W 2016 roku po 15. minucie drugiej połowy chciałem wyłączyć telewizor...
- Nie jestem zdenerwowany. Mieliśmy dwa treningi i nie było czasu się denerwować (śmiech). Przed nami jeszcze wideo, analizy… Może inaczej będzie po przyjeździe do Kolonii, ale jeszcze nie teraz – mówi przed Final Four Ligi Mistrzów obrotowy PGE VIVE Kielce, Arciom Karalok, który zadebiutuje na wydarzeniu tej rangi.
Białorusin dodaje: - Jeżeli wygramy, to będzie to coś niesamowitego. Niektórzy grają w Lidze Mistrzów przez całe życie i nigdy tam nie byli. Ja dopiero pierwszy rok i już tam jadę, a mogę zrobić jeszcze więcej.
REKLAMA
W kieleckich szeregach nie brakuje postaci, których można zapytać o wrażenia z Kolonii. - Pytałem, oczywiście! Nie da się jednak tego opowiedzieć. To taka atmosfera, że trzeba tam pojechać i to przeżyć – nie ma wątpliwości kołowy.
Do tej pory Karalok śledził Final Four z perspektywy obserwatora. - Oglądałem ostatnie cztery turnieje. I to mi pokazało, że wszystko może się zdarzyć. Po 15. minucie drugiej połowy w 2016 roku chciałem wyłączyć telewizor, ale pomyślałem, że zobaczymy, co będzie… - opisuje gracz nawiązując do pamiętnego triumfu kielczan w starciu z Veszprem.
Zawodnik przyznaje, że w jego ojczyźnie – na Białorusi – piłka ręczna nie cieszy się taką popularnością jak w naszym kraju. - Nie ma takiego zainteresowania jak w Polsce. Chciałbym, żeby było większe. Odkąd jesteśmy w Final Four, tylko raz ktoś mnie o to zapytał – kwituje obrotowy.
fot. Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze