Ciut mocniej dokręciłbym tę piłkę, to myślę, że bramkarz pozostałby bez szans
Dobra druga połowa to za mało. Choć, Korona Kielce nie mogła narzekać na brak okazji do odrobienia strat w przegranym 1:2 meczu z Pogonią Szczecin. Kielczanom bramkowało jednak szczęścia, wykończenia, czy precyzji, jak w przypadku groźnego strzału Oskara Sewerzyńskiego.
Żółto-czerwoni przegrali w niedzielnym spotkaniu 8. kolejki PKO Ekstraklasy 1:2, a o stracie punktów zadecydowały pierwsze, bardzo słabe, 45 minut. - Pierwszą połowa kompletnie nam nie wyszła. Zdajemy sobie z tego sprawę. Na drugą wyszli już z pozytywną energią, aby szybko strzelić kontaktową bramkę. To się udało. Kolejne sytuacje też były. Szkoda ich bo były okazje, aby przynajmniej zremisować - zauważa Oskar Sewerzyński.
Do swojej okazji doszedł również 22-letni pomocnik. Wychowanek Korony w 71. minucie zawodów książkowo odnalazł się na przedpolu, przełożył piłkę na lewą nogę po czym mocnym, niskim strzałem próbował pokonać Stipicę. Do szczęścia zabrakło centymetrów. - Ciut mocniej dokręciłbym tę piłkę, to myślę, że bramkarz pozostałby bez szans. Podobnie ze strzałem "Ryby", ale futbolówka zatrzymała się tylko na słupku - wspomina.
Pomijając sam strzał, Sewerzyński dał tego dnia dobrą zmianę. Pomocnik od samego początku był bardzo aktywny w swojej strefie boiska i dużo bardziej rzucał się w oczy niż kolega którego zmienił, Adam Deja. - Wchodząc na boisko zawsze daję z siebie wszystko. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach, czy to od początku, czy z ławki, również będzie pozytywnie - kwituje.
fot. Krzysztof Kolasiński