Zaczęło się pięknie, skończyło porażką. Korona uległa Arce
Pomimo świetnego początku, okraszonego bramką Evgeniyego Szykawki z 16. minuty gry, Korona Kielce przegrała 1:2 z Arką Gdynia. Decydujące o końcowym rezultacie okazały się gole Czubaka i Alemana.
Żółto-czerwoni zmagali się w tygodniu poprzedzającym to spotkanie z epidemią grypy. Ta dopadła ponoć aż siedmiu zawodników. Trener kielczan nie zdradził, co prawda, dokładnych personaliów, jednak po składzie kadry meczowej można wywnioskować, że choroba dopadła Jakuba Łukowskiego, Michała Koja, czy Adriana Danka - tych piłkarzy nie zobaczyliśmy w sobotę na murawie. W jedenastce Korony znalazł się za to m. in. Marcel Gąsior, który wrócił do zestawienia po 4-miesięcznym rozbracie.
Gospodarze rozpoczęli ten pojedynek w piorunującym stylu, wychodząc na prowadzenie już w 120. sekundzie gry. Do bramki gości trafił Szykawka, po asyście Dawida Błanika. Suzuki Arena eksplodowała, jednak entuzjazm kibiców po chwili ostudził VAR, który anulował bramkę, po rzekomym zagraniu ręką podającego Błanika.
Ta sytuacja zbudowała zawodników Ojrzyńskiego, którzy zdecydowanie władali wydarzeniami na placu gry. To oni narzucali swój styl gry, zasługując na bramkę otwierająca. Ta przyszła po kwadransie...
Co się odwlecze, to nie uciecze - może rzec Evgeniy Szykawka, który ponownie znalazł drogę do siatki, tym razem po fenomenalnym, penetrującym podaniu Kyryło Petrowa. Białorusin opanował górną piłkę w książkowy sposób, przyjmując ją klatką piersiową, i z najbliższej odległości pokonał Kacpra Krzepisza. Było to drugie trafienie snajpera kielczan w bieżącym sezonie.
Po tym golu przewaga żółto-czerwonych nieco się zatarła. To gdynianie musieli wziąć teraz sprawy w swoje ręce. Przez dłuższy czas częstszego posiadania piłki przez gości nic nie wynikało, aż do 37. minuty.
Wtedy, tak naprawdę w pierwszej dogodnej sytuacji, gracze Ryszarda Tarasiewicza doprowadzili do wyrównania. Na listę strzelców wpisał się Karol Czubak, wykorzystując szansę oko w oko z Konradem Forencem. Nie popisał się środek pola kielczan, który zbyt łatwo dopuścił do tej okazji.
Odważny i bardzo intensywny początek w wykonaniu gospodarzy, rzutował na finiszu pierwszej części gry, dużo słabszej w ich wykonaniu. Korona z minuty na minutę coraz mniej ochoczo wychodziła z szybkimi kontratakami, dlatego z utęsknieniem wypatrywaliśmy przerwy, bo ta wydawała się niezbędna dla złocisto-krwistych.
Po zmianie stron wydarzenia na boisku pokazały, że forma kielczan, to rzeczywiście tendencja spadkowa. Gra gospodarzy nijak się miała do imponującego początku rywalizacji. Nie zmienia to jednak faktu, iż to żółto-czerwoni dłużej utrzymywali się przy futbolówce i co za tym idzie, z większą częstotliwością niepokoili linię defensywną rywala.
Arka rzadko gościła na połowie Koroniarzy, jednak kiedy już znalazła się w pobliżu pola karnego była bardzo konkretna w swoich poczynaniach. Udowodniając to w 65. minucie, kiedy strzałem zza "szesnastki", po krótkim słupku, Forenca zaskoczył Christian Aleman. Drużyna z Pomorza prowadziła 2:1.
Kolejne minuty z tym rezultatem nie napawały optymizmem, patrząc na bardzo bezradną, w poczynaniach ofensywnych, Koronę. Czas leciał nieubłaganie, a na horyzoncie próżno było szukać pozytywnego zakończenia.
I faktycznie, gracze Ojrzyńskiego nic już nie wskórali - choć były ku temu okazje Takaca, czy Malarczyka, ulegli gdynianom, bardzo mocno komplikując sobie kwestie bezpośredniego awansu.
Korona Kielce - Arka Gdynia 1:2 (1:1)
Bramki: Szykawka 16' - Czubak 37', Aleman 65'
Korona: Forenc - Malarczyk, Podgórski, Frączczak (74' Górski), Błanik (64' Błanik), Szymusik (74' Kiełb), Sewerzyński, Gąsior (56' Takac), Petrow, Zebić (64' Corral), Szykawka
Arka: Krzepisz - Memic, Dobrotka, Milewski, Deja, Aleman, Kuzimski (82' Siemaszko), Kobacki, Bunoza, Stępień (45' Żebrowski), Czubak
Kartki: Malarczyk - Deja, Kuzimski, Żebrowski, Aleman