Kaptur na łeb i... łzy mi poleciały. Znowu to samo
Jeżeli mam opisać swoje zachowanie po meczu, to... Siedziałem na ławce, kaptur na łeb i pewnie siedziałbym tak do rana. Łzy poleciały – przyznał Mateusz Możdżeń, pomocnik Korony.
- Wiadomo, drugi rok z rzędu i rok po roku coś takiego, że w ostatniej kolejce mój zespół wypada z ósemki. Najgorsze, że sezon temu, w Podbeskidziu cieszyliśmy się na boisku. Dlatego teraz tonowałem nastroje, musiałem być czegoś pewny. W pewnej chwili usłyszałem radość kibiców, poczułem, że coś się odwróciło. Że ta karma chyba wraca. I jak to w życiu – poziom szczęścia wychodzi na zero. Udało się awansować – opowiadał „Możdżu”.
- Nasza postawa w meczu nie zachwyciła. Możemy zwalić oczywiście na to, że Termalica zagrała dobrze. Ja nigdy w życiu z tym zespołem nie przegrałem. Wygrywaliśmy, ja zdobywałem bramki, naprawdę miałem super passę. Dzisiaj nie było to udane spotkanie w naszym wykonaniu, w moim również i jestem tego świadomy. Czujemy gorzki smak przegranej – dodał pomocnik.
- Ale za nami końcowa mowa w szatni i dlatego tak to podsumuję: pracowaliśmy na ten sukces 30 kolejek. Dzisiaj widzimy, jak ważne były te mecze z Górnikiem Łęczna czy Pogonią Szczecin, jak duże znaczenie miały dla tabeli. Oczywiście straciliśmy też głupie punkty na wyjazdach, ale okazuje się na koniec, że to co wywalczyliśmy, wystarczyło nam do gry w górnej połowie tabeli – zakończył Możdżeń.
fot. Maciej Urban
Wasze komentarze
Zmienia Cię Vania i od razu oddaje świetny strzał. Po prostu forma zdołowała. Zastanówcie się z trenerami co na tym etapie można jeszcze z nią zrobić. Oczywiście możesz nie zauważać problemu. Ale, jako Twój kibic, obawiam się ,że wypadniesz ze składu.