Czas na lewych obrońców! Wybieramy "jedenastkę" Korony Kielce dziesięciolecia CKsport.pl
Polska reprezentacja od lat czeka na lewego obrońcę z prawdziwego zdarzenia. Tak się składa, że... Korona Kielce była na tej pozycji naprawdę mocno obsadzona! To właśnie lewa flanka trafia dziś pod obstrzał w wybieranej wspólnie z Wami - czytelnikami - najlepszej "jedenastce" ostatniego dziesięciolecia. Pod uwagę bierzemy zawodników, którzy grali w Koronie w latach istnienia portalu CKsport.pl - 2009-2020.
Proponujemy czterech zawodników, z których Waszym zadaniem będzie wskazanie tego jedynego - najlepszego. Wszystkich łączy niezwykła nieustępliwość, waleczność, charakter. Kto zapadł Wam w pamięć najmocniej, kto był najlepszy? Głos należy do Was!
Przypominamy także o poprzednim głosowaniu, w którym wybieraliśmy najlepszego środkowego obrońcę żółto-czerwonych. Swój głos można wciąż oddać W TYM MIEJSCU.
Nikola Mijailović
Jeden z najbardziej charakternych zawodników, którzy kiedykolwiek grali w Koronie. I do tego niezwykle kontrowersyjny. W przeszłości grał dla Wisły Kraków, dlatego na zaufanie kieleckich kibiców musiał sobie zapracować. Patrząc na półtora roku, które spędził w klubie z województwa świętokrzyskiego, chyba mu się to udało. Był też bardzo mocnym punktem w szatni, którą rządził najpierw nieformalnie, a następnie oficjalnie, gdy przejął opaskę kapitana od Ediego Andradiny. Ulubieniec trenera Marcina Sasala, choć rozstanie zarówno z trenerem, jak i z Koroną miłe już nie było. Tuż przed pierwszym spotkaniem rundy wiosennej sezonu 2010/2011 zawodnik zakomunikował szkoleniowcowi, że jedzie na testy do Amkaru Perm. Wprawdzie wystąpił w tym meczu, ale okazał się on pożegnalnym występem. Mijailović miał żal do klubu, że sam musiał zapłacić za operację mięśni przywodziciela, która została przeprowadzona kilka miesięcy wcześniej w Niemczech. Łącznie w żółto-czerwonej koszulce zagrał 36 meczów, dziś już na piłkarskiej emeryturze.
Tomasz Lisowski
Pewnie wielu żółto-czerwonych kibiców zastanawia się jak to możliwe, że popularny „Lisu” w okresie gry w Koronie Kielce nie dostał powołania do reprezentacji Polski. Brak tego wyróżnienia dziwił, zwłaszcza że pozycja lewego obrońcy nie była mocno obsadzona. Bez wątpienia w Kielcach przeżywał swój najlepszy moment w karierze. Był podstawowym zawodnikiem „Bandy Świrów” Leszka Ojrzyńskiego i dobrym duchem drużyny. Piękna historia mogłaby trwać dłużej, gdyby nie poważna kontuzja. W rundzie jesiennej sezonu 2013/2014 zerwał wiązadła w kolanie i po tym już więcej nie zagrał w barwach Korony w ekstraklasie. W sumie w najwyższej lidze w kieleckim klubie wystąpił w 75 spotkaniach, w których strzelił jedną bramkę.
Kamil Sylwestrzak
Na początku miał trudne zadanie, bo przychodził do Kielc jako mało znany zawodnik Chojniczanki Chojnice. Do tego rywalizował na tej samej pozycji z Tomaszem Lisowskim. Jednak mocno pracował i był bardzo cierpliwy. Gdy tylko dostał swoją szansę, to wykorzystał ją z nawiązką. Był dużym odkryciem Korony, jego znakiem rozpoznawczym były ofensywne rajdy skrzydłem i dokładne dośrodkowania w pole karne. Po odejściu Piotra Malarczyka z klubu, został wybrany kapitanem kieleckiego zespołu. Słynął z nieustępliwości, waleczności i wyjątkowego charakteru. We wrześniu 2015 roku w szlagierowym meczu pod Wawelem z Wisłą Kraków tak niefortunnie zderzył się rywalem, że po tym starciu cały zalał się krwią. Po chwili wstał, otarł twarz chustką, dograł mecz do końca, a w ostatnich minutach został bohaterem, wybijając zmierzającą do siatki piłkę z samej linii bramkowej. A po meczu nie ukrywał niezadowolenia: - Jak się czuję? Normalnie. Mam do siebie pretensje, bo, z całym szacunkiem - mnie pękła głowa, a jemu nic - mówił w swoim stylu "Małpa". Łącznie w ekstraklasie w barwach Korony Sylwestrzak zagrał 97 spotkań, w których strzelił aż 11 goli.
Rafał Grzelak
Takiego "młotka w nodze", jaki miał "Grzelu", mogło zazdrościć Koronie wiele klubów ekstraklasy. Na boisku prawdziwy wojownik, twardy, nieustępliwy, charakterny, grający zawsze w myśl zasady: "Piłka może przejść, rywal nie". Z tego powodu często łapał też żółte kartki. W ciągu dwóch lat spędzonych w Koronie szybko zjednał sobie sympatię kibiców. Na boisku potrafił przymierzyć lewą nogą ze stałego fragmentu gry, ale też celnie dośrodkować w biegu. W Koronie zagrał 58 spotkań, strzelił dwa gole i zanotował pięć asyst. Odchodząc z Kielc, spróbował swoich sił na Wyspach Brytyjskich, gdzie trafił do szkockiego Hearts. Po krótkim pobycie w Szkocji Grzelak wrócił do Polski do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza. Ściągnął go tam dobrze znany mu szkoleniowiec z czasów Korony - Maciej Bartoszek. Latem 2018 roku "Grzelu" znów był łączony z kieleckim klubem, ale do transferu nie doszło. Piłkarz nie porozumiał się z włodarzami Korony i został w Niecieczy, a dziś jest piłkarzem Zagłębia Sosnowiec.
fot: Patryk Ptak, Paula Duda
Wasze komentarze
Jemu piłka nie przeszkadzała.
Chociaż był krnąbrnym człowiekiem i chadzał swoimi ścieżkami.
Mając przeciwnika z piłką przed sobą to on pierwszy atakował piłkę nie czekał co zrobi z piłka przeciwnik jak większość obrońców. W ten sposób był zawsze o milisekundę szybszy, i to on pierwszy dotykał piłki, on przejmował inicjatywę.
Do tego był twardy, mocno stał na nogach, nie odpuszczał, dobrze zastawiał.
Problemem był charakter ale może to był taki mix.