Brakuje już sił, ale kiedy słyszysz nazwisko, dostajesz powera
Jeśli powiemy, że Tałant Dujszebajew był architektem zwycięstwa, to głównym filarem tej konstrukcji był Mateusz Korneci, który rozegrał w bramce rewelacyjne zawody. W czwartek Veszprem przegrało w Kielcach 29:32. Mistrzowie Polski w najlepszy możliwy sposób zrehabilitowali się za słabe spotkanie w Bukareszcie.
Kornecki nie mógł zagrać w pierwszej kolejce. Wszystko za sprawą grypy jelitowej. – Nie miałem wpływu na wydarzenia sprzed tygodnia. Ale szybko się pozbierałem – przyznaje bramkarz Łomży Vive Kielce.
W starciu z Veszprem, zwłaszcza w pierwszej odsłonie, brylował skutecznością. W ciągu 30 minut odbił aż 40 procent piłek stając się dla rywali murem nie do przejścia. Między innymi dzięki jego postawie w przerwie tablica wyników wskazywała 17:12.
– W pierwszej odsłonie miałem więcej rzutów łatwiejszych do obrony. W drugiej sporo z szóstego metra rzucał Petar Nenadić. Trzeba mieć idealne tempo, aby je łapać. Na pewno mogłem zaliczyć więcej odbić, wtedy zwycięstwo byłoby jeszcze łatwiejsze – dodaje.
– Chcieliśmy udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że jesteśmy dobrą drużyną. Dodatkowo, mieliśmy super atmosferę na trybunach. Kiedy czujesz takie wsparcie, to gra się łatwiej. Brakuje już sił, ale kiedy słyszysz swoje nazwisko, dostajesz powera – przyznaje Kornecki. To spotkanie oglądał komplet publiczności.
Drugim filarem sukcesu był Alex Dujshebaev, który wrócił na parkiet po długiej przerwie spowodowanej kontuzją. Hiszpan wybrany został na najlepszego zawodnika tej konfrontacji. – Alex wykonał dobrą robotę i mamy pierwsze dwa punkty. Teraz chcemy już jechać do Zaporoża – przyznaje zniecierpliwiony bramkarz drużyny z Kielc.
Fot. Anna Benicewicz-Miazga