Koncert kielczan i Igora Karacicia. "Można powiedzieć, że wygrał nam mecz"
Łomża Vive Kielce po koncertowym meczu pokonała wielkie PSG. Kielczanie zaprezentowali się znakomicie w ofensywie i triumfowali 35:33. Sukcesu kieleckich szczypiornistów nie zobaczyli niestety kibice, bo mecz został rozegrany przy pustych trybunach. - Oni zawsze dodają nam dwie, trzy bramki w każdym meczu – przyznaje Arkadiusz Moryto.
Ranga i poziom spotkania dawały się we znaki graczom Talanta Dujszebajewa, którzy od pierwszy minut wydawali się bardzo zmobilizowani i skoncentrowani. – Ten mecz kosztował nas ogrom energii. Dużo ważyły każde, pojedyncze zagrania, a zwłaszcza błędy, ponieważ Paryż od razu to wykorzystywał – ocenia skrzydłowy.
Zapowiedzi o jednym z najciekawszych meczów kolejki, patrząc na przebieg meczu, nie były na wyrost. Zwroty akcji, dużą liczbę bramek i intensywność. Godne podziwu była zwłaszcza ofensywna skuteczność obu, które rzucały bramki jak natchnione. – Spotkanie do 45. minuty bliskie ideału. Wszystko nam wchodziło, a bramkarze byli w zasadzie bez szans – przyznaje Moryto.
I dodaje: – Ciężko powiedzieć co wpłynęło na nasze zwycięstwo. Na pewno kluczem do wygrania była świetna gra blokiem. No i niezawodny Igor Karacić. Można powiedzieć, że wygrał nam mecz – komplementuje kolegę reprezentat Polski.
Choć znana sportowa maksyma głosi, iż nie osądza się zwycięzców, to trzeba zwrócić uwagę na kolejny – dość widoczny i odczuwalny – przestój w grze żółto-biało-niebieskich. W czwartkowym spotkaniu dało się wyróżnić dwa takie fragmenty. I za każdym razem niosły za sobą konsekwencje w postaci utraty dużej przewagi bramkowej. – Wydawało się, że kiedy wyszliśmy na trzy, cztery bramki przewagi dowieziemy to zwycięstwo, jednak mieliśmy przestój, który zdarza się nam w każdym meczu Ligi Mistrzów. Trzeba to przeanalizować, ale cieszymy się, że ostatecznie udało nam się ten kryzys przezwyciężyć – kwituje skrzydłowy.
fot: Anna Benicewicz-Miazga