Gorzkie zejście na ziemię. Faworyt z Gdańska nie pozostawił złudzeń
Nie takiego widowiska spodziewali się kibice, którzy przybyli na ostatni mecz Effectora do Hali Legionów. Drużyna, która w poprzednim meczu błyszczała na boisku, nagle przygasła i nie potrafiła postawić się wyżej notowanemu przeciwnikowi. Rywal z Gdańska okazał się zbyt dużym wyzwaniem…
Zupełnie nie tak miało wyglądać to spotkanie. Rozochoceni ostatnimi zwycięstwami kibice przybyli obejrzeć pasjonujący i zacięty spektakl siatkarski, a byli świadkami istnego pogromu kieleckiej ekipy. Choć każdy doskonale zdawał sobie sprawę z siły przeciwnika, to nikt nie przypuszczał, że ten mecz padnie ich łupem aż tak łatwo.
Już sam początek rywalizacji utwierdził wszystkich w przekonaniu, że lekko nie będzie. Prowadzenie gdańszczan 3:0 nie napawało optymizmem, jednak pozostawiało nadzieję. Jak się później okazało, nie na długo... Błędy w przyjęciu, brak komunikacji i bezsilność w walce na siatce - tak wyglądała pierwsza partia w wykonaniu podopiecznych Dariusza Daszkiewicza. Był to zdecydowanie ich najgorszy set w tym sezonie, przegrany do dziewięciu punktów.
Dwie pozostałe partie, choć już w lepszym tonie, nadal ukazywały bezradność kielczan w walce z pretendentem do tytułu mistrza Polski. Drużyna prowadzona przez Andreę Anastasiego, byłego selekcjonera naszej reprezentacji, górowała w każdym elemencie i nie pozwalała przejąć kontroli gospodarzom.
Ze słabo grającej drużyny Effectora na wyróżnienie zasługują dwaj zawodnicy. Adrian Buchowski był nie tylko najlepiej punktującym graczem po kieleckiej stronie, ale przewodził też od strony mentalnej. „Buchu” starał się pobudzać kolegów, lecz nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów. Warto wspomnieć także o kolumbijskim przyjmującym Humberto Machaconie. Widać, że dobrze odnalazł się w grupie i chciał wnieść do gry jak najwięcej. Popisał się asem serwisowym i podobnie jak Buchowski, próbował motywować innych do walki.
Jedyne, co pozostaje po takim meczu, to szybko o nim zapomnieć. W sobotę przecież czeka już kolejny przeciwnik, BBTS Bielsko-Biała, z którym zwycięstwo liczone jest za przysłowiowe „sześć punktów”…
fot. Mateusz Kępiński