Można powiedzieć, że Cracovia to mój ulubiony zespół w ekstraklasie
W mieszanych nastrojach schodzili w poniedziałkowy wieczór z boiska piłkarze Korony Kielce. Z jednej strony - zadowoleni, ponieważ dwukrotnie musieli gonić wynik i za każdym razem udawało im się odrabiać straty. Ale z drugiej - smutni, ponieważ ich postawa w drugiej połowie naprawdę mogła się podobać. Przy odrobinie szczęścia i jeszcze lepszej skuteczności, żółto-czerwoni mogli wywieźć z Krakowa komplet punktów.
- Pozostaje niedosyt. Może rzeczywiście źle weszliśmy w ten mecz, ale później nasza gra zaczęła wyglądać znacznie lepiej. Kontrolowaliśmy przebieg spotkania i żałujemy, że nie udało się dziś w Krakowie wywalczyć trzech punktów. Musimy jednak szanować to jedno "oczko". Pozostaje nam czekać tylko do kolejnego meczu - mówi Marcin Cebula, pomocnik kieleckiego klubu.
REKLAMA
- Od pierwszych minut spotkania Cracovia wysoko na nas ruszyła. Nasza gra nie wyglądała najlepiej, ale z minuty na minutę się rozkręcaliśmy. Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak niebezpiecznym rywalem jest Cracovia. I to się dziś potwierdziło - dodaje.
To właśnie pomocnik kieleckiej ekipy zdobył pierwszego wyrównującego gola dla Korony. To było jego drugie trafienie w ekstraklasie. Pierwsze - co ciekawe - również zdobył w meczu przeciwko "Pasom". - Rzeczywiście, na razie sprzyja, można powiedzieć, że Cracovia to mój ulubiony zespół w ekstraklasie - uśmiecha się "Cebul". - Ale mam nadzieję, że przeciwko innym drużynom również będę trafiał. Oby tych bramek było jak najwięcej - dodaje.
To już dziewiąty mecz Korony z rzędu bez porażki w lidze. Licząc do tego mecze pucharowe, Korona jest już niepokonana od dwunastu spotkań. - Oczywiście, cieszymy się z tego. Bardzo byśmy chcieli utrzymać tę serię do końca rundy - mówi wychowanek Pogoni Staszów.
Kielczanie przystępowali do poniedziałkowego spotkania w mocno okrojonym składzie. Oprócz wcześniej kontuzjowanych Michała Gardawskiego, Krystiana Misia i Nabila Aanokura, z powodu urazów wypadli także Ivan Jukić oraz Jacek Kiełb. Jak wspominał na konferencji prasowej trener żółto-czerwonych, Gino Lettieri, w tygodniu w szpitalu wylądował jeszcze Bartosz Rymaniak i normalnie by w tym meczu nie zagrał. Również zmiana Kena Kallaste w drugiej połowie meczu również była podyktowana koniecznością, a nie chęcią zmian personalnych czy ustawienia drużyny. - Raczej nie patrzymy na to, że mamy wąską kadrę. Jest osiemnastka meczowa i tak naprawdę każdy może zagrać. Jest jak jest. Gramy na dwóch frontach, ale jak na razie dajemy sobie radę. Oby tak dalej - wyjaśnia 21-latek.
Przed kielczanami teraz intensywny okres. Do 15 grudnia żółto-czerwoni rozegrają jeszcze trzy mecze. - Tak już jest, my nie możemy z tym nic zrobić. Musimy zakończyć rok jak najlepiej - kończy Cebula.
fot. Krzysztof Porębski / PressFocus
Wasze komentarze