dla mnie jako pracownika klubu
Emocje są nie do końca porównywalne, ale są one pozytywne i takie, które będzie się wspominało przez długi, długi czas. Mam nadzieję, ze z reprezentacją będziemy mogli dojść do meczów weekendowych i świętować medal.
Spikerem jesteś trochę z doskoku, bo pracujesz też w klubie. W sumie to zostałeś nim trochę z przypadku. A teraz prowadzisz mecze na Euro, które śledzą miliony. Historia jak z książki.
- Spikerem zostałem trochę z przypadku. Chłopak, który miał prowadzić mecz ligowy u nas w Hali Legionów po prostu nie dojechał. Ja zgłosiłem się na ochotnika, że poprowadzę mecz i tak już zostało. Później dołączyłem do tego muzykę. Cały czas próbowałem dodawać nowe elementy do tej układanki związanej z oprawą meczów. To nie jest moja jedyna rola w klubie, ponieważ tych obowiązków jest dużo. Sporo ludzi kojarzy mnie z mikrofonem w ręce, jednak nie jest to do końca prawdziwa twarz. Jest to jedno z wielu zajęć, jakie w klubie wykonują. Zajmuje się marketingiem, oprawą meczów. Chciało by się to wszystko ciągnąć do góry, jest wiele pomysłów, które mamy. Wszystko chcielibyśmy robić jeszcze lepiej. Takie imprezy jak Euro czy mistrzostwa świata pokazują kierunki i są dla nas doświadczeniem, które może przekładać się na lepsze funkcjonowanie klubu.
Wasze komentarze