Premiera książki Grzegorza Tkaczyka! Zdobądź autograf i porozmawiaj z bohaterem
Kilka dni temu swoją premierę miała pierwsza autobiografia polskiego piłkarza ręcznego. Nie byle jakiego, bo książkę o swoim życiu i karierze napisał były kapitan kadry, zdobywca srebrnego medalu mistrzostw świata i zwycięzca Ligi Mistrzów – Grzegorz Tkaczyk. To książka, nad którą patronat objęła redakcja CKsport.pl.
Poznajcie szczegóły dotyczące reprezentacji Bogdana Wenty, o jakich nigdy nie słyszeliście. Dowiedzcie się, dlaczego Mariusz Jurasik zgubił się w Pałacu Prezydenckim, jak wyglądały kontakty na linii piłkarze – związek przed erą największych sukcesów kadry oraz co przeżywał sam Tkaczyk, gdy jego koledzy walczyli w finale Ligi Mistrzów.
REKLAMA
To książka, w której nie owija się w bawełnę. Tej zasady Grzegorz Tkaczyk trzymał się przez całe życie i przeniósł ją na swoją biografię. To dlatego poznacie też prywatne życie legendy polskiego szczypiorniaka. Ze wszystkim szczegółami – również tymi, dotyczącymi choroby dzieci, o której nigdy wcześniej nie mówił.
Książkę znajdziecie na www.idz.do/cksportpl-tkaczyk oraz w empik.com i salonach Empik w całej Polsce.
Spotkaj się z Grzegorzem Tkaczykiem!
Przy okazji premiery książki, fani szczypiorniaka kilkukrotnie będą mieli okazję porozmawiać o niej z Grzegorzem Tkaczykiem oraz Wojciechem Demusiakiem i Dariuszem Faronem, jej współautorami. To wyjątkowa okazja na zadanie pytań byłemu kapitanowi reprezentacji i zdobycie jego autografu. Jak powstawała książka? Co było najtrudniejsze przy jej tworzeniu? Jakiej reakcji czytelników oczekuje? Teraz macie szansę się dowiedzieć! Zapraszamy!
Spotkania odbędą się w:
Kielcach, 25 listopada o godzinie 18:00 w salonie Empik Korona (ul. Warszawska 26) https://www.facebook.com/events/375917069523918/
oraz
26 listopada, o godzinie 17:45 w Hali Legionów (ul. Leszka Drogosza 2) przed meczem PGE VIVE Kielce – Paris Saint Germain https://www.facebook.com/events/1978041785786598
Warszawie, 29 listopada o godzinie 18:00 w salonie Empik Arkadia (Aleja Jana Pawła II 82). Link do wydarzenia: https://www.facebook.com/events/1531582020244370/
Krakowie, 1 grudnia o godzinie 18:00 w salonie Empik Bonarka (ul. Kamieńskiego 8)
Dla tych, którzy wciąż nie są przekonani, mamy fragment książki:
W Rhein-Neckar Löwen nie bez znaczenia pozostawało to, że klub był nowym tworem. Powstał w 2002 roku z połączenia zespołów TSG Kronau i TSG Baden Östringen. Początkowo nazywał się SG Kronau /Östringen, lecz później ze względów marketingowych przeniesiono zespół do Mannheim i zmieniono nazwę na tę obecną. Oczywiście na meczach „Lwów” szybko uformowała się grupka najzagorzalszych kibiców. Wspierali drużynę swoimi śpiewami, ale daleko im było do sympatyków z Magdeburga. Muszę przyznać, że tęskniłem za tamtą atmosferą. Opowiadałem wam już, że na każde spotkanie „Gladiatorów” wychodziłem jak na wojnę, chciałem roznieść rywali. W Rhein-Neckar Löwen niczego takiego nie czułem, choć motywacji nie brakowało. Sam obiekt bardzo mi się podobał. SAP Arena, mieszcząca 13 tysięcy kibiców, robiła wielkie wrażenie, ale brakowało „tego czegoś”. Poza tym na co dzień ćwiczyliśmy w centrum treningowym w Kronau. Na tamtejszej hali znaliśmy każdą klepkę parkietu, jednak zdawało się to na nic, bo mecze domowe rozgrywaliśmy w Mannheim. Człowiek czuł się u siebie w domu trochę dziwnie. Byliśmy „Lwami” na obcej ziemi.
O ile w Magdeburgu tworzyliśmy z Kolą czy Bartkiem Jureckim polską mafię, o tyle w szatni „Lwów” szybko zawiązał się gang polsko-ruski. Oprócz mnie, Karola, Sławka Szmala i Mariusza Jurasika w jego skład wchodzili zawodnicy z terenów dawnego Związku Radzieckiego, głównie Rosjanie. Na porządku dziennym było więc rozmawianie w szatni mieszkanką języka polskiego i rosyjskiego. Menedżer Thorsten Storm bardzo się z tego powodu złościł. Co chwilę przychodził i przypominał: „Jesteśmy niemieckim zespołem, więc rozmawiamy po niemiecku!”. Mieliśmy w składzie zawodników z różnych krajów, ale pod tym względem nie byliśmy w Bundeslidze żadnym wyjątkiem. Selekcjoner tamtejszej kadry Heiner Brandt strasznie narzekał, że w czołowych drużynach rodzimej ligi nie grają przede wszystkim Niemcy. Lamentował, po czym sam powoływał do zespołu narodowego naturalizowanych zawodników, Klimovetsa czy Wielikiego, ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
Z graczami z bloku wschodniego trzymaliśmy się na tyle mocno, że zdarzało się nam spędzać razem wigilię. Do naszej paczki należeli między innymi Siergiej Gorbok, Siergiej Szelmienko oraz wspomniani Andrej Klimovets i świętej pamięci Oleg Wielikij.
Przed każdą wigilią dzieliliśmy się obowiązkami i ustalaliśmy, kto przygotuje dane potrawy. Karol Bielecki najczęściej był odpowiedzialny za usmażenie karpia. Niestety – przepraszam, Kola, muszę to napisać – szło mu to dużo gorzej niż rzuty z dystansu. Pewnego razu obowiązek przygotowania ryby wziął na siebie doświadczony wędkarz, Mariusz Jurasik. Józek nie brał porażki pod uwagę. Przed samą kolacją uświadomił sobie, że nie ma w lodówce karpia, a w Niemczech kupienie go było dużo trudniejsze niż w Polsce. Z zamrażalnika wyciągnął więc dużego leszcza. Karol tylko popatrzył na niego, kiwnął głową. „Rób leszcza, nikt się nie zorientuje, że to nie karp”. Kiedy Sławek Szmal, wielki fan ryb, zaczął głosić peany na cześć znakomicie przygotowanego karpia, Józek i Kola tylko popatrzyli na siebie i się uśmiechnęli. Po skończonej kolacji chłopaki przyznały się, że wigilijna tradycja została nieco nagięta, bo tak naprawdę zabrakło karpia, ale Kasa i tak był wniebowzięty.
fot. Anna Benicewicz-Miazga, materiały wydawcy