Bramka z pierwszej połowy zadecydowała. Korona wraca z Gdyni na tarczy
Kiedy wydawało się, że Korona Kielce przyjechała do Gdyni na darmo, a ligowego spotkania nie będzie, w nocy pracownicy Stadionu Miejskiego uwijali się w pocie czoła. Ogrzewanie murawy zdało egzamin. Spotkanie, które pierwotnie miało odbyć się w środowy wieczór, rozegrano w czwartkowe południe. Korona przegrała jednak z Arką 0:1, a trzy punkty już na samym początku spotkania zapewnił gospodarzom Michał Marcjanik. Potem dwie świetne sytuacje sam na sam obronił Marek Kozioł.
W środowy wieczór Maciej Bartoszek był mocno poirytowany. Kielczanie spędzili dodatkową noc w Gdyni, ale koszty pokrył zespół gospodarzy. Opiekun Korony domagał się wyciągnięcia od rywali konsekwencji. W czwartek udało się w końcu rozegrać mecz, ale efektu zaskoczenia już nie było. Przez blisko 16 godzin, jakie upłynęły od pierwotnego terminu tego spotkania Maciej Bartoszek nie dokonał żadnych zmian w składzie. W pierwszym składzie kielczan, pierwszy raz od siedmiu kolejek, znalazł się Mateusz Cetnarski. W szeregach gospodarzy wystąpił były piłkarz Korony – Bartosz Kwiecień.
Zawody w początkowych fragmentach toczyły się głównie w środkowej strefie boiska. Brakowało dogodnych okazji pod jedną czy drugą bramką. Takową nie można nazwać również szansy z 15. minuty, po której bramkę zdobyli gospodarze. Gdynianie wyszli na prowadzenie po wrzuceniu piłki z autu, które wykończył strzałem głową zupełnie nie upilnowany w "szesnastce" Michał Marcjanik.
Po stracie bramki Koroniarze może nie przypuścili szturmu na pole karne gospodarzy, jednak zdecydowanie przejęli inicjatywę. Na plus można zaliczyć udane próby gry z pierwszej piłki, co zdecydowanie na tak trudnym i wymagającym boisku nie należało do rzeczy najłatwiejszych.
Pomimo licznych okazji, ze strony złocisto-krwistych brakowało konkretów i na przerwę schodzili z jednobramkową stratą.
Drugie 45 minut rozpoczęło się podobnie jak pierwsze - od walki w środku boiska. Jednak już po trzystu sekundach od wznowienia spotkania "Arkowcy" powinni prowadzić 2:0. Na wysokości zadania w sytuacji sam na sam z Jankowskim, stanął Marek Kozioł. Chwilę później, kiedy w podobnej sytuacji znalazł się Żebrowski, doświadczony golkiper kielczan znów popisał się świetną interwencją. Jego dwie dobre obrony uchroniły Koronę od straty kolejnych bramek.
Obie wspomniane akcje nie wzięły się z przypadku, lecz był konsekwencją lepszej gry żółto-niebieskich, którzy zawładnęli wydarzeniami na boisku. Zawodnicy Bartoszka z upływem minut znów potrafili przejąć inicjatywę, ale nie zdołali przekłuć jej na wymierne zagrożenie. W tym samym czasie narażali się także na kolejne kontry, w których ponownie ratował drużynę Kozioł. Pomimo starań i naporu bramki Kajzera w ostatnich akcjach gry kielczanom nie udało się wyrównać. Po dwóch zwycięstwach z rzędu Korona przegrała z Arką 0:1
Kolejny mecz kielczanie rozegrają w poniedziałek. Na ten dzień zostało przesunięte następne spotkanie żółto-czerwonych, w którym Korona zmierzy się w Łodzi z Widzewem.
Arka Gdynia – Korona Kielce 1:0 (1:0)
Bramki: Marcjanik (15')
Arka: Kajzer – Kasperkiewicz, Kwiecień, Marciniak, Marcjanik – Deja, Żebrowski (75’ Mazek), Łabojko (75’ Drewniak), Letniowski (75’ Soboczyński) – Siemaszko (68’ Wolsztyński), Jankowski
Korona: Kozioł – Szymusik, Tzimopoulos, Grzelak, Kordas – Podgórski, Kaczmarski (81’ Lisowski), Cetnarski, Kiełb (55’ Długosz) – Firlej (72’ Łysiak), Thiakane
Żółta Kartka: Deja
Wasze komentarze
Nie rozumiem taktyki dokładności podań co to za poziom. Teraz Widzew hmm...
Bełchatów?! Potrafił wygrać...
A koruna za każdym razem w łeb w Gdyni...
Ojże, czemu tak ta Arka nie leży...?
Ps. Zrobić to już przed meczem z Widzewem !
Szkoda że tak dużo biegają i oddają piłkę za darmo
Co oni trenują na treningach?
Można przegrać mecz bo to sport ale to poziom okręgowej klasy
Jakie zęby? Tyś szczerbaty
Mial juz swoj czas na udowodnienie swojej wartosci, mial ciagnac druzyne do przodu a jest wrecz przeciwnie.
Tak bramki decydują o zwycięstwie. KURTYNA!
?