Sędziowie pozwolili na grę na kontakcie. Na szczęście bez urazów
Łomża Vive Kielce zagrała dwa mecze w ciągu 48 godzin i wyszła z obu zwycięstwo. Po wspaniałym triumfie w Barcelonie, żółto-biało-niebiescy pokonali w ramach PGNiG Superligi w Grupę Azoty Unię Tarnów 30:25. Gospodarze postawili wysoko poprzeczkę, ale kielczanie dali radę. - Od początku kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń - mówi Krzysztof Lijewski.
Dla ekipy z Tarnowa był to pierwszy mecz po powrocie po 1,5 roku do swojej hali "Jaskółka". Obiekt wypełnił się kibicami, którzy mogli oglądać ciekawe, żywe, rozgrywane w dobrym tempie spotkanie. To wszystko pomimo zmęczenia mistrzów Polski.
- Nie jest łatwo grać bez odpowiedniego przygotowania. W piątek mieliśmy cały dzień w podróży i nie udało nam się odbyć ani jednego treningu. Bardzo się cieszę, że udało nam się zagrać dobre zawody - cieszy się asystent Talanta Dujszebajewa.
Grupa Azoty Unia Tarnów wyszła na kielczan mocno zmotywowana, co dało się odczuć na boisku. Szkoleniowiec kieleckiej ekipy kilkakrotnie wymownie reagował na decyzje arbitrów.
- Sędziowie pozwolili na grę „na kontakcie”, mało przerywali ją gwizdkami. Cieszymy się, że nikt nie doznał kontuzji, bo wiemy jakie mecze jeszcze przed nami - podkreśla Krzysztof Lijewski.
Całe spotkanie w bramce zagrał Mateusz Kornecki, który popisał się kilkoma dobrymi interwencjami. Forma kieleckich bramkarzy rośnie. - Te interwencje pozwoliły nam na szybkie kontrataki - nie ukrywa drugi trener Łomży Vive.
W Tarnowie szansę pokazania się dostali młodsi zawodnicy, którzy nie grali w Barcelonie, m. in. Cezary Surgiel, czy Damian Domagała.
- Ci, co grali ostatnio więcej, muszą teraz spędzić więcej czasu u masażystów, poleżeć, zregenerować się, bo cały czas mamy napięty kalendarz. W ich miejsce wchodzą inni, łatają dziury i pokazuję, że również potrafią grać na dobrym poziomie - kwituje Lijewski.
Spotkanie rewanżowe Łomża Vive Kielce - Barca już w środę o godz. 18:45 w Hali Legionów.
fot: Mateusz Kaleta